Nie odzywam sie ani slowem.Po prostu wiem ze jesli cos powiem to wybuchne.Jedziemy w ciszy a ja ciagle patrze przez to cholerne okno.Widze jak mijamy sklepy i jakies domy ale tak szczerze to w ogole mnie to nie interesuje.Zauwazam ze Bieber co chwila na mnie zerka i otwiera buzie jakby chcial cos powiedziec,jednak w ostatnim momencie rezygnuje.
-Powiedzialem cos nie tak?-pyta glupio a ja mam wrazenie ze go rozszarpie.Nieeeeeeeee,no co on? Przeciez powiedzial wszystko bardzo taktownie.Nie odpowiadam.Po co mam sie wkurzac jeszcze bardziej?-Ej...-szturcha mnie palcem w udo.-Nie odezwiesz sie?-nadal nic.Po prostu z wlasnego doswiadczenia wiem iz niektore sprawy lub sytuacje o wiele lepiej przemilczec.-Odwiezc cie do domu?-pyta nie pewnie.-No eeeeejj...-mam ochote wybuchnac smiechem ale powstrzymuje sie.-Ja przepraszam...-jeczy co chwila cos gadajac a ja go kompletnie zlewam.Niech sie pomeczy...Wie ze ze mna nie jest latwo.-Cher blagam cie wiesz ze nie cierpie takich sytuacji.-usmiecham sie kacikiem ust tak by nie zauwazyl.-Bedziesz sie fochac?-nie daje za wygrana.-Zakochalem sie w tobie...-szepcze naprawde cicho a ja automatycznie odwracam sie w jego strone z oczami i buzia szeroko otwartymi.-Zgrywam sie...-chichocze a ja wywracam oczami.Kolejna rzecz ktorej nie cierpie: zartowanie sobie z uczuc.Wracam do poprzedniej pozycji i mysle czy moze lepiej bylo zostac w domu.-Przynajmniej sie spojrzalas.-wzrusza ramionami.-Zawsze cos.
-Nie baw sie uczuciami poniewaz ktos moze zabawic sie twoimi.-szepcze bez wyrazu.
-Co?-marszczy brwi.
-To co slyszales...-odwracam sie w jego strone patrzac z powaga.
-Jedno pytanie....Ty zawsze tak zmieniasz postawe?-mowi to zaskoczony a ja chichocze krecac glowa.
-Serio? Jeszcze mnie nie poznales?-robie jakby zbolala mine i wywracam po raz kolejny oczami.
-Ej.Ej...Nie miej nic do mnie.To ty sie zmieniasz co sekunda.
-Ja po prostu staram sie odzwierciedlic zachowaniem to co czuje.-wraca do mnie postawa zimnej dziewczyny.Moja twarz nie ukazuje zadnych uczuc a wzrok jest naprawde gardzacy.
-Znow to robisz...
-Moze wlasnie taka jestem?-w odpowiedzi dostaje tylko wzurszenie ramionami z jego strony.-Nie gadajmy o mnie...-krece glowa.-Spotkalismy sie zebys mi powiedzial co sie stalo miedzy toba a Gomez.
-Ugh...-zaciska rece na kierownicy.-Mialem nadzieje ze zapomnisz...-przelyka sline.
-Obiecales...
-Opowiem ci na miejscu.-dodaje powaznie.Skreca w jakas polna droge usmiechajac sie lobuzersko.Krece glowa zatanawiajac sie co wymyslil.Wjezdzamy do jakiegos lasu a ja szczerze to zaczynam sie bac.No sami pomyslcie...Ja,starszy chlopak,las...Troche jak w jakims slabym horrorze.W jednym momencie samochod staje a Bieber wyciaga kluczyki otwierajac drzwi.Jakos nie podoba mi sie ta cala akcja.Otwiera drzwi z mojej strony wyciagajac w moja strone dlon.-Wyjdziesz?-pyta rozbawiony.
-Mam ci ufac?-pytam wymownie na niego spogladajac.
-No raczej?-robi mine jakby to byla najoczywistsza sprawa na swiecie.-Chyba juz mi zaufalas wsiadajac ze mna do auta.-wzrusza ramionami.-Nie prowadze jakos wolno i przestrzagajac zasady.
-Lubie szybka jazde.-usmiecham sie lapiac za jego dlon i wysiadam z bryki.Zamyka za mna drzwi i w tym momencie zastygam.Nasze ciala sa naprawde niebezpiecznie blisko.Zerka na moje usta a ja szybko odwracam wzrok.-Co robimy w tym lesie?-przerywam cisze.
-Chwilka.-usmiecha sie do mnie tajemniczo i podchodzi do bagarznika.Wyciaga z niego jakis plecak i zazyca go sobie na ramie.-Chodz ze mna.-po raz kolejny wyciaga reke w moja strone patrzac zachecajaco.Zerkam na niego podejrzliwie a on kreci glowa.-No proosze....
-Niech bedzie..-zlaczam nasze dlonie i pozwalam sie kierowac.Idziemy chwilke omijajac stare drzewa az w koncu wychodzimy na... na boisko?! Tak...To zdecydowanie jest boisko.Widac ze nikt czesto tu nie przychodzi poniewaz kosze sa dosc zniszczone tak samo jak beton.Moja mina musi byc bezcenna poniewaz Justin zaczyna chichotac.-Co?
-Zdziwiona?
-No sluchaj...-podpieram sie obiema rekami za boki.-To raczej nie typowy przypadek widziec jakies boisko w srodku lasu.-wyrzucam rece w powietrze a on kreci glowa.Ide przed siebie stajac centralnie na srodku.Okrecam sie kilka razy patrzac uwaznie w okolo.Bieber sie nie rusza,patrzy na mnie usmiechajac sie naprawde slodko.Ma rece w kieszeniach tak ze jego kciuki luzno wystaja.-Skad znasz to miejsce?-zatrzymuje sie patrzac w jego strone.
-Kiedys przyjechalismy z Alfredo i Kenny'm zeby chwile odpoczac.A ze no coz...-usmiecha sie robiac pare krokow w moja strone.-Nikt nie spodziwa sie iz ja bede w lecie.-kreci glowa.-Chodzilismy tutaj przez pare godzin.-jego usmiech staje sie wiekszy,podnosi na mnie wzrok z pod swojej grzywki.
-Zgubiliscie sie!-otwieram szeroko oczy smiejac sie lekko.
-Glupio sie przyznac ale tak.Chodzilismy w kolko tego boiska gdzies po miedzy drzewami az moj ochroniaz stwierdzil zebysmy skrecili.Wyszlismy w tamtym miejscu.-pokazuje palcem gdzies za mnie.Patrzac przez ramie odwracam na chwile glowe.-Siedzielismy tu troche a pozniej postanowilismy isc przed siebie.-odwraca sie do mnie tylem wskazujac obiema rekoma miejsca z ktorego przyszlismy.Ciagle idzie tylem i w jednym momencie znajduje sie obok mnie.-I udalo nam sie.-pokrecil glowa rozgladajac sie w gore.-Wyszlismy niedaleko naszego samochodu.-wzrusza ramionami.-Czasami mam wrazenie ze powiedzienie glupi ma zawsze szczescie sprawdza sie w moim przypadku.-zerka na mnie usmiechajac sie zniewalajaco.Z racji tego ze jestem sporo nizsza podnosze wzrok napotykajac jego chipnotyzujace spojrzenie.
-Podoba mi sie to miejsce.-szepcze bez wyrazu wciaz patrzac w jego czekoladowe oczy.-Yhm...-marszcze brwi sposzczajac glowe.Nie moge pozwolic sobie na wiecej takich slabosci.Nie moge pozwolic mu kierowac moim umyslem.To nie dorzeczne! Przeciez nigdy tak nie mialam...Nigdy nie zatracalam sie w spojrzeniu chlopaka.
-Co do Gomez...-odsuwa sie lekko ode mnie i zdejmuje swoj plecak.Wyciaga z niego kosc a plecak kladzie gdzies obok.-Po czesci byla to tylko ustawka.-rozklada material a pozniej siada wygodnie usmiechajac sie w moja strone zachecajaco.-Usiadziesz?-pyta slodko.Skinam tylko glowa i wykonuje czynnosc.
-Po czesci?-podnosze pytajaco brwi obejmujac moje zgiete kolana dlonmi.
-Po czesci.-przytuakuje kladac sie na plecach z dlonmi pod karkiem.Patrzy w niebo jakby wszystko mu sie przypominalo.Nie przerywam tej ciