Let's follow me on: lexijislife.wordpress.com
I hope you are gonna visit me! I missed writing but I changed :)
Ever And Forever
poniedziałek, 21 sierpnia 2017
środa, 17 czerwca 2015
Rozdzial 48
-Cher..-Chris wciaz siedzial na sofie.-Ja o niczym nie wiedzialem.Po prostu zadzownil do mnie ktoregos dnia proszac o spotkanie. Razem z John'em mielismy isc i mu najebac,ale jak zobaczylismy w jakim stanie jest..Nie moglismy go nie wysluchac.
-Nie psuj mi juz do reszty dnia.-warcze siegajac po torebke.-Gdzie John?-spogladam do korytarza a potem chwilowo na Jus'a dajac mu do zrozumienia co mam zaraz zrobic.
-U siebie.
-Najwyzszy czas was wreszcie ze soba zapoznac.-usmiecham sie tajemniczo szybko lapiac za reke mojego chlopaka i drepcze w strone czesci domu gdzie John ma swoj gabinet i sypialnie.
-Cher nie...Nie waz s...
-Puk,puk. Mozna?-wychylam sie za drzwi mocniej sciskajac dlon Jus'a.
-Tak...Tak jasne.-moj asystent usmiecha sie nie pewnie.Odklada papiery na biurko siadajac sobie wygodniej.
-Chcialabym ci kogos przedstawic.-usmiecham sie szarpiac Biebs'a troche mocniej.Mina John'a jest zabawna. Wiem ze nie wie jak sie zachowac,nie przygotowalam go na to spotkanie. Oh,dobra.Nie liczac naszego wtargniecia wczesniej do domu. Mniejsza o to. Justin patrzy na swoje buty i dostrzegam jak mocno zaciska warge.Jest wsciekly,doskonale zdaje sobie z tego sprawe.No ale co? Ja mam jechac poznac jego przyjaciela a on mojego asystenta nie moze? Oh God,trzymajcie mnie.
-Ah...-John wstaje i pewnym krokiem zmniejsza odleglosc miedzy nami a nim.
-Jus...-spogladam na mojego chlopaka dajac mu do zrozumienia zeby sie wyprostowal.Robi to jakby czytal mi w myslach.-To John...-skinam reka na blondyna w koszuli.-John...To moj...-tak w sumie nie wiem jak go przedstawic.Powiedziec ze to moj chlopak? Jus zerka na mnie,dyskretnie unaszac brew i kacik ust.Dupek pierdolony.
-Justin,milo mi.-wyciaga od razu reke prostujac sie z zawadiackim usmiechem.Jednak moge na niego liczyc.Od razu oddycham spokojniej.
-Mnie rowniez.-John dosc nie pewnie sciska jego reke patrzac co chwila na mnie.
-Taaaaak...-klaszcze w rece po chwili niezrecznej ciszy.-Nie tak to sobie wyobrazalam.-szepcze pod nosem.-Wiec my bedziemy sie zpierac.
-Wait...-Justin patrzy jeszcze raz na blondyna.-Bede musial z toba pogadac wiec jakbys mogl dac mi do siebie jakis namiar?
-Ah tak tak pewnie.-John wyciaga schludna wizytowke i podaje ja JB.Co od do cholery knuje?!?! Patrze na nich zdezorientowana i lekko spanikowana. Co to ma byc?!
-Do zobaczenia.-Justin macha zamykajac za soba drzwi i ta sama reke zarzuca mi na ramie.Nie odzywam sie,ide zamyslona marszczac brwi i dopiero kiedy dolaczaja do nas ochroniaze Biebs'a lekko wracam do swiata realistycznego.
-Nad czym tak myslisz?-sepcze mi do ucha usmiechajac sie lekko.
-Jesli bedziesz planowal cos za moimi plecami razem z John'em to znienawidze was obu.
-Oh?-lapie sie droga reka niby za serce.-Raniiiiisz.-dodaje dziewczencym glosem a ja od razu sie zaczynam smiac odpychajac go od siebie.
-Spadaj...-wywracam oczami krzyzujac rece na piersiach i kontynuujac swoj spacer.Po chwili Biebs jednak znow przyciaga mnie do siebie a ja jedna reka obejmuje go w pasie.Tak naprawde w tym momencie nie chce myslec jaki to pozniej bedzie szum w gazetach a nawet miedzy naszymi znajomymi. Nie chce sie tym martwic.Juz widzac spojrzenia ludzi przechodzacych, a nawet te nalezace do Hugo i Kenny'ego mnie dobijaly.Przez caly ten czas nic nie mowimy. Dajemy sobie czas na przemyslenia, ja zastanawiam sie o co chodzilo Tydze. A Jus co chwila glaszcze mnie to po ramieniu to po boku by uspokoic mnie kiedy niekontrolowanie moje miesnie sie spinaja.
-Wrocmy juz do domu...-spogladam na niego smutno.-Jestem zmeczona i glowa mnie boli.-przyciskam lekko moja prawa skron.
-Dobrze,dosc dlugo chodzimy.-przytula mnie do siebie jeszcze bardziej opiekunczo.-Kocham cie.-szepcze pochylajac sie nade mna.
-Ja ciebie tez.-usmiecham sie smutno.
To dziwne jak czasami wszystko mnie przytlacza a lzy mam na wierzku. To pokrecone jak czasami nie doceniam tego co mam przechodzac obok.A gdzie moja Mils? Gdzie moja wspaniala przyjaciolka? Od kiedy spotyka sie z Flores'em nie daje znaku zycia. Potrzebuje jej teraz...Ide jakbym byla wkurzona,prosto do siebie na gore zostawiajac Jus'a gdzies daleko za soba po tym jak wchodzimy do domu.Biore goraca kapiel.Bha! Najpierw sobie ja przygotowuje krecac sie po pokoju jak jakis huragan. Gdy juz zamaczam sie po szyje slysze pukanie do drzwi.
-Kochanie?-szept mojego chlopaka rozchodzi sie po pokoju.
-W lazience.-odpowiadam okrywajac sie piana jednak zostawiajac skrawek biodra dla jego fantazji.Od razu slysze przekrecanie zamka w drzwiach od pokoju i przekrecanie klamki w tych od lazienki.
-Mhhh....-przyrgryza warge kucajac przy wannie.-Wiem ze robisz to specjalnie.-wpija sie w moje usta gdy opieram brode o krawedz.Trzepocze rzesami usmiechajac sie slodziutko.
-Njie pjawda.-chichocze laczac nasze usta.Czuje jak usmiecha sie mi w usta i od razu moje serce bije szybciej.Uwielbiam gdy to robi...Jest wtedy taki sexowny. Oh dobra, przyznajcie...Kiedy Justin pieprzony Bieber nie jest pociagajacy? No dalej,dalej slucham? On nawet gdy za duzo wypije staje sie slodkim misiakiem.
-Co robimy dzis wieczorem?-pyta siadajac na blacie obok umywalki.
-A przepraszam ty masz zamiar tu zostac w tym momencie?-pytam rozesmiana.
-Mh...Tak?-patrzy podnoszac brew jakby to byla najbardziej oczywista rzecz na swiecie.
-Mh...Nie? Wypad mi.-wskazuje na drzwi.
-Wyganiasz swojego wspanialego,sexownego chlopaka za drzwiii?-pyta 'urazony' otwierajac szeroko oczy.
-Dokladnie tak...Bez czesci wspanialy i sexowny.-zanurzam sie cala w wodzie a ostatnie co widze to Justin wychodzacy z lazienki ktory smieje sie pod nosem.Juz widze jak wywraca nonszalancko oczami.
Nie mysle o tym co powiedzial Tyga,nie mysle o tym co to zmienia.Tak naprawde zycie toczy sie dalej.Nie potrzebuje go juz,nie bede tracic czasu na nienawidzenie go.Po prostu nie chce miec z nim juz kontaktu,to wszystko. Jestem teraz z Justin'em.Niedlugo wyjezdzamy w trase. Bede musiala doszlifowac choregorafie do filmu. Musze skupic sie na tym. Kiedy wychodze z wanny ubieram na siebie bialy puchowy szlafrok i spogladajac na chwile w lustro krece glowa. Wchodzac do pokoju widze lezacego na lozku Justina bez koszulki, w samych spodniach,jedzacego jakies chipsy i ogladajacego telewizje.Opieram sie o rame drzwi zakladajac rece na piersiach.Od razu na mnie patrzy spowalniajac czynnosc ktora wlasnie robil.
-Ooo...-patrzy na mnie zaskoczony.
Wiem doskonale o co mu chodzi.Mokre wlosy,krotki szalfrok.Usmiecham sie zawadiacko przykryzajac warge.Od razu sie podnosi do pozycji siedzacej ale ja pozostaje na swoim miejscu. Odgarniam ruchem reki wlosy do tylu i przechylam lekko glowe.On wstaje i sexownym ruchem podchodzi blizej mnie.
-Wygladasz kurewsko pociagajaco slonko.-szepcze mi do ucha stajac na przeciwko.
Nasze ciala sie nie stykaja.Dzieli nas cienka przestrzen a moje cialo az sie rwie by go dotknac.Usmiecham sie tylko niewinnie i podnosze wzrok na jego twarz gdy juz stoi wyprostowny.Odchylam lekko udo tak by szlafrok odkryl troszke mojego ciala.Jego palce mimowolnie dotykaja nagiego miejsca tyz przy kosci biodrowej.Moja reka lapie go za klamre od paska i przyciaga do siebie tak bysmy sie stykali.Usmiecha sie zlosliwie dotykajac obojczyka.Wszystko jest takie powolne,w pokoju rosnie napiecie.Jego palce zjerzdzaja w dol pomiedzy moje piersi.Odchylam lekko glowe przymykajac oczy.Moje dlonie wedroja wzdluz jego miesni brzucha tuz na kark by przyciagnac go blizej.Wskakuje mu na rece oplatajac nogami.Nie spodziewal sie tego,zachwial sie na chwilke lecz mimo wszystko lapie mnie za uda,tuz pod posladkami.Patrzy na mnie z pozadaniem a ja,bedac jednak na gorze,spogladam na niego uwodzicielsko.Zblizam swoje usta do jego policzka,caluje najpierw zaglebienie pod uchem,zjezdzajac pocalunkami po wyrazistej szczece,dochodzac do kacika ust.Jego rece wciaz masuja moje uda.Gwaltownie odwraca glowe tak zeby zamknac moje warki w swoich.Usmiecham sie poprawiajac sie w jego objeciach.Jego usta stykaja sie z moja szyja,idealnie tam gdzie jest moj slaby punkt.Doskonale wie ze tym bedzie na wygranej.
-Oh...-z moich ust wychodzi mimowolnie jek rozkoszy.
Nie ma zamiaru przestac,ze mna na rekach idzie do lozka jednak nie kladzie nas na nim.Poprawia mnie sobie na rekach usmiechajac sie gdy jego palce nie wyczowaja bielizny.
-Mr...Wiec masz tylko na sobie ten cholerny szlafrok tak?-patrzy mi w oczy sunac reka do gory po moim posladku.Usmiecham sie niczym mala dziewczynka zlapana na goracym uczynku.Kladzie mnie na lozku jednak w takiej pozycji ze szlafrok nadal nic nie odslania.Dzieki Bogu! Nie wiem co ja wyprawiam,co to za sytuacja.Nie mam pojecia co w tym momencie robie. Jest za wczesnie na sex.Oh jestesmy ze soba od zaledwie niecalych dwoch dni! Cher cholera jasna opamietaj sie!! Justin widzac moj zaniepokojony wzrok nachyla sie tylko usmiechajac sie smutno.-Rozumiem.-szepcze zlaczajac nasze usta a potem odwraca sie i idzie do lazienki.
Spieprzylam...Zjebalam to po calej linii.Ugh! Jak mozna byc taka idiotka!? Sama tego chcialas! Ugh no wiem...Na poczatku tak! Nie wybacze sobie tego.Dac mu taka nadzieje...Bylo tak blisko a pieprzylibysmy sie na tym cholernym lozku.Co ja narobilam?Powinnam za nim isc? Nie...Znow by mogl sobie cos pomyslec.Przysiegam, ze jesli nastepnym razem doprowadze do takiej akcji a pozniej sie rozmysle rzuce sie z mostu...Wywracajac oczy ku niebu i walac otwarta reka w czolo,wstaje kierujac sie do garderoby po jakas pizame. Juz czuje ta niezreczna sytuacje miedzy nami...Cholera jasna!
Rano budze sie i czuje jak czyjas reka trzyma mnie mocno w pasie.Moje plecy przycisniete sa do jego klatki piersiowej i czuje jak jeszcze spokojnie oddycha. Najwidoczniej wieczorem zasnelam za nim Jus zdazyl wrocic z lazienki.Usmiecham sie pod nosem wyciagajac reke po telefon.
-Nie wierc sie tak.-slysze szept przy uchu wiec od razu zastygam w tamtej pozycji a potem odwracam sie w jego objeciu.
Czekoladowe oczy spogladaja na mnie lekko z gory nadal przymrozone. Odgarniam mu niesforne kosmuki grzywki z czola usmiechajac sie niewinnie.
-Jestes na mnie bardzo zly?
-Za wczoraj?
Skinam glowa smutna.Czuje jak przysowa mnie do siebie jeszcze bardziej i caluje moj nos.Mimowolnie na moich ustach rodzi sie usmiech.Wtulam sie w niego kiedy jego podbrodek laduje na czobku mojej glowy.
-Nie jestem zly...Wiesz ze niczego na tobie nie wymuszam, nie powiem bo na poczatku bylem zszokowany ze zostawilas mnie w takiej sytuacji.
Caluje jego klatkie piersiowa.
-Przepraszam.-odchylam sie lekko i zlaczam nasze usta.-Dzien dobry,tak po za tym.
-Dzien dobry,kochanie.-usmiecha sie do mnie blogo.
-Cher! Justin! Mozecie zejsc?! Za 10 minut musicie byc w studio!-slyszymy krzyk John'a.
Patrzymy po sobie z Justin'em i szybko wyskakujemy z lozka. 5 minut i jestesmy w samochodzie kierujac sie na autostrade,oczywiscie Jus wybiera szybsza droge i kiedy jestesmy juz niedaleko,a on moze zwolnic swoja prawa reke przenosi ja na moje udo spogladajac na mnie z usmiechem.Klade swoja lewa dlon na jego karku bawiac sie jego wlosami i widzac jak sie rozluznia od razu robie sie spokojniejsza. Kiedy dojezdzamy na miejsce, na parkingu widze samochody Tygi jak i Chris'a.
-Damn...
-Spokojnie skarbie.-Justin nachyla sie by pocalowac mnie w policzek, wiem ze zrobilby to w usta gdyby nie paparazzi stojacy niedaleko wejscia.
Pokajac do gabinetu Scooter'a Justin przepuszcza mnie w drzwiach.Przy stole jak sie spodziwalam zastaje wczesniej wspomniana dwojke mezczyzn i menager'a Biebsa.
-Czesc wam.-Scoot najwidoczniej jest w swietnym nastroju.
W przeciwienstwie do nas.
-Mozesz nam wytlumaczyc co tu sie dzieje?-Justin zaslania mnie lekko swoim cialem widzac jak Tyga sie na mnie gapi.
-Usiadzcie.-mowi Chris.
Popycham leciutko JB zeby usiadl i robie to samo jak najdalej od calej trojki nadal bedac blisko mojego chlopaka.Mam tego szczerze dosc, to cale przedstawienie nie ma konca.
-Chcielibysmy wyjasnic wszystko.-Mowi Scoot.
-Nie.-mowie gwaltownie a wszyscy odwracaja na mnie wzrok.-Nie ma takiej opcji.Nie chce.Nie wy decydujecie. Jak na razie za duzo sie wydarzylo.
-Nie chcesz znac prawdy?-pyta moj latynoski przyjaciel.
-Nie.
Scooter z Chris'em spogladaja na siebie zdziwieni.Widze ze szanuja moja wole, jednak Tyga ma inne zdanie. Podnosi sie napiecie i wychodzi trzaskajac za soba drzwiami.Spogladam smutno na Justin'a a on doskonale wie o co mi chodzi. Wstaje podajac mi dlon i kiedy za nia lapie kieruje sie do drzwi.
-Narazie.-mowi za nas obu.
-Musze do toalety.-mowie kiedy idziemy korytarzem.
-Zaczekam na ciebie przy windzie.-usmiecha sie do mnie poszczajac nasz uscisk.
Kieruje sie w strone lazienek szukajac w torbie chisteczek. Czuje jak mi sie kreci w glowie ale ignoruje to wszystko zwalajac po prostu na nadmiar emocji w ostatnim czasie. Kiedy wchodze do pomieszczenia kieruje sie w strone ostatniej kabiny.W pewnym momencie moje nogi odmawiaja posluszenstwa a w uszach zaczyna dzownic. Upuszczam moja torebke i lapiac sie sciany osowam sie plecami w dol.
-Just...-probuje krzyczec jednak z moich ust wychodzi tylko szept...Nawet nie zdazam dokonczyc zdania kiedy moje oczy opadaja z bezsilnosci.
________________________________________________
Hej?
Dziwnie jest mi tu wrocic. Czuje sie winna...Pozucilam swojego bloga pod wplywem wszystkich wydarzen w moim zyciu.Zlozylam niektorym poste obiednice za ktore szczerze PRZEPRASZAM.
Nie bede mowic ze bede pisac regularnie,poniewaz sama nie wiem,chcialabym wrocic tu jak dawniej.
Musze przeczytac bloga od nowa,poniewaz przyznaje ze malo pamietam...Wszyskto mi sie pomieszalo,
Zauwazylam ze mimo wszystko niektorzy z was wciaz tu zagladaja. Dziekuje sloneczka <3
Rozdzial jest do dupy,wiem...Przechodzil przez kilka waz weny i jej braku.
Cos wymysle. To akurat wam przysiegam.
To co? Kontynuujemy nasza przygode z Cher i Jus'em?
PRZEPRASZAM ZA WSZYSTKIE BLEDY I POMYLKI KTORE NIE LACZA SIE Z POPRZEDNIMI ROZDZIALAMI. Jak juz mowilam nie pamietam szczegolow i troszke sie motalam z datami i tak dalej.
-Patrys.
-Nie psuj mi juz do reszty dnia.-warcze siegajac po torebke.-Gdzie John?-spogladam do korytarza a potem chwilowo na Jus'a dajac mu do zrozumienia co mam zaraz zrobic.
-U siebie.
-Najwyzszy czas was wreszcie ze soba zapoznac.-usmiecham sie tajemniczo szybko lapiac za reke mojego chlopaka i drepcze w strone czesci domu gdzie John ma swoj gabinet i sypialnie.
-Cher nie...Nie waz s...
-Puk,puk. Mozna?-wychylam sie za drzwi mocniej sciskajac dlon Jus'a.
-Tak...Tak jasne.-moj asystent usmiecha sie nie pewnie.Odklada papiery na biurko siadajac sobie wygodniej.
-Chcialabym ci kogos przedstawic.-usmiecham sie szarpiac Biebs'a troche mocniej.Mina John'a jest zabawna. Wiem ze nie wie jak sie zachowac,nie przygotowalam go na to spotkanie. Oh,dobra.Nie liczac naszego wtargniecia wczesniej do domu. Mniejsza o to. Justin patrzy na swoje buty i dostrzegam jak mocno zaciska warge.Jest wsciekly,doskonale zdaje sobie z tego sprawe.No ale co? Ja mam jechac poznac jego przyjaciela a on mojego asystenta nie moze? Oh God,trzymajcie mnie.
-Ah...-John wstaje i pewnym krokiem zmniejsza odleglosc miedzy nami a nim.
-Jus...-spogladam na mojego chlopaka dajac mu do zrozumienia zeby sie wyprostowal.Robi to jakby czytal mi w myslach.-To John...-skinam reka na blondyna w koszuli.-John...To moj...-tak w sumie nie wiem jak go przedstawic.Powiedziec ze to moj chlopak? Jus zerka na mnie,dyskretnie unaszac brew i kacik ust.Dupek pierdolony.
-Justin,milo mi.-wyciaga od razu reke prostujac sie z zawadiackim usmiechem.Jednak moge na niego liczyc.Od razu oddycham spokojniej.
-Mnie rowniez.-John dosc nie pewnie sciska jego reke patrzac co chwila na mnie.
-Taaaaak...-klaszcze w rece po chwili niezrecznej ciszy.-Nie tak to sobie wyobrazalam.-szepcze pod nosem.-Wiec my bedziemy sie zpierac.
-Wait...-Justin patrzy jeszcze raz na blondyna.-Bede musial z toba pogadac wiec jakbys mogl dac mi do siebie jakis namiar?
-Ah tak tak pewnie.-John wyciaga schludna wizytowke i podaje ja JB.Co od do cholery knuje?!?! Patrze na nich zdezorientowana i lekko spanikowana. Co to ma byc?!
-Do zobaczenia.-Justin macha zamykajac za soba drzwi i ta sama reke zarzuca mi na ramie.Nie odzywam sie,ide zamyslona marszczac brwi i dopiero kiedy dolaczaja do nas ochroniaze Biebs'a lekko wracam do swiata realistycznego.
-Nad czym tak myslisz?-sepcze mi do ucha usmiechajac sie lekko.
-Jesli bedziesz planowal cos za moimi plecami razem z John'em to znienawidze was obu.
-Oh?-lapie sie droga reka niby za serce.-Raniiiiisz.-dodaje dziewczencym glosem a ja od razu sie zaczynam smiac odpychajac go od siebie.
-Spadaj...-wywracam oczami krzyzujac rece na piersiach i kontynuujac swoj spacer.Po chwili Biebs jednak znow przyciaga mnie do siebie a ja jedna reka obejmuje go w pasie.Tak naprawde w tym momencie nie chce myslec jaki to pozniej bedzie szum w gazetach a nawet miedzy naszymi znajomymi. Nie chce sie tym martwic.Juz widzac spojrzenia ludzi przechodzacych, a nawet te nalezace do Hugo i Kenny'ego mnie dobijaly.Przez caly ten czas nic nie mowimy. Dajemy sobie czas na przemyslenia, ja zastanawiam sie o co chodzilo Tydze. A Jus co chwila glaszcze mnie to po ramieniu to po boku by uspokoic mnie kiedy niekontrolowanie moje miesnie sie spinaja.
-Wrocmy juz do domu...-spogladam na niego smutno.-Jestem zmeczona i glowa mnie boli.-przyciskam lekko moja prawa skron.
-Dobrze,dosc dlugo chodzimy.-przytula mnie do siebie jeszcze bardziej opiekunczo.-Kocham cie.-szepcze pochylajac sie nade mna.
-Ja ciebie tez.-usmiecham sie smutno.
To dziwne jak czasami wszystko mnie przytlacza a lzy mam na wierzku. To pokrecone jak czasami nie doceniam tego co mam przechodzac obok.A gdzie moja Mils? Gdzie moja wspaniala przyjaciolka? Od kiedy spotyka sie z Flores'em nie daje znaku zycia. Potrzebuje jej teraz...Ide jakbym byla wkurzona,prosto do siebie na gore zostawiajac Jus'a gdzies daleko za soba po tym jak wchodzimy do domu.Biore goraca kapiel.Bha! Najpierw sobie ja przygotowuje krecac sie po pokoju jak jakis huragan. Gdy juz zamaczam sie po szyje slysze pukanie do drzwi.
-Kochanie?-szept mojego chlopaka rozchodzi sie po pokoju.
-W lazience.-odpowiadam okrywajac sie piana jednak zostawiajac skrawek biodra dla jego fantazji.Od razu slysze przekrecanie zamka w drzwiach od pokoju i przekrecanie klamki w tych od lazienki.
-Mhhh....-przyrgryza warge kucajac przy wannie.-Wiem ze robisz to specjalnie.-wpija sie w moje usta gdy opieram brode o krawedz.Trzepocze rzesami usmiechajac sie slodziutko.
-Njie pjawda.-chichocze laczac nasze usta.Czuje jak usmiecha sie mi w usta i od razu moje serce bije szybciej.Uwielbiam gdy to robi...Jest wtedy taki sexowny. Oh dobra, przyznajcie...Kiedy Justin pieprzony Bieber nie jest pociagajacy? No dalej,dalej slucham? On nawet gdy za duzo wypije staje sie slodkim misiakiem.
-Co robimy dzis wieczorem?-pyta siadajac na blacie obok umywalki.
-A przepraszam ty masz zamiar tu zostac w tym momencie?-pytam rozesmiana.
-Mh...Tak?-patrzy podnoszac brew jakby to byla najbardziej oczywista rzecz na swiecie.
-Mh...Nie? Wypad mi.-wskazuje na drzwi.
-Wyganiasz swojego wspanialego,sexownego chlopaka za drzwiii?-pyta 'urazony' otwierajac szeroko oczy.
-Dokladnie tak...Bez czesci wspanialy i sexowny.-zanurzam sie cala w wodzie a ostatnie co widze to Justin wychodzacy z lazienki ktory smieje sie pod nosem.Juz widze jak wywraca nonszalancko oczami.
Nie mysle o tym co powiedzial Tyga,nie mysle o tym co to zmienia.Tak naprawde zycie toczy sie dalej.Nie potrzebuje go juz,nie bede tracic czasu na nienawidzenie go.Po prostu nie chce miec z nim juz kontaktu,to wszystko. Jestem teraz z Justin'em.Niedlugo wyjezdzamy w trase. Bede musiala doszlifowac choregorafie do filmu. Musze skupic sie na tym. Kiedy wychodze z wanny ubieram na siebie bialy puchowy szlafrok i spogladajac na chwile w lustro krece glowa. Wchodzac do pokoju widze lezacego na lozku Justina bez koszulki, w samych spodniach,jedzacego jakies chipsy i ogladajacego telewizje.Opieram sie o rame drzwi zakladajac rece na piersiach.Od razu na mnie patrzy spowalniajac czynnosc ktora wlasnie robil.
-Ooo...-patrzy na mnie zaskoczony.
Wiem doskonale o co mu chodzi.Mokre wlosy,krotki szalfrok.Usmiecham sie zawadiacko przykryzajac warge.Od razu sie podnosi do pozycji siedzacej ale ja pozostaje na swoim miejscu. Odgarniam ruchem reki wlosy do tylu i przechylam lekko glowe.On wstaje i sexownym ruchem podchodzi blizej mnie.
-Wygladasz kurewsko pociagajaco slonko.-szepcze mi do ucha stajac na przeciwko.
Nasze ciala sie nie stykaja.Dzieli nas cienka przestrzen a moje cialo az sie rwie by go dotknac.Usmiecham sie tylko niewinnie i podnosze wzrok na jego twarz gdy juz stoi wyprostowny.Odchylam lekko udo tak by szlafrok odkryl troszke mojego ciala.Jego palce mimowolnie dotykaja nagiego miejsca tyz przy kosci biodrowej.Moja reka lapie go za klamre od paska i przyciaga do siebie tak bysmy sie stykali.Usmiecha sie zlosliwie dotykajac obojczyka.Wszystko jest takie powolne,w pokoju rosnie napiecie.Jego palce zjerzdzaja w dol pomiedzy moje piersi.Odchylam lekko glowe przymykajac oczy.Moje dlonie wedroja wzdluz jego miesni brzucha tuz na kark by przyciagnac go blizej.Wskakuje mu na rece oplatajac nogami.Nie spodziewal sie tego,zachwial sie na chwilke lecz mimo wszystko lapie mnie za uda,tuz pod posladkami.Patrzy na mnie z pozadaniem a ja,bedac jednak na gorze,spogladam na niego uwodzicielsko.Zblizam swoje usta do jego policzka,caluje najpierw zaglebienie pod uchem,zjezdzajac pocalunkami po wyrazistej szczece,dochodzac do kacika ust.Jego rece wciaz masuja moje uda.Gwaltownie odwraca glowe tak zeby zamknac moje warki w swoich.Usmiecham sie poprawiajac sie w jego objeciach.Jego usta stykaja sie z moja szyja,idealnie tam gdzie jest moj slaby punkt.Doskonale wie ze tym bedzie na wygranej.
-Oh...-z moich ust wychodzi mimowolnie jek rozkoszy.
Nie ma zamiaru przestac,ze mna na rekach idzie do lozka jednak nie kladzie nas na nim.Poprawia mnie sobie na rekach usmiechajac sie gdy jego palce nie wyczowaja bielizny.
-Mr...Wiec masz tylko na sobie ten cholerny szlafrok tak?-patrzy mi w oczy sunac reka do gory po moim posladku.Usmiecham sie niczym mala dziewczynka zlapana na goracym uczynku.Kladzie mnie na lozku jednak w takiej pozycji ze szlafrok nadal nic nie odslania.Dzieki Bogu! Nie wiem co ja wyprawiam,co to za sytuacja.Nie mam pojecia co w tym momencie robie. Jest za wczesnie na sex.Oh jestesmy ze soba od zaledwie niecalych dwoch dni! Cher cholera jasna opamietaj sie!! Justin widzac moj zaniepokojony wzrok nachyla sie tylko usmiechajac sie smutno.-Rozumiem.-szepcze zlaczajac nasze usta a potem odwraca sie i idzie do lazienki.
Spieprzylam...Zjebalam to po calej linii.Ugh! Jak mozna byc taka idiotka!? Sama tego chcialas! Ugh no wiem...Na poczatku tak! Nie wybacze sobie tego.Dac mu taka nadzieje...Bylo tak blisko a pieprzylibysmy sie na tym cholernym lozku.Co ja narobilam?Powinnam za nim isc? Nie...Znow by mogl sobie cos pomyslec.Przysiegam, ze jesli nastepnym razem doprowadze do takiej akcji a pozniej sie rozmysle rzuce sie z mostu...Wywracajac oczy ku niebu i walac otwarta reka w czolo,wstaje kierujac sie do garderoby po jakas pizame. Juz czuje ta niezreczna sytuacje miedzy nami...Cholera jasna!
Rano budze sie i czuje jak czyjas reka trzyma mnie mocno w pasie.Moje plecy przycisniete sa do jego klatki piersiowej i czuje jak jeszcze spokojnie oddycha. Najwidoczniej wieczorem zasnelam za nim Jus zdazyl wrocic z lazienki.Usmiecham sie pod nosem wyciagajac reke po telefon.
-Nie wierc sie tak.-slysze szept przy uchu wiec od razu zastygam w tamtej pozycji a potem odwracam sie w jego objeciu.
Czekoladowe oczy spogladaja na mnie lekko z gory nadal przymrozone. Odgarniam mu niesforne kosmuki grzywki z czola usmiechajac sie niewinnie.
-Jestes na mnie bardzo zly?
-Za wczoraj?
Skinam glowa smutna.Czuje jak przysowa mnie do siebie jeszcze bardziej i caluje moj nos.Mimowolnie na moich ustach rodzi sie usmiech.Wtulam sie w niego kiedy jego podbrodek laduje na czobku mojej glowy.
-Nie jestem zly...Wiesz ze niczego na tobie nie wymuszam, nie powiem bo na poczatku bylem zszokowany ze zostawilas mnie w takiej sytuacji.
Caluje jego klatkie piersiowa.
-Przepraszam.-odchylam sie lekko i zlaczam nasze usta.-Dzien dobry,tak po za tym.
-Dzien dobry,kochanie.-usmiecha sie do mnie blogo.
-Cher! Justin! Mozecie zejsc?! Za 10 minut musicie byc w studio!-slyszymy krzyk John'a.
Patrzymy po sobie z Justin'em i szybko wyskakujemy z lozka. 5 minut i jestesmy w samochodzie kierujac sie na autostrade,oczywiscie Jus wybiera szybsza droge i kiedy jestesmy juz niedaleko,a on moze zwolnic swoja prawa reke przenosi ja na moje udo spogladajac na mnie z usmiechem.Klade swoja lewa dlon na jego karku bawiac sie jego wlosami i widzac jak sie rozluznia od razu robie sie spokojniejsza. Kiedy dojezdzamy na miejsce, na parkingu widze samochody Tygi jak i Chris'a.
-Damn...
-Spokojnie skarbie.-Justin nachyla sie by pocalowac mnie w policzek, wiem ze zrobilby to w usta gdyby nie paparazzi stojacy niedaleko wejscia.
Pokajac do gabinetu Scooter'a Justin przepuszcza mnie w drzwiach.Przy stole jak sie spodziwalam zastaje wczesniej wspomniana dwojke mezczyzn i menager'a Biebsa.
-Czesc wam.-Scoot najwidoczniej jest w swietnym nastroju.
W przeciwienstwie do nas.
-Mozesz nam wytlumaczyc co tu sie dzieje?-Justin zaslania mnie lekko swoim cialem widzac jak Tyga sie na mnie gapi.
-Usiadzcie.-mowi Chris.
Popycham leciutko JB zeby usiadl i robie to samo jak najdalej od calej trojki nadal bedac blisko mojego chlopaka.Mam tego szczerze dosc, to cale przedstawienie nie ma konca.
-Chcielibysmy wyjasnic wszystko.-Mowi Scoot.
-Nie.-mowie gwaltownie a wszyscy odwracaja na mnie wzrok.-Nie ma takiej opcji.Nie chce.Nie wy decydujecie. Jak na razie za duzo sie wydarzylo.
-Nie chcesz znac prawdy?-pyta moj latynoski przyjaciel.
-Nie.
Scooter z Chris'em spogladaja na siebie zdziwieni.Widze ze szanuja moja wole, jednak Tyga ma inne zdanie. Podnosi sie napiecie i wychodzi trzaskajac za soba drzwiami.Spogladam smutno na Justin'a a on doskonale wie o co mi chodzi. Wstaje podajac mi dlon i kiedy za nia lapie kieruje sie do drzwi.
-Narazie.-mowi za nas obu.
-Musze do toalety.-mowie kiedy idziemy korytarzem.
-Zaczekam na ciebie przy windzie.-usmiecha sie do mnie poszczajac nasz uscisk.
Kieruje sie w strone lazienek szukajac w torbie chisteczek. Czuje jak mi sie kreci w glowie ale ignoruje to wszystko zwalajac po prostu na nadmiar emocji w ostatnim czasie. Kiedy wchodze do pomieszczenia kieruje sie w strone ostatniej kabiny.W pewnym momencie moje nogi odmawiaja posluszenstwa a w uszach zaczyna dzownic. Upuszczam moja torebke i lapiac sie sciany osowam sie plecami w dol.
-Just...-probuje krzyczec jednak z moich ust wychodzi tylko szept...Nawet nie zdazam dokonczyc zdania kiedy moje oczy opadaja z bezsilnosci.
________________________________________________
Hej?
Dziwnie jest mi tu wrocic. Czuje sie winna...Pozucilam swojego bloga pod wplywem wszystkich wydarzen w moim zyciu.Zlozylam niektorym poste obiednice za ktore szczerze PRZEPRASZAM.
Nie bede mowic ze bede pisac regularnie,poniewaz sama nie wiem,chcialabym wrocic tu jak dawniej.
Musze przeczytac bloga od nowa,poniewaz przyznaje ze malo pamietam...Wszyskto mi sie pomieszalo,
Zauwazylam ze mimo wszystko niektorzy z was wciaz tu zagladaja. Dziekuje sloneczka <3
Rozdzial jest do dupy,wiem...Przechodzil przez kilka waz weny i jej braku.
Cos wymysle. To akurat wam przysiegam.
To co? Kontynuujemy nasza przygode z Cher i Jus'em?
PRZEPRASZAM ZA WSZYSTKIE BLEDY I POMYLKI KTORE NIE LACZA SIE Z POPRZEDNIMI ROZDZIALAMI. Jak juz mowilam nie pamietam szczegolow i troszke sie motalam z datami i tak dalej.
-Patrys.
niedziela, 1 lutego 2015
Wyjasnienia.
Ten post zostanie usuniety po dodaniu rozdzialu.
No wlasnie...Rozdzial.
Chodzi o to ze w sumie jest napisany,... Prawie skonczony. Ale mam blokade. Ku--wska blokade i brak weny ktory nie pozwala mi stworzyc nic sensownego!
Normalnie juz jestem wsciekla od kilku dni ze nie moge nic napisac :(
A jeszcze bardziej dobija mnie fakt ze nie dotrzymalam obiednicy,..
Przepraszam <3
Postaram sie skonczyc rozdzial jak najszybciej sie da.
Kocham was.
-Patrys
No wlasnie...Rozdzial.
Chodzi o to ze w sumie jest napisany,... Prawie skonczony. Ale mam blokade. Ku--wska blokade i brak weny ktory nie pozwala mi stworzyc nic sensownego!
Normalnie juz jestem wsciekla od kilku dni ze nie moge nic napisac :(
A jeszcze bardziej dobija mnie fakt ze nie dotrzymalam obiednicy,..
Przepraszam <3
Postaram sie skonczyc rozdzial jak najszybciej sie da.
Kocham was.
-Patrys
sobota, 24 stycznia 2015
Skarby!
Prawdopodobnie jutro wieczorem pojawi sie rozdzial. :)
Tesknie za pisaniem ale nie mam na to kapletnie czasu.
Zastanawiam sie nad zawieszeniem bloga lub calkowitym zakonczeniem go (=usunieciem).
Nie wiem juz cos robic...
Niektorzy tu jeszcze zagladaja i bardzo mnie to cieszy ze jeszcze ktos tu jest.
Jednak ja nie mam sily obecnie.
Tak strasznie mi przykro.
Dlatego prosze powiedzcie mi czego wy chcecie.
Pamietajcie ze to wy wybieracie.
Jesli chcecie bym dalej pisala co jakis czas to moge dalej pisac.
A jesli juz wam sie to znudzilo moge usunac.
KOCHAM WAS!
-Patrys
Tesknie za pisaniem ale nie mam na to kapletnie czasu.
Zastanawiam sie nad zawieszeniem bloga lub calkowitym zakonczeniem go (=usunieciem).
Nie wiem juz cos robic...
Niektorzy tu jeszcze zagladaja i bardzo mnie to cieszy ze jeszcze ktos tu jest.
Jednak ja nie mam sily obecnie.
Tak strasznie mi przykro.
Dlatego prosze powiedzcie mi czego wy chcecie.
Pamietajcie ze to wy wybieracie.
Jesli chcecie bym dalej pisala co jakis czas to moge dalej pisac.
A jesli juz wam sie to znudzilo moge usunac.
KOCHAM WAS!
-Patrys
poniedziałek, 1 grudnia 2014
Rozdzial 47
Ktokolwiek jeszcze odwiedza mojego bloga zostawcie po sobie jakikolwiek komentarz.
___________________________________________________
Usmiecha sie do mnie pokrzepiajaco. Siedze tak na lozku bawiac sie zakladkami na spodniach. Czuje sie glupio, jak jakas ostatnia beksa i idiotka. Matko no naprawde piekne wrazenie robie na Bieber'ze.
-Skarbie nie masz sie czego bac,jasne? Caly czas bede przy tobie i nie pozwole mu nawet na ciebie glosu podniesc.-bierze mnie na rece. Hm on chyba lubi mnie dzwigac. Zabawne.
-Nie myslmy juz o tym...Bede sie martwic jutro.Dzis chce jeszcze wyluzowac.-kiwam glowa gdy ten sadza mnie na blacie gdzie siedzialam jeszcze jakies pol godziny temu. Caluje mnie delikatnie w czolo i wraca do gotowania.
-Ta trasa bedzie epicka.-usmiecha sie z przekonaniem. Dobrze ze zmienia temat, jestem mu wdzieczna.- Ale musimy odwiedzic jeszcze tego mojego kolege, jasne?-odwraca na chwile glowe by spojrzec na mnie.
-TY go odwiedzisz a ja sobie poleniuchuje w domu.
-Mhhhhmmm...Cos ci sie chyba myli.-wywraca oczami.
-Brazyyylia,taaak?-przeciagam, zeskakujac z blatu i opieram sie o niego z zalozonymi rekami.
-Dokladnie, chica.-odwraca sie energicznie i porywa mnie do tanca podglaszajac wczesniej jakas latynoska piosenke.
-Mam pare ukrytych taletnow.-wpija sie w moje usta nadal mnie prowadzac w rytm muzyki. Uwielbiam te jego usta, to w jaki sposob wspolgraja z moimi, jak je dopelniaja...Cos magicznego,cos czego jeszcze nigdy nie doznalam tak naprawde. Nie myslalam ze mozna sie tak czuc.Gdy piosenka sie konczy Jus przechyla mnie tak by pocalowac moj dekolt. Od razu przechodza mnie dreszcze.
-Nie mam pojecia.-usmiecha sie rozbawiony i caluje mnie w usta przelotnie, odsuwajac mi krzeslo. Gentelman. Lubie takie gesty. Siadam wygodnie zabierajac sie za spaghetti z owocami morza i jakims sosem. On jeszcze nie zaczyna. Patrzy na mnie badawczo z wyczekiwaniem.
-Chodz...Trzeba spakowac rzeczy na jutro.
-Naprawde chyba napluje Tydze w twarz za wszystko.-warcze wskakujac po schodach
-Cher przysiegnij ze do poki nie skonczy nie otworzysz tej swojej pieknej buzki i nie bedziesz pierdolic jakis glupot,prosze?-ale z Chris'a odwokat no od siedmiu bolesci normalnie.
-Wr...-skinelam glowa warczac pod nosem.
-Ehm...-wciaz nie potrafilam na niego spojrzec.-Kilkanascie miesiecy temu wykryto u mnie raka trzustki.-mimowolnie na niego spogladam, z zaszokowana mina.- Nie wiedzialem wtedy co robic, ty mialas we mnie wsparcie a ja nie chcialem ci tego zabierac. Bylas taka szczesliwa, patrzylem na ciebie kazdego dnia wiedzac ze kiedys mnie zabraknie, nie moglem ci drogi raz pozwolic cierpiec..-zrobil przerwe gdy glos mu sie lekko zalamal.-Moj kumepl wpadl na pomysl, dosc ekstremalny ale jakze idealny. Znalezlismy mojego sobowtora. Jest identyczny w kazdym detalu, az lekko mnie to przerazalo.Pamietasz moj wyjazd niby do Europy, do Francji na nagrywanie z Guetta?-skinelam glowa wciaz majac otwarta buzie z zdzwienia.-Tak naprawde wyjechalem na terapie do prywatnej kliniki... Po powrocie...To nie bylem juz ja. Erik gral doskonale moja osobe, mial byc tylko medialny i bys ty nie musiala przezywac mojej choroby. Chcialem ci oszczedzic wszystkiego tego bolu, tej chemii i mojego wykonczenia. Nie chcialem bys mnie takiego ogladala, wiem ze masz dobre serce i bys sama sie za bardzo przejela. Wszystko szlo tak jak mialo. Erik powoli mial cie do siebie zrazic. Te wszystkie imprezy i co chwilowe znikanie. Nie mialem pojecia ze cie zdradzal i przyprowadzal dziwki, nie tak mialo byc. Nikt nie wiedzial o tej podmiance oprocz mojego kumpla. Musisz zrozumiec ze nie mialem pojecia iz on cie pobil.-spoglada na mnie z wstydem.- Cher musisz mi wybaczyc. Nie mialem pojecia.-jego glos jest wrecz blagaly.Spogladam na Chris'a. Ten przytakuje glowa.
-Chodz.-lapie go za dlon.-Musze wyjasnic mu pare spraw.-ocieram wierzchem dloni policzki i wracam do salonu.-Wiec tak.-Biebs siada na swoim poprzednim miejscu a ja zostaje na nogach.Biore gleboki wdech i kumuluje w sobie cala zlosc ktora wrecz ze mnie teraz tryska.-Zrobiles ze mnie zwykla dziwke. Zeszmaciles mnie. Pod moja niewiedze pozwoliles sypiac z innym facetem. Chciales mi oszczedzic bolu,tak? Zobacz co on ze mna zrobil!-wyrzucam rece w powietrze.-Zniszczyles kazdy kawalek mojej psychiki.-Przez ciebie nawet nie wiem kim jestes! Zwykly skurwiel. Jak mogles zostawic mnie w nieswiadomosci? Jak mogles w ogole wpasc na pomysl zastepowania mi ciebie?! To chyba ja powinnam decydowac! Pozwoliles komus innemu piperzyc mnie co noc. Pozwoliles komus innemu rujnowac mnie co klotnia.-wzdycham zamykajac na chwile oczy.-To wszystko bylo jednym wielkim klamstwem...Osobie ktora sie kocha nie robi sie takich swinstw.-warcze zagryzajac mocno szczeke. Dopiero teraz tak naprawde spogladam mu w oczy.-Dzieki tobie czuje sie teraz jak zwykla szmata. Erik potrzebowal sily zeby sprawic bym tak sie czula...A ty nawet palcem nie musisz skinac. Gratuluje. To to czego chciales osiagnac?!?!-nachylam sie nad nim.-Nawet napluc w twarz nie mam ci ochoty.-sycze naprawde wsciekle i ide do kuchni siegajac z lodowki zimny burbon.
-Wypierdalaj stad.-Justin wstaje energicznie wskazujac w kirunku drzwi.-No JUZ!!-podnosi glos ktory odbija sie echem po calej willi. Tyga poslusznie wstaje ostatni raz spogladajac na mnie a ja patrzac na jego wstretna osobe ocieram reka zbolaly od nerwow kark.
-Justin mozesz?-skinam na swojego ukochanego wchodzac po schodach z burbonem w reku. Od razu podrywa sie z miejsca i przeskakujac co drogi schodek wbiega za mna do pokoju. Siadam na lozku popijajac duzy lyk z butelki.
-Hej.Hej.Hej. Chyba nie masz zamiaru fundowac sobie kaca przez takiego chuja.-glos Bieber'a jest srogi jednak naprawde zatroskany.-Daj mi to.
-Nie.-mowie niczym mala dziewczynka przytulajaca dosiebie misia, ja w tym przypadku butelke.
-Malaaaaaa.-na twarzy blondyna momentalnie pojawia sie lobuzerski usmiech. Rzuca sie na mnie niezwazajac na to co trzymam i zaczyna mnie laskotac. Brakuje mi tchu a lzy od smiechu same wyplywaja z oczu.
-Justin! Hahahaha! Ju...Justin! Stop!-krzycze probujac mu sie jakos wydostac. W jednym momencie burbon wypada mi z reki i rozlewa sie po calym dywanie. -No i widzisz!-krzycze rozbawiona poprawiajac swoja koszulke.-Widzisz co zrobiles? Ghhh...-wywracam oczami wstajac by to jakos ogarnac jednak ten dupek lapiac mnie za biodra przyciaga na swoje kolana.
-Trzeba bedzie wyrzucic ten dywan.-stwierdza z udawana przykroscia.
-Zmarnowales dobra butelke alkoholu.- robie podkowke patrzac smutno na jego rece oplatajace moja talie.
-No i co? Przynajmniej nie zapijesz sie w trupa.-wzrusza ramionami i caluje moje ramie.-Masz moze ochote na spacer?- usmiecha sie zachecajaco.
-We dwoje?
-Plus Kenny i Hugo, oczywiscie.-wyszczerza te swoje biale zeby.
-Jak dla mnie spoko.Ej a kiedy jedziesz do tej Brazylii?-pytam wstajac i zwijam brudny dywan.-Trzymaj.-podaje mu butelke.-Wyrzucimy przy okazji.
-Jedziemy.Cher do cholery jedziesz ze mna.-wychodzimy razem zbiegajac do kuchni.
-Taaaaaa...To jest do przedyskutowania.-kiwam glowa podchodzac do lodowki.-Trzeba kupic nowy burbon.
____________________________________________
Heeej? Jest tu ktos jeszcze?
Wiecie co? Cholernie za wami tesknilam, za pisaniem, za waszymi komentarzami, za wspieraniem mnie. Naprawde tesknilam jak wariatka <3
Przepraszam za ta pieprzona przerwe. Nowa szkola przytloczyla mnie nauka. Naprawde to jakas masakra i zebym mogla cos zaliczyc musze miec temat wykuty do perfekcji. Plakac mi sie chce.
Pozniej zaliczylam upadek i popadlam w stanowcze zamkniecie swoich uczuc.
Ale jestem...Mam nadzieje ze rozdzial sie wam spodoba...Nie jest zachwycajacy ale ... No sama nie wiem.
Postaram sie juz dodawac troszeczke czesciej jakies wpisy.
Naprawde was przepraszam.
-Patrys
___________________________________________________
Usmiecha sie do mnie pokrzepiajaco. Siedze tak na lozku bawiac sie zakladkami na spodniach. Czuje sie glupio, jak jakas ostatnia beksa i idiotka. Matko no naprawde piekne wrazenie robie na Bieber'ze.
-Skarbie nie masz sie czego bac,jasne? Caly czas bede przy tobie i nie pozwole mu nawet na ciebie glosu podniesc.-bierze mnie na rece. Hm on chyba lubi mnie dzwigac. Zabawne.
-Nie myslmy juz o tym...Bede sie martwic jutro.Dzis chce jeszcze wyluzowac.-kiwam glowa gdy ten sadza mnie na blacie gdzie siedzialam jeszcze jakies pol godziny temu. Caluje mnie delikatnie w czolo i wraca do gotowania.
-Ta trasa bedzie epicka.-usmiecha sie z przekonaniem. Dobrze ze zmienia temat, jestem mu wdzieczna.- Ale musimy odwiedzic jeszcze tego mojego kolege, jasne?-odwraca na chwile glowe by spojrzec na mnie.
-TY go odwiedzisz a ja sobie poleniuchuje w domu.
-Mhhhhmmm...Cos ci sie chyba myli.-wywraca oczami.
-Brazyyylia,taaak?-przeciagam, zeskakujac z blatu i opieram sie o niego z zalozonymi rekami.
-Dokladnie, chica.-odwraca sie energicznie i porywa mnie do tanca podglaszajac wczesniej jakas latynoska piosenke.
O matko...Ale z niego boski tancerz. Nie sadziam ze potrafi cos innego oprocz hip-hopu,street dance'u czy free stylu...Moglabym przetanczyc tak z nim juz cale to popoludnie.
-A od kiedy to ty salse tanczysz?-usmiecham sie patrzac na jego usta.-Mam pare ukrytych taletnow.-wpija sie w moje usta nadal mnie prowadzac w rytm muzyki. Uwielbiam te jego usta, to w jaki sposob wspolgraja z moimi, jak je dopelniaja...Cos magicznego,cos czego jeszcze nigdy nie doznalam tak naprawde. Nie myslalam ze mozna sie tak czuc.Gdy piosenka sie konczy Jus przechyla mnie tak by pocalowac moj dekolt. Od razu przechodza mnie dreszcze.
-Aye, z taka tancerka to ja moge spedzic cala noc na parkiecie.-wzdycha przekladajac na talerze nasza kolacje.
-Nie masz czasem jakis latynoskich korzeni?-usmiecham sie biorac biale wino i idac za nim do jadalni.-Wloska kuchnia, brazylijska salsa. No no.-usmiecham sie stawiajac butelke na stole i podpieram sie jedna reka o biodro.-Nie mam pojecia.-usmiecha sie rozbawiony i caluje mnie w usta przelotnie, odsuwajac mi krzeslo. Gentelman. Lubie takie gesty. Siadam wygodnie zabierajac sie za spaghetti z owocami morza i jakims sosem. On jeszcze nie zaczyna. Patrzy na mnie badawczo z wyczekiwaniem.
-O matko! To jest pszyczne...-wzdycham zamykajac oczy. Od razu przypomina mi sie ostatni obiad w domu mojej ukochanej sasiadki z Wloch. Squisito. (tlum: znakomite,wysmienite)
-Oh...Balem sie ze nie spodoba ci sie.-zaczyna jesc.Reszte jedzenia spedzilismy w ciszy delektujac sie boska potrawa. Gdy oboje juz konczymi,opieramy sie wygodnie o nasze krzesla.
-Najadlam sie jak jakas swinia...Zaraz mi zoladek peknie.-lapie sie za brzuch wywracajac oczami a potem wstaje i zabierajac nasze talerze zanosze je do zlewu. Kiedy wracam Justin nawet sie nie poruszyl o centymetr. Siedzi tak wpatrujac sie w fale morza ktore widac przez okno. Sowam rekoma po jego ramionach opierajac glowe przy jego uchu a paznokciami smyrajac jego brzuch.
-Moglbym tak juz zawsze.-westchnal.
-Czyzby mlody, nieskonczony wulkan energii mial dosc?-caluje go w policzek.
-Po tej trasie wezme przerwe.Potrzebuje odpoczac.-wstaje w jednym momencie i poglaskal mnie po policzku kiedy jest juz twarza do mnie.
-Nie mowisz powaznie.-krece glowa.
-Cher...Pracuje nonstop od kiedy bylem maly a ostatnie 6 lat to jakies wariactwo... Naprawde chce chociaz rok dla siebie...Dla nas..Dla rodziny.-wtula sie we mnie niczym w mame a ja glaszcze go po wlosach. Nie sadzilam ze jest az tak zmeczony.
-Musisz to przemyslec na spokojnie,kochanie.-usmiecham sie i pozostajemy w zawieszeniu ciszy.-Chodz...Trzeba spakowac rzeczy na jutro.
-Naprawde chyba napluje Tydze w twarz za wszystko.-warcze wskakujac po schodach
-Chill baby...-klepie mnie w tylek. Nie wiem czemu ja sie tak wkurwiam.Powinnam byc spokojna. Przeciez nic juz sie nie zmieni. Teraz jest inaczej. Ja jestem z Justin'em. Tyga moze sie pierdolic ze swoimi dziwkami ile mu sie tylko podoba...Nasze zycia sie rozeszly wiec nie rozumiem sensu wracania do tamtej przykrej sytuacji. Po co on chce rozdrapywac moje rany? Czego on oczekuje?
-Przestan juz sie tym tak zamyslac.-mowi Jus calujac moja dlon kiedy nastepnego dnia rano jedziemy juz do mnie.
-Nie rozumiem calej iluzji tej sytuacji.-marszcze brwi przygryzajac paznokiec.Jestem jakas zaspana. Fakt faktem ze za chuja nie moglam spac, zle sie czulam i ciagle przytlaczaly mnie mysli. Biebs staral sie mnie jakos ''ukolysac'' , spiewal mi, opowiadal historie, glaskal...Jednak bez skutku. Kiedy wreszcie podjechalismy pod moja wille wyskoczylam z auta i czekajac na Jusa udalismy sie do budynku.
-Cher?-slysze glos John'a.
-Nie, Swiety Mikolaj.-klade klucze na komodzie w korytarzu i staje opierajac reke o biodro.-No wiec slucham? Miejmy to z glowy.-chyba nie mam ramiaru sie ruszyc dalej, musi to smiesznie wygladac poniewaz moj chlopak lekko popycha mnie do salonu. Nawet nie chce myslec o tym ze to pierwszy raz jak Jus widza sie z moim asystentem. Wchodze energicznie do salonu na gore gdzie na sofie siedzi Chris i moj byly. Oboje widzac mnie w progu od razu staja. -Ja to nie pani profesor,pff.-siadam naburmuszona na drogiej sofie i po chwili siada tuz obok mnie Jus. Brown mierzy go badawczo a ja posylam mu znaczace spojrzenie. Nie patrze nawet na Tyge, nie potrafie, ciagle boje sie jego obecnosi, jego wzroku i brzydzi mnie jego morda.-Wiec?-Cher przysiegnij ze do poki nie skonczy nie otworzysz tej swojej pieknej buzki i nie bedziesz pierdolic jakis glupot,prosze?-ale z Chris'a odwokat no od siedmiu bolesci normalnie.
-Wr...-skinelam glowa warczac pod nosem.
-Ehm...-wciaz nie potrafilam na niego spojrzec.-Kilkanascie miesiecy temu wykryto u mnie raka trzustki.-mimowolnie na niego spogladam, z zaszokowana mina.- Nie wiedzialem wtedy co robic, ty mialas we mnie wsparcie a ja nie chcialem ci tego zabierac. Bylas taka szczesliwa, patrzylem na ciebie kazdego dnia wiedzac ze kiedys mnie zabraknie, nie moglem ci drogi raz pozwolic cierpiec..-zrobil przerwe gdy glos mu sie lekko zalamal.-Moj kumepl wpadl na pomysl, dosc ekstremalny ale jakze idealny. Znalezlismy mojego sobowtora. Jest identyczny w kazdym detalu, az lekko mnie to przerazalo.Pamietasz moj wyjazd niby do Europy, do Francji na nagrywanie z Guetta?-skinelam glowa wciaz majac otwarta buzie z zdzwienia.-Tak naprawde wyjechalem na terapie do prywatnej kliniki... Po powrocie...To nie bylem juz ja. Erik gral doskonale moja osobe, mial byc tylko medialny i bys ty nie musiala przezywac mojej choroby. Chcialem ci oszczedzic wszystkiego tego bolu, tej chemii i mojego wykonczenia. Nie chcialem bys mnie takiego ogladala, wiem ze masz dobre serce i bys sama sie za bardzo przejela. Wszystko szlo tak jak mialo. Erik powoli mial cie do siebie zrazic. Te wszystkie imprezy i co chwilowe znikanie. Nie mialem pojecia ze cie zdradzal i przyprowadzal dziwki, nie tak mialo byc. Nikt nie wiedzial o tej podmiance oprocz mojego kumpla. Musisz zrozumiec ze nie mialem pojecia iz on cie pobil.-spoglada na mnie z wstydem.- Cher musisz mi wybaczyc. Nie mialem pojecia.-jego glos jest wrecz blagaly.Spogladam na Chris'a. Ten przytakuje glowa.
-Ja...-przelykam sline.-Ja potrzebuje powietrza.-spogladamm jak ta zblakana sarenka na caly salon i wybiegam po schodach na taras. Slysze tylko jak Justin zabrania Tydze iscia za mna i ze on to zrobi.
-Skarbie...-slysze jego zciszony glos kiedy ja wpatruje sie w panele patio. Dlonie mam wplatane we wlosy a lzy same leja sie po policzkach. Czy moje zycie musi byc wielkim pierdolonym klamstwem?! Jak to Tyga to nie Tyga?! Jak...Jak on mogl?! Jakim prawem on zrobil ze mnie idiotke!?-Skarbie...-moj chlopak zlapie mnie za lokiec odwracajac mnie do siebie i przyciskajac do klatki piersiowej.-Ulozymy to sobie jakos.-glaszcze mnie po plecach calujac w glowe. Lekko kolysze nami bym sie uspokoila. Nie moge. Ostatnio zaduzo odkrywam prawdy. Czy ludzie mysla ze jestem tak niedorosnieta dziewczynka iz nie poradze sobie z rzeczywistoscia? W jakiej wyimaginowanej bajce musze zyc skoro nie wiem nawet kto jest moja biologiczna matka?!
-To i tak koniec.-szepcze odsowajac od siebie mojego chlopaka.Marszczy automatycznie brwi.- Ja i on to juz przeszlosc i to ze teraz zdecydowal powiedziec mi prawde nie zmienia tego ze ja poszlam do przodu.-kiwam z przekonaniem glowa.
-Jestem z ciebie dumny kochanie.-Justin caluje mnie namietnie w usta. W tym momencie domyslam sie jak on musial sie bac. Co nim kierowalo? Bal sie ze skoro Tyga wrocil to go zostawie i wroce do tego skurwysyna? Oh...-Chodz.-lapie go za dlon.-Musze wyjasnic mu pare spraw.-ocieram wierzchem dloni policzki i wracam do salonu.-Wiec tak.-Biebs siada na swoim poprzednim miejscu a ja zostaje na nogach.Biore gleboki wdech i kumuluje w sobie cala zlosc ktora wrecz ze mnie teraz tryska.-Zrobiles ze mnie zwykla dziwke. Zeszmaciles mnie. Pod moja niewiedze pozwoliles sypiac z innym facetem. Chciales mi oszczedzic bolu,tak? Zobacz co on ze mna zrobil!-wyrzucam rece w powietrze.-Zniszczyles kazdy kawalek mojej psychiki.-Przez ciebie nawet nie wiem kim jestes! Zwykly skurwiel. Jak mogles zostawic mnie w nieswiadomosci? Jak mogles w ogole wpasc na pomysl zastepowania mi ciebie?! To chyba ja powinnam decydowac! Pozwoliles komus innemu piperzyc mnie co noc. Pozwoliles komus innemu rujnowac mnie co klotnia.-wzdycham zamykajac na chwile oczy.-To wszystko bylo jednym wielkim klamstwem...Osobie ktora sie kocha nie robi sie takich swinstw.-warcze zagryzajac mocno szczeke. Dopiero teraz tak naprawde spogladam mu w oczy.-Dzieki tobie czuje sie teraz jak zwykla szmata. Erik potrzebowal sily zeby sprawic bym tak sie czula...A ty nawet palcem nie musisz skinac. Gratuluje. To to czego chciales osiagnac?!?!-nachylam sie nad nim.-Nawet napluc w twarz nie mam ci ochoty.-sycze naprawde wsciekle i ide do kuchni siegajac z lodowki zimny burbon.
-Wypierdalaj stad.-Justin wstaje energicznie wskazujac w kirunku drzwi.-No JUZ!!-podnosi glos ktory odbija sie echem po calej willi. Tyga poslusznie wstaje ostatni raz spogladajac na mnie a ja patrzac na jego wstretna osobe ocieram reka zbolaly od nerwow kark.
-Justin mozesz?-skinam na swojego ukochanego wchodzac po schodach z burbonem w reku. Od razu podrywa sie z miejsca i przeskakujac co drogi schodek wbiega za mna do pokoju. Siadam na lozku popijajac duzy lyk z butelki.
-Hej.Hej.Hej. Chyba nie masz zamiaru fundowac sobie kaca przez takiego chuja.-glos Bieber'a jest srogi jednak naprawde zatroskany.-Daj mi to.
-Nie.-mowie niczym mala dziewczynka przytulajaca dosiebie misia, ja w tym przypadku butelke.
-Malaaaaaa.-na twarzy blondyna momentalnie pojawia sie lobuzerski usmiech. Rzuca sie na mnie niezwazajac na to co trzymam i zaczyna mnie laskotac. Brakuje mi tchu a lzy od smiechu same wyplywaja z oczu.
-Justin! Hahahaha! Ju...Justin! Stop!-krzycze probujac mu sie jakos wydostac. W jednym momencie burbon wypada mi z reki i rozlewa sie po calym dywanie. -No i widzisz!-krzycze rozbawiona poprawiajac swoja koszulke.-Widzisz co zrobiles? Ghhh...-wywracam oczami wstajac by to jakos ogarnac jednak ten dupek lapiac mnie za biodra przyciaga na swoje kolana.
-Trzeba bedzie wyrzucic ten dywan.-stwierdza z udawana przykroscia.
-Zmarnowales dobra butelke alkoholu.- robie podkowke patrzac smutno na jego rece oplatajace moja talie.
-No i co? Przynajmniej nie zapijesz sie w trupa.-wzrusza ramionami i caluje moje ramie.-Masz moze ochote na spacer?- usmiecha sie zachecajaco.
-We dwoje?
-Plus Kenny i Hugo, oczywiscie.-wyszczerza te swoje biale zeby.
-Jak dla mnie spoko.Ej a kiedy jedziesz do tej Brazylii?-pytam wstajac i zwijam brudny dywan.-Trzymaj.-podaje mu butelke.-Wyrzucimy przy okazji.
-Jedziemy.Cher do cholery jedziesz ze mna.-wychodzimy razem zbiegajac do kuchni.
-Taaaaaa...To jest do przedyskutowania.-kiwam glowa podchodzac do lodowki.-Trzeba kupic nowy burbon.
____________________________________________
Heeej? Jest tu ktos jeszcze?
Wiecie co? Cholernie za wami tesknilam, za pisaniem, za waszymi komentarzami, za wspieraniem mnie. Naprawde tesknilam jak wariatka <3
Przepraszam za ta pieprzona przerwe. Nowa szkola przytloczyla mnie nauka. Naprawde to jakas masakra i zebym mogla cos zaliczyc musze miec temat wykuty do perfekcji. Plakac mi sie chce.
Pozniej zaliczylam upadek i popadlam w stanowcze zamkniecie swoich uczuc.
Ale jestem...Mam nadzieje ze rozdzial sie wam spodoba...Nie jest zachwycajacy ale ... No sama nie wiem.
Postaram sie juz dodawac troszeczke czesciej jakies wpisy.
Naprawde was przepraszam.
-Patrys
sobota, 20 września 2014
Rozdzial 46
-Justin?!-krzycze schodzac po schodach.
-Kuchnia!-slysze jego rozesmiany glos. Zna mnie dobrze i wie ze nigdy nie szukam kogos po domu, wole po prostu krzyknac.
-Skarbie dzownila Miley...-siadam przy blacie i patrze jak kroi warzywa. Od razu wyciagam telefon i strzelam mu fotke.
-Kuchnia!-slysze jego rozesmiany glos. Zna mnie dobrze i wie ze nigdy nie szukam kogos po domu, wole po prostu krzyknac.
-Skarbie dzownila Miley...-siadam przy blacie i patrze jak kroi warzywa. Od razu wyciagam telefon i strzelam mu fotke.
'' Ladies and gentelman... @justinbieber gotuje! :O Czyzby kolejny talent?? Zobaczcie jego skupienie ^^ xD #lazy #time #friends #happy''
-Czy ty mi robisz zdjecie??-smieje sie pod nosem spogladajac na mnie.
-Yhyyy.-odwzajemniam usmiech odkladajac telefon na blat.-Wracajac do tematu...Mils mowila ze ktos dzwonil do Fredo bo chcial sie z toba spotkac.-mruze oczy.Gest czytko spontaniczny, nie ma pokazywac ze lekko mnie to zdzwilo.Ten glupkowato usmiecha sie pod nosem podnoszac i opuszczajac brwi.
-Ahaaaaa...Jakas ladna laska?-pyta smiejac sie.
-Cham.-wstaje zla chcac wyjsc z kuchni. Jego rece jednak zatrzymuja mnie w pasie w ostatnim momencie.
-Ale kochasz tego chama,prawda?-szepcze mi do ucha.
-Wlasnie sie nad tym zastanawiam.-odpowiadam naburmuszonym glosem.Sklada lekkie i wolne pocalunki na mojej szyi i ramieniu. Przechodza mnie dreszcie kiedy to robi. Jego dotyk, obecnosc,widok powoduje u mnie cieplo w srodku. Moje serce od razu cos sciska a w brzuchu jest tysiac motyli, a raczej kurde sloni! -Zadzwon do niego...Moze jakas laska chce numerek.-warcze mimo ze teraz juz sie z nim po prostu drocze.Chce go powtorzac.Wydostaje sie z jego uscisku widzac ze moje slowa go zszokowaly.Udaje sie biegiem na gore i rzucam na lozko. Oh...Zamykam na chwile oczy i gdy je otwieram mam przed soba twarz Justin'a. Przyszedl za mna od razu. Usmiecham sie w duchu. Mogl faktycznie zostac w kuchni i zadzonic do Alfredo nawet by zapytac sie kto to byl a on wolal przyjsc za mna. Mowilam juz ze jest wspanialy?
-Kocham cie.-szepcze po prostu. Wpatruje sie w jego czekoladowe oczy i usmiecham sie leciutko.
-Ja ciebie tez...-rowniez szepcze.
-Pamietaj o tym bo jestes najwazniejsza, nigdy nie mysl ze moglbym byc z kims innym,dobrze?-pyta powaznie a ja nie wierze ze on naprawde wzial moje slowa na serio. Przeciez zna mnie, wiedzial ze sie z nim drocze.
-Ja tylko chcialam cie wkurzyc...-chichocze ale on pozostaje nieugiety.
-Dobrze?-powtarza.Patrze na niego zdziwiona.
-Cham.-wstaje zla chcac wyjsc z kuchni. Jego rece jednak zatrzymuja mnie w pasie w ostatnim momencie.
-Ale kochasz tego chama,prawda?-szepcze mi do ucha.
-Wlasnie sie nad tym zastanawiam.-odpowiadam naburmuszonym glosem.Sklada lekkie i wolne pocalunki na mojej szyi i ramieniu. Przechodza mnie dreszcie kiedy to robi. Jego dotyk, obecnosc,widok powoduje u mnie cieplo w srodku. Moje serce od razu cos sciska a w brzuchu jest tysiac motyli, a raczej kurde sloni! -Zadzwon do niego...Moze jakas laska chce numerek.-warcze mimo ze teraz juz sie z nim po prostu drocze.Chce go powtorzac.Wydostaje sie z jego uscisku widzac ze moje slowa go zszokowaly.Udaje sie biegiem na gore i rzucam na lozko. Oh...Zamykam na chwile oczy i gdy je otwieram mam przed soba twarz Justin'a. Przyszedl za mna od razu. Usmiecham sie w duchu. Mogl faktycznie zostac w kuchni i zadzonic do Alfredo nawet by zapytac sie kto to byl a on wolal przyjsc za mna. Mowilam juz ze jest wspanialy?
-Kocham cie.-szepcze po prostu. Wpatruje sie w jego czekoladowe oczy i usmiecham sie leciutko.
-Ja ciebie tez...-rowniez szepcze.
-Pamietaj o tym bo jestes najwazniejsza, nigdy nie mysl ze moglbym byc z kims innym,dobrze?-pyta powaznie a ja nie wierze ze on naprawde wzial moje slowa na serio. Przeciez zna mnie, wiedzial ze sie z nim drocze.
-Ja tylko chcialam cie wkurzyc...-chichocze ale on pozostaje nieugiety.
-Dobrze?-powtarza.Patrze na niego zdziwiona.
-Dobrze.-skinam glowa usmiechajac sie blogo.
-Dobrze.-caluje mnie w nos a ja usmiecham sie leciutko krecac glowa.
-Spadaj dzwonic do Flores'a bo sie wkurzy.-smieje sie spychajac go z siebie.Podciaga tylko swoje spodnie i patrzac na mnie z pozadaniem zatrzymuje sie w drzwiach. Spogladam na co sie tak gapi i odkrywam ze widac mi caly koronkowy stanik.-Zboczeniec.-poprawiam szybko bluzke wywracajac oczmi.
-Taaaaaa...Tego nie zaprzecze.-mowi schodzac po schodach. Jest dzis jakis inny. Taki spokojny. Nie wiem co mu jest...Sam mi na pewno nie powie. Hmmm trzeba wymyslec sposob na wyciagniecie to od niego. Ktos jakies pomysly? Lezac przed laptopem gadalam z panna Minaj ktora obecnie jest gdzies w Europie. Matko ta laska kiedys zginie... Nie mowie jej ze jestem z Jusem. Jak na razie sama sie musze z nim do tego przywzywczaic. Moj chlopak pewnie bedzie chcial oglosic wszystkim ze jestesmy razem ale ja wole poczekac...Dajmy sobie czas, zobaczmy czy fakt ze bedziemy razem pracowac nie bedzie zagrazal naszemu zwiazku. Bedziemy w sumie ze soba jakies 24/7...No po za czasem kiedy bede przy kreceniu ''Step Up''.Po jakims czasie schodze na dol, kiedy Jussi nie daje znaku zycia. Chce sie do niego przytulic.Widzac go caly czas przy garach ze sluchawkami na uszach i podrygujacego w reytm muzyki usmiecham sie rozbawiona. Jest wspanialy. Jest po prostu soba. Podziwiam jego sile. Ludzie hejtuja go, on zalicza upadek i powraca silniejszy. On jest naprawde godny szacunku. Sam zapracowal na to co osiagnal. Przytulam sie do jego plecow calujac go w ramie. Czuje jak jego miesnie spinajac sie gdy palcami smyram jego brzuch. Mrr... Sciaga sluchawki zostawiajac je na swojej szyi.-Witam sliczna.-odwraca sie do mnie calujac w czolo i lapiac mnie za biodra sadza na wysepce. Sam staje po miedzy moimi nogami i opiera dlonie o krawedz, nachylajac sie leciutko w moja strone.
-Patrz jestem teraz super lazka!-usmiecham sie siegajac po dwie zolte papryki.
-Piles.-odrywam sie od niego.
-Tego wymaga potrawa.-puszcza oczko.-Dzis po wlosku.-znow zlacza nasze usta,teraz jednak przejmuje inicjatywe. Jest pewny siebie i bierze to czego chce.
-Mhmmmm w taki razie ja tez chce tej potrawy.-usmiecham sie zadziornie. Skina glowa i sie odwraca wyciagajac lampke i wlewajac w nia biale dobre wino.
-Per lei,signorina.-mowi powaznie i siega po swoj kieliszek.
-Nie wiedzialam ze mowisz po wlosku.-marszcze brwi.
-Bo nie mowie.-znow lekko sie smieje.-stokamy szklem demonstracyjnie.
-Mmmm...Pyszne.-degustuje.Usmiecha sie wracajac do patelni.-Skad umiesz gotowac po wlosku?
-Lubie ten kraj.-wzrusza ramionami.-Po za tym mam kucharza wlocha.-dodaje.
-No tak pewnie...Ja z Chris'em i John'em sami sobie gotujemy.-krece glowa kolujac kieliszkiem.
-Zamieszkajmy razem.-szczerzy sie do mnie.-Bede tylko i wylacznie twoim kucharzem.-juz czuje to drugie znaczenie jego wypowiedzi. Wybucham smiechem krecac glowa.
-Spokojnie,powoli. Juz niedlugo bedziemy dzielic ten sam tourbus.
-Spadaj dzwonic do Flores'a bo sie wkurzy.-smieje sie spychajac go z siebie.Podciaga tylko swoje spodnie i patrzac na mnie z pozadaniem zatrzymuje sie w drzwiach. Spogladam na co sie tak gapi i odkrywam ze widac mi caly koronkowy stanik.-Zboczeniec.-poprawiam szybko bluzke wywracajac oczmi.
-Taaaaaa...Tego nie zaprzecze.-mowi schodzac po schodach. Jest dzis jakis inny. Taki spokojny. Nie wiem co mu jest...Sam mi na pewno nie powie. Hmmm trzeba wymyslec sposob na wyciagniecie to od niego. Ktos jakies pomysly? Lezac przed laptopem gadalam z panna Minaj ktora obecnie jest gdzies w Europie. Matko ta laska kiedys zginie... Nie mowie jej ze jestem z Jusem. Jak na razie sama sie musze z nim do tego przywzywczaic. Moj chlopak pewnie bedzie chcial oglosic wszystkim ze jestesmy razem ale ja wole poczekac...Dajmy sobie czas, zobaczmy czy fakt ze bedziemy razem pracowac nie bedzie zagrazal naszemu zwiazku. Bedziemy w sumie ze soba jakies 24/7...No po za czasem kiedy bede przy kreceniu ''Step Up''.Po jakims czasie schodze na dol, kiedy Jussi nie daje znaku zycia. Chce sie do niego przytulic.Widzac go caly czas przy garach ze sluchawkami na uszach i podrygujacego w reytm muzyki usmiecham sie rozbawiona. Jest wspanialy. Jest po prostu soba. Podziwiam jego sile. Ludzie hejtuja go, on zalicza upadek i powraca silniejszy. On jest naprawde godny szacunku. Sam zapracowal na to co osiagnal. Przytulam sie do jego plecow calujac go w ramie. Czuje jak jego miesnie spinajac sie gdy palcami smyram jego brzuch. Mrr... Sciaga sluchawki zostawiajac je na swojej szyi.-Witam sliczna.-odwraca sie do mnie calujac w czolo i lapiac mnie za biodra sadza na wysepce. Sam staje po miedzy moimi nogami i opiera dlonie o krawedz, nachylajac sie leciutko w moja strone.
-Patrz jestem teraz super lazka!-usmiecham sie siegajac po dwie zolte papryki.
-Hahaha!-ten wybucha smiechem krecac glowa.-Glupia jestes...-mowi pomiedzy napadami smiechu.
-Taaaaa...-odkladam warzywa na blat.-Dlatego do siebie pasujemy.-wzruszam ramionami usmiechajac sie jak mala dziewczynka. -Co gotujesz?
-Niespodzianka. Mam nadzieje ze ci bedzie smakowac. -spoglada na moje usta a ja trzymajac dlon na jego ramieniu zlaczam nasze wargi. Smakuje slodko z nutka wina.-Piles.-odrywam sie od niego.
-Tego wymaga potrawa.-puszcza oczko.-Dzis po wlosku.-znow zlacza nasze usta,teraz jednak przejmuje inicjatywe. Jest pewny siebie i bierze to czego chce.
-Mhmmmm w taki razie ja tez chce tej potrawy.-usmiecham sie zadziornie. Skina glowa i sie odwraca wyciagajac lampke i wlewajac w nia biale dobre wino.
-Per lei,signorina.-mowi powaznie i siega po swoj kieliszek.
-Nie wiedzialam ze mowisz po wlosku.-marszcze brwi.
-Bo nie mowie.-znow lekko sie smieje.-stokamy szklem demonstracyjnie.
-Mmmm...Pyszne.-degustuje.Usmiecha sie wracajac do patelni.-Skad umiesz gotowac po wlosku?
-Lubie ten kraj.-wzrusza ramionami.-Po za tym mam kucharza wlocha.-dodaje.
-No tak pewnie...Ja z Chris'em i John'em sami sobie gotujemy.-krece glowa kolujac kieliszkiem.
-Zamieszkajmy razem.-szczerzy sie do mnie.-Bede tylko i wylacznie twoim kucharzem.-juz czuje to drugie znaczenie jego wypowiedzi. Wybucham smiechem krecac glowa.
-Spokojnie,powoli. Juz niedlugo bedziemy dzielic ten sam tourbus.
-Oooooh yeaaaah...-wzdycha rozmazony.-To bedzie wspaniala trasa.-zaciera rece a ja znow smieje sie glupio.
-Matko kochanie jak ty masz nie poukladane w glowie.-popijam wina.
-Moze chcesz jeszcze?-szybko zmienia temat skinajac na szklanke.
-Nie upijesz mnie,zapomnij.-krece glowa odkladajac pusty kielyszek do zlewu obok niego. Opieram sie o blat plecami i patrze na niego z zalozonymi rekoma.
-Myslisz ze ja chcialbym cie upic??? Ja? -przysowa sie do mnie.-Nie...No dobra masz racje.-smieje sie szybko i patrzy mi w oczy.-Jestes sliczna.
-Mhmmmm.-caluje go w szczeke.
-A wlasnie...-przypomina mus sie gdy juz odsowa sie ode mnie i siega po wode do lodowki.-Do Fredo dzwonil moj stary kolega by zaprsic do siebie do Brazylii.
-Jaki kolega zaprasza cie do Brazylii?-wytrzeszczam oczy.
-Poprawka kochanie... Nas do Brazylii.-usmiecha sie zawadiacko i popija wody.
-Ta nas. To zes sobie wymyslil.-kiwam glowa.
-Chce ci go przedstawic. Dzownilem do niego, mowil ze z checia cie pozna.-usmiecha sie.
-Ja nigdzie nie jade...Czyli bedziemy musieli wczesniej wyjechac,tak?-smuce sie troche.Wiem jestem dziwna ze jestem taka asertywna ale ja sie boje ze media zaczna zaraz gadac ze za duzo razem czasu spedzamy i tak dalej...
-Pojedziesz ze mna...Nie mozesz mnie teraz zostawic.-sprzeciwia sie powaznie.
-A co nie poradzisz sobie?-smieje sie pod nosem.
Slyszac moj telefon siegam po niego i krece glowa widzac zdjecie John'a.
-Cher?
-Nie,wrozka zebuszka...-mowie rozbawiona.
-Dobra nie wazne. Musisz wracac. Natychmiast.-jego glos jest powazny i slysze ze to nie sa przelewki.
-Cos sie stalo?
-Tak, to znaczy nie...Jednak tak.
-Mozesz mi powiedziec o co chodzi,denerwujesz mnie.-warcze niemilo idac do pokoju na gore. Biebs widzac moje zaniepokojenie od razu udaje sie za mna i siada na lozku kiedy ja staje przed duzym lustrem.
-Chodzi o Tyge. Musisz tu przyjechac.
-O Tyge? Chyba cie pojebalo ze teraz specjalnie bede wracac bo jemu sie cos zachcialo.Ja i on to rozdzial zamkniety, koniec kropka,okay?
Do reszty was na mozg powalilo.-siadam u Justin'a na kolanach a on od razu obejmuje mnie za biodro i caluje w skorn.
-Mala nie zartuj sobie. Nie dzownilbym przeciez gdyby to nie bylo nic waznego,tak? Zrozum ze musisz sie dowiedziec czegos waznego.
-O nim? Nie dziekuje.
-Cher! Ogarnij sie i nie strzelaj teraz fochow bo naprawde nie czas na nie. -ma racje, ostatnio jestem bardziej rozkapryszona.
-Kolejne jakies wielkie tajemnice?-pytam spokojnie ale i retorycznie.-Naprawde mam juz dosc...
-Prosze przyjedz.Proszeee..-przeciaga wrecz blagajac.
-Wez ty mu wytlumacz ze nie ruszam sie nigdzie jak na razie.-podaje Iphone Justin'owi i wtulam glowe w jego szyje.
-Tak slucham?-miesnie mojego chlopaka spinaja sie gdy pewnie rozmowca przedstawia mu sie.-Aha...Aha...Ahaa...Rozumiem... Jasne... Nie wiem co by to mialo dac... Chyba nie chcesz zeby cierpiala? Ja na pewno nie...Postaram sie ale nic nie obiecuje...Mhm..Taaa...-po chwili razlacza rozmowe i kladzie telefon za nami na lozku.
-I?-spogladam na niego smutno.
-Powinnas tam jechac. Musisz naprawde zrozumiec pare rzeczy.-usmiecha sie odgarniajac kosmyk wlosow z mojego czola.-Bedzie dobrze,obiecuje.-przytula mnie mocniej kiedy widzi jak sie kurcze.Boje sie tego co moze sie stac, tak boje sie Tyga, kto by sie nie bal idioty,skonczonego dupka ktory pobil cie tak dotkliwie, ktory zeszmacil cie, ktory wypral z wiary.Dlatego tez nie chcialam wiazac sie z Justin'em balam sie tego do czego moze byc zdolny... -Bede przy tobie skarbie, caly czas.-caluje mnie w policzek.
-Co ci powiedzial?
-Wytlumaczyl o co chodzi, Cher powinnas to uslyszec,ale nie ode mnie,dobrze?-spoglada na mnie podnoszac za brode moja twarz.Skinal tylko glowa ocierajac splywajaca po moim policzku lze.-Pojedziemy tam.
-Ale nie juz...Wrocmy jutro.Dajmy jeszcze dzis czas dla siebie.-zatrzymuje go przy sobie czujac jak chcial wstac i pewnie spakowac jakies potrzebne rzeczy.
-Masz racje...
_______________________________________________________
Jak myslicie o jakiego przyjaciela Justin'a chodzi? Myslicie ze zle sie potoczy wizyta w Brazylii? Czy Cher pojedzie z nim? I o co chodzi z Tyga? Co ukrywa? Czyzby powrocil? Cher ma sie bac? Justin naprawde bedzie ja wspieral?? I czy zwiazek Bieber'a z Lloyd to dobry pomysl?
-Patrys
-Matko kochanie jak ty masz nie poukladane w glowie.-popijam wina.
-Moze chcesz jeszcze?-szybko zmienia temat skinajac na szklanke.
-Nie upijesz mnie,zapomnij.-krece glowa odkladajac pusty kielyszek do zlewu obok niego. Opieram sie o blat plecami i patrze na niego z zalozonymi rekoma.
-Myslisz ze ja chcialbym cie upic??? Ja? -przysowa sie do mnie.-Nie...No dobra masz racje.-smieje sie szybko i patrzy mi w oczy.-Jestes sliczna.
-Mhmmmm.-caluje go w szczeke.
-A wlasnie...-przypomina mus sie gdy juz odsowa sie ode mnie i siega po wode do lodowki.-Do Fredo dzwonil moj stary kolega by zaprsic do siebie do Brazylii.
-Jaki kolega zaprasza cie do Brazylii?-wytrzeszczam oczy.
-Poprawka kochanie... Nas do Brazylii.-usmiecha sie zawadiacko i popija wody.
-Ta nas. To zes sobie wymyslil.-kiwam glowa.
-Chce ci go przedstawic. Dzownilem do niego, mowil ze z checia cie pozna.-usmiecha sie.
-Ja nigdzie nie jade...Czyli bedziemy musieli wczesniej wyjechac,tak?-smuce sie troche.Wiem jestem dziwna ze jestem taka asertywna ale ja sie boje ze media zaczna zaraz gadac ze za duzo razem czasu spedzamy i tak dalej...
-Pojedziesz ze mna...Nie mozesz mnie teraz zostawic.-sprzeciwia sie powaznie.
-A co nie poradzisz sobie?-smieje sie pod nosem.
Slyszac moj telefon siegam po niego i krece glowa widzac zdjecie John'a.
-Cher?
-Nie,wrozka zebuszka...-mowie rozbawiona.
-Dobra nie wazne. Musisz wracac. Natychmiast.-jego glos jest powazny i slysze ze to nie sa przelewki.
-Cos sie stalo?
-Tak, to znaczy nie...Jednak tak.
-Mozesz mi powiedziec o co chodzi,denerwujesz mnie.-warcze niemilo idac do pokoju na gore. Biebs widzac moje zaniepokojenie od razu udaje sie za mna i siada na lozku kiedy ja staje przed duzym lustrem.
-Chodzi o Tyge. Musisz tu przyjechac.
-O Tyge? Chyba cie pojebalo ze teraz specjalnie bede wracac bo jemu sie cos zachcialo.Ja i on to rozdzial zamkniety, koniec kropka,okay?
Do reszty was na mozg powalilo.-siadam u Justin'a na kolanach a on od razu obejmuje mnie za biodro i caluje w skorn.
-Mala nie zartuj sobie. Nie dzownilbym przeciez gdyby to nie bylo nic waznego,tak? Zrozum ze musisz sie dowiedziec czegos waznego.
-O nim? Nie dziekuje.
-Cher! Ogarnij sie i nie strzelaj teraz fochow bo naprawde nie czas na nie. -ma racje, ostatnio jestem bardziej rozkapryszona.
-Kolejne jakies wielkie tajemnice?-pytam spokojnie ale i retorycznie.-Naprawde mam juz dosc...
-Prosze przyjedz.Proszeee..-przeciaga wrecz blagajac.
-Wez ty mu wytlumacz ze nie ruszam sie nigdzie jak na razie.-podaje Iphone Justin'owi i wtulam glowe w jego szyje.
-Tak slucham?-miesnie mojego chlopaka spinaja sie gdy pewnie rozmowca przedstawia mu sie.-Aha...Aha...Ahaa...Rozumiem... Jasne... Nie wiem co by to mialo dac... Chyba nie chcesz zeby cierpiala? Ja na pewno nie...Postaram sie ale nic nie obiecuje...Mhm..Taaa...-po chwili razlacza rozmowe i kladzie telefon za nami na lozku.
-I?-spogladam na niego smutno.
-Powinnas tam jechac. Musisz naprawde zrozumiec pare rzeczy.-usmiecha sie odgarniajac kosmyk wlosow z mojego czola.-Bedzie dobrze,obiecuje.-przytula mnie mocniej kiedy widzi jak sie kurcze.Boje sie tego co moze sie stac, tak boje sie Tyga, kto by sie nie bal idioty,skonczonego dupka ktory pobil cie tak dotkliwie, ktory zeszmacil cie, ktory wypral z wiary.Dlatego tez nie chcialam wiazac sie z Justin'em balam sie tego do czego moze byc zdolny... -Bede przy tobie skarbie, caly czas.-caluje mnie w policzek.
-Co ci powiedzial?
-Wytlumaczyl o co chodzi, Cher powinnas to uslyszec,ale nie ode mnie,dobrze?-spoglada na mnie podnoszac za brode moja twarz.Skinal tylko glowa ocierajac splywajaca po moim policzku lze.-Pojedziemy tam.
-Ale nie juz...Wrocmy jutro.Dajmy jeszcze dzis czas dla siebie.-zatrzymuje go przy sobie czujac jak chcial wstac i pewnie spakowac jakies potrzebne rzeczy.
-Masz racje...
_______________________________________________________
Jak myslicie o jakiego przyjaciela Justin'a chodzi? Myslicie ze zle sie potoczy wizyta w Brazylii? Czy Cher pojedzie z nim? I o co chodzi z Tyga? Co ukrywa? Czyzby powrocil? Cher ma sie bac? Justin naprawde bedzie ja wspieral?? I czy zwiazek Bieber'a z Lloyd to dobry pomysl?
-Patrys
piątek, 5 września 2014
Rozdzial 45
Obiad w spokojnej,malej restauracji to naprawde swietny pomysl,tymbardziej ze jest doslownie dwa kroki od mojego domu.Siedzimy i rozmawiamy na przerozne tematy wciaz trzymajac sie za rece.Jest romantycznie,mimo ze nie ma blasku swiec,czerwonej rozy ani wytrawnego wina. Jestesmy po prostu my i przytulna atmosfera. Nie ma paparazzi, ani telewizji, wywiadow i tego calego chaosu. Jest tak spokojnie ze moglabym tu zostac.
-Kiedy chcesz wrocic?-pyta pozerajac z lyzeczki kawalek ciasta.
-Nie wiem.-wzroszam ramionami tak jakby bylo mi to obojetne.-Byleby nie jak najszybciej. 18'ego musimy wyjezdzac w traseeee...-mysle liczac ile w sumie zostalo nam czasu.
-Obiecalem chlopakom ze uzadzimy jeszcze sobie meski wieczor przed wyjazdem.-usmiecha sie pokornie, tak jakby bal sie mi o tym mowic.
-Nie ma problemu.-dotykam jego policzka.-Wiesz ze ze mna nie jest tak jak z Gomez.-caluje go delikatnie nachylajac sie nad stolikiem.
-Nie bedziesz zla jesli znikne z nimi na cala noc?-pyta podejrzliwie odrywajac sie na chwile.Przez moment mam zamkniete oczy a potem jednak z usmiechem siadam w wygodnym fotelu.
-Nie glupku. Ciesze sie gdy widze cie jak wyglupiasz sie z chlopakami. Jestes w tedy taki hmmmm jak w NeverSayNever.
-Ogladalas moj film?!-pyta zaskoczony wytrzeszczajac oczy.Skinam tylko glowa usmiechajac sie niesmialo.-Awwwww to takie slodkie.-zgrucha a moja mina od razu powaznieje.
-Przestan.-groze mu placem.
-Moja Cher ogladala moooj film.-smieje sie pod nosem.-Cooo chcialas popatrzec na Bieber'a bez koszulki nieeee?-rosza brwiami tylko po to zeby jeszcze bardziej mnie wkurzyc.
-Wygladales wtedy jak dzieciak!-smieje sie z niego, doskonale wiadomo ze umyslnie, a on od razu sie naburmusza.
-Nie wygladalem wcale jak dzieciak.-odklada lyzeczke opierajac sie o swoj fotel.
-Nie, wygladales jak dziewczynka, faktycznie.-chichocze krecac glowa. Wzrok Jusa od razu zdradza ze tylko gra jednak on pozostaje niugiety.
-Radzilbym ci uciekac.-mowi powaznym glosem a ja mimowolnie podrywam sie uciekajac z restauracji. Na pozegnanie krzycze tylko ''do widzenia'' i biegne dalej odwracajac sie co chwila by sprawidz w jakiej odleglosci jest moj chlopak.Pewnie ma chwile opuznienia bo wyjmowal piekniadze by zaplacic. Usmiecham sie w duchu, plus dla mnie.Wpadam szybko do domu smiejac sie glosno i przy schodach zatrzymuje sie by odsapnac,a w jednym momencie ktos mnie oplata rekoma od razu ja smieje sie glosno.
-Taaaaak...Chcialabys.-chichocze pod nosem sciagajac koszulke a ja jednym okiem zerkam na jego wysportowany i umiesniony brzuszek. Mmmmmmr. Cos pieknego.-Widzisz skarbie? Po prostu mnie pozadasz.
-Jestes zbyt pewny siebie panie Bieber.-wstaje na rowne nogi dotykajac piersiami jego klaty.Wciaz patrze mu w oczy.Przyznaje to dosc trudne bo jego wedruja od mojego biustu do ust a potem oczu. Oh chlopacy sa tacy prosci.Usmiecham sie pod nosem zadowolona z siebie.
-Roznica jest taka ze ja przyznaje sie bez bicia ze mam na ciebie straszna ochote.-mruczy seksownie z szelmowskim usmiechem.Takiej odpowiedzi sie nie spodziewalam.Myslalam a raczej liczylam ze zacznie sie wykrecac.-Kocham cie,mala zlosnico.-caluje mnie nagle a ja przez chwile oddaje calusa.
-Nie wtedy kiedy przegrywasz skarbie.-dotykam palcem jego brody.-Znow pozwoliles mi wygrac.-usmiecham sie dumnie.Tak,to prawda. Nasze wymiany slow zawsze koncza sie przytuleniem albo odwraca sie i sobie idzie kiedy brak mu argumentow. Jest po prostu czasami jak dziecko.Wywraca w tym momencie tylko oczami.
-Idziemy na spacer?
-John..-probuje wciac mu sie w jego monolog.-John!-krzycze rozbawiona krecac glowa.-Spokojnie, zyje okay? Slyszysz? Nikt mnie nie porwal...-spogladam w tym momencie na mojego chlopaka.-No moze jeden glupek.-przygryzam swojego dlugiego paznokcia a Justin puszcza mi oczko z lobuzerskim usmiechem na ustach.Plus dla mnie za poprawienie jego chumoru.
-Coooo?! Jestes z Bieber'em tak?!-warkot Chris'a slychac pewnie nawet w Chinach! No i po co drze ta morde? Nie mozna na spokojnie?-Kazalem ci sie z nim nie zadawac? Jemu tez cos kazalem. Jesli z nim jestes mozesz pozegnac sie od razu.Zabraniam ci dalej pracowac z ta szuja!!
-Chris ogarnij sie. Nie jestes moim ojcem i nie mozesz mi nic rozkazywac,dobrze? Nie bedziesz mi mowil z kim mam sie zadawac. Musisz sie pogodzic z faktem ze uwielbiam Justin'a i nic na to nie poradzisz. Nas cos do siebie ciagnie...-po raz kolejny sie usmiecham patrzac na Justina.
-Oh no blagam cie.-usmiecham sie krecac glowa i moj telefon znow zaczyna dzownic.
-Malutka,Scoot dzownil odnosnie tego ze zniklas.-robi chwilowa palze.-I ze Justin tez znikl wiec znajac was obu stawiamy ze jestescie razem.
-Nawet nie wiesz jak bardzo...-szepcze pod nosem.
-Co?Mow glosniej bo cie kurwa nie slysze. Alfredo scisz ten telewizor!!-drze sie na caly glos az musze telefon odsunac od ucha.
-Nic nie mowilam.-usmiecham sie sztucznie mimo ze ona tego nie widzi.
-Kiedy chcesz wrocic?-pyta pozerajac z lyzeczki kawalek ciasta.
-Nie wiem.-wzroszam ramionami tak jakby bylo mi to obojetne.-Byleby nie jak najszybciej. 18'ego musimy wyjezdzac w traseeee...-mysle liczac ile w sumie zostalo nam czasu.
-Obiecalem chlopakom ze uzadzimy jeszcze sobie meski wieczor przed wyjazdem.-usmiecha sie pokornie, tak jakby bal sie mi o tym mowic.
-Nie ma problemu.-dotykam jego policzka.-Wiesz ze ze mna nie jest tak jak z Gomez.-caluje go delikatnie nachylajac sie nad stolikiem.
-Nie bedziesz zla jesli znikne z nimi na cala noc?-pyta podejrzliwie odrywajac sie na chwile.Przez moment mam zamkniete oczy a potem jednak z usmiechem siadam w wygodnym fotelu.
-Nie glupku. Ciesze sie gdy widze cie jak wyglupiasz sie z chlopakami. Jestes w tedy taki hmmmm jak w NeverSayNever.
-Ogladalas moj film?!-pyta zaskoczony wytrzeszczajac oczy.Skinam tylko glowa usmiechajac sie niesmialo.-Awwwww to takie slodkie.-zgrucha a moja mina od razu powaznieje.
-Przestan.-groze mu placem.
-Moja Cher ogladala moooj film.-smieje sie pod nosem.-Cooo chcialas popatrzec na Bieber'a bez koszulki nieeee?-rosza brwiami tylko po to zeby jeszcze bardziej mnie wkurzyc.
-Wygladales wtedy jak dzieciak!-smieje sie z niego, doskonale wiadomo ze umyslnie, a on od razu sie naburmusza.
-Nie wygladalem wcale jak dzieciak.-odklada lyzeczke opierajac sie o swoj fotel.
-Nie, wygladales jak dziewczynka, faktycznie.-chichocze krecac glowa. Wzrok Jusa od razu zdradza ze tylko gra jednak on pozostaje niugiety.
-Radzilbym ci uciekac.-mowi powaznym glosem a ja mimowolnie podrywam sie uciekajac z restauracji. Na pozegnanie krzycze tylko ''do widzenia'' i biegne dalej odwracajac sie co chwila by sprawidz w jakiej odleglosci jest moj chlopak.Pewnie ma chwile opuznienia bo wyjmowal piekniadze by zaplacic. Usmiecham sie w duchu, plus dla mnie.Wpadam szybko do domu smiejac sie glosno i przy schodach zatrzymuje sie by odsapnac,a w jednym momencie ktos mnie oplata rekoma od razu ja smieje sie glosno.
-Hahaha...Justin.-opieram sie o jego plecy.
-Co mowilas? Ze wygladalem jak co?-szepcze mi rozmawiony do ucha.Odwracam nas tak zeby on teraz przyparty byl do sciany i smieje sie pod nosem.Wpijam sie w jego usta wciaz nie mogac przestac sie usmiechac.
-Pseplasam?-przygryzam warge patrzac na niego niewinnie jednak z nutka diabelka.
-Musisz poniesc kare.-mowi po chwili zastanwienia i przezuca mnie sobie przez ramie klepiac po tylku. Smieje sie oczywiscie w momencie kiedy mnie podrzuca i uderzam go lekko piastkami w plecy, nic sobie z tego oczywiscie nie robi.Rzuca mnie na miekkie lozko i od razu sie na mnie kladzie przygryzajac moja szyje.
Usmiecham sie kiedy jego reka laduje na moim posladku i go lekko sciska. Od razu mimowolnie wypuszczam powietrze ktore nawet nie wiem kiedy nabralam do ploc.W jednym momencie wsysa sie w moja szyje i juz czuje ta ogromna malinke ktora sie tam tworzy. Nagle wstaje na rowne nogi pozostawiajac mnie tam taka...Oh sami wiecie.Patrze na niego oniemiala.Pojebalo go do reszty? Najpierw podnieca mnie zucajac sie na mnie niczym zwierz a potem tak po prostu odrywa sie?! I do tego wpatruje sie we mnie z satysfakcja? Idiota...
-Ugh!!-odrzucam glowe na poduszke.-Nienawidze cie.-warcze kulac sie na lozku.-Taaaaak...Chcialabys.-chichocze pod nosem sciagajac koszulke a ja jednym okiem zerkam na jego wysportowany i umiesniony brzuszek. Mmmmmmr. Cos pieknego.-Widzisz skarbie? Po prostu mnie pozadasz.
-Jestes zbyt pewny siebie panie Bieber.-wstaje na rowne nogi dotykajac piersiami jego klaty.Wciaz patrze mu w oczy.Przyznaje to dosc trudne bo jego wedruja od mojego biustu do ust a potem oczu. Oh chlopacy sa tacy prosci.Usmiecham sie pod nosem zadowolona z siebie.
-Roznica jest taka ze ja przyznaje sie bez bicia ze mam na ciebie straszna ochote.-mruczy seksownie z szelmowskim usmiechem.Takiej odpowiedzi sie nie spodziewalam.Myslalam a raczej liczylam ze zacznie sie wykrecac.-Kocham cie,mala zlosnico.-caluje mnie nagle a ja przez chwile oddaje calusa.
-Nie,e.-odrywam sie kladac dlonie na jego ramionach.Usmiecham sie do siebie uswiadamiajac sobie ze naprawde on tutaj przede mna jest. Czasami mam wrazenie ze to tylko sen.Powracam oczami do jego przepieknych patrzadelek i usmiecham sie szerzej wracajac z krainy mysli.-Nie mozesz mnie tak po prostu calowac.-chichocze pod nosem widzac jego zdezorientowana mine.
-A..Ale myslalem ze skoro jestes moja dziewczyna mam do tego pelne prawo.-marszczy zabawnie brwi.-Nie wtedy kiedy przegrywasz skarbie.-dotykam palcem jego brody.-Znow pozwoliles mi wygrac.-usmiecham sie dumnie.Tak,to prawda. Nasze wymiany slow zawsze koncza sie przytuleniem albo odwraca sie i sobie idzie kiedy brak mu argumentow. Jest po prostu czasami jak dziecko.Wywraca w tym momencie tylko oczami.
-Idziemy na spacer?
-Widzisz! Znow to robisz, zmieniasz temat.-krece glowa usmiechajac sie zabawnie.Nagle w pokoju slychac dzwonek mojego telefonu.Podchodze do torebki w ktorej znajduje sie urzadzenie i od razu je wyciagam.Zerkam tylko jeszcze kto dzowni i odwracam sie do Jus'a ktory siedzi na lozku wpatrujac sie we mnie z usmieszkiem.-Tak,John?-gdy moj chlopak slyszy imie mojego przyjaciela od razu robi swoja klasyczna mine.
-Super...-warczy pod nosem a ja wzdycham tylko lekko, sluchajac dalej pytan mojego rozmowcy.Jest najwidoczniej bardzo przejety, razem z Chris'em ktorego slysze torszke gorzej.Standardowe pytania..Gdzie jestem,z kim,co robie, jak sie czuje i tak dalej.-John..-probuje wciac mu sie w jego monolog.-John!-krzycze rozbawiona krecac glowa.-Spokojnie, zyje okay? Slyszysz? Nikt mnie nie porwal...-spogladam w tym momencie na mojego chlopaka.-No moze jeden glupek.-przygryzam swojego dlugiego paznokcia a Justin puszcza mi oczko z lobuzerskim usmiechem na ustach.Plus dla mnie za poprawienie jego chumoru.
-Coooo?! Jestes z Bieber'em tak?!-warkot Chris'a slychac pewnie nawet w Chinach! No i po co drze ta morde? Nie mozna na spokojnie?-Kazalem ci sie z nim nie zadawac? Jemu tez cos kazalem. Jesli z nim jestes mozesz pozegnac sie od razu.Zabraniam ci dalej pracowac z ta szuja!!
-Chris ogarnij sie. Nie jestes moim ojcem i nie mozesz mi nic rozkazywac,dobrze? Nie bedziesz mi mowil z kim mam sie zadawac. Musisz sie pogodzic z faktem ze uwielbiam Justin'a i nic na to nie poradzisz. Nas cos do siebie ciagnie...-po raz kolejny sie usmiecham patrzac na Justina.
-Cher...-warczy Brown.
-Nie,Chris.Jesli nie chcesz mnie stracic to musisz go zaakceptowac. Jest juz czescia mnie,braciszku. Nie zmienisz tego. -nic nie odpowiada-Kochasz mnie?-pytam gdy nadal nic nie slysze po drugiej stronie.-Kochasz?
-Kocham...-szepce do sluchawki ktora najwyrazniej juz zdazyl zabrac John'owi.
-To zrob to dla mnie i uszanuj moje decyzje.-mam lekkie lzy w oczach.-Wroce nie wiem kiedy...Kocham.-rozlaczam telefon i klade go do torebki.
-Nas cos do siebie ciagnie...Tak?-Justin powtarza moje slowa usmiechajac sie i ciagle porusza brwiami.Stoi bardzo blisko mnie trzymajac dlon na moim biodrze a droga w kieszeni.-Oh no blagam cie.-usmiecham sie krecac glowa i moj telefon znow zaczyna dzownic.
-Nie, no co to dzien ''zadzown do dziewczyny Bieber'a''.-robi w powietrzu cudzyslow i odwraca sie krecac glowa.Po raz kolejny tego dnia smieje sie do siebie. Oh jak wspaniale wreszcie moc sie ciagle smiac.
Miley.Fotke cyknieto kiedy pierwszy raz zrobilam jej niespodzianke przyjezdzajac na jej koncert juz po zakonczeniu naszej wspolpracy. To byl magiczny moment a Miley dala wtedy jeden ze swoich najlepszych koncertow. Wspaniale wspomnienia.
-Kochanie co jest?-odbieram zaniepokojona.Cyrus ostatnio dzwoni w sprawach tylko i wylacznie powaznych dlatego ze uczy sie do jakis egzaminow konczoncych studia. Tak, Miley uczeszcza na studia.W sumie potajemnie, wiedza o tym tylko najblizsi dlatego tez bardzo sie zdziwilam kiedy raczyla mi o tym powiedziec.A raczej kiedy sama to odkrylam,ale to kiedy indziej.-Malutka,Scoot dzownil odnosnie tego ze zniklas.-robi chwilowa palze.-I ze Justin tez znikl wiec znajac was obu stawiamy ze jestescie razem.
-Nawet nie wiesz jak bardzo...-szepcze pod nosem.
-Co?Mow glosniej bo cie kurwa nie slysze. Alfredo scisz ten telewizor!!-drze sie na caly glos az musze telefon odsunac od ucha.
-Nic nie mowilam.-usmiecham sie sztucznie mimo ze ona tego nie widzi.
-Dobra nie wazne, wiec jestes z Bieber'em tak?
-Nooo tak.-mowie szybko.-A co?-rozkladam sie wygodnie na lozku zastanawiajac sie gdzie poszedl Jussi.
-Kiedy wracacie?
-Nie wiem, pewnie za pare dni.-wzruszam ramionami. Oby jak najpozniej.Wzdycham zrezygonowana.
-Ktos dzis dzwonil do Alfredo odnosnie spotkania z Bieber'em.Jakis stary znajomy.Przekaz Justin'owi i powiedz ze go pozdrawiamy. My spadamy na obiad.Papa kocham cie mala.
-A...Ale.-za pozno w telefonie slysze dzwiek rozlaczonej rozmowy.Cala ona...Kto mogl chciec sie spotkac z Jus'em...Mroze oczy zastanaiwajac sie powaznie. Nie to ze jestem zazdrosna. To po prostu ciekawosc...
_____________________________________________________
Przepraszam za opuznienie..Musicie mi wybaczyc poniewaz to z powodu wyladowania w szpitalu...Przerpaszam.
-Patyrs
-Patyrs
Subskrybuj:
Posty (Atom)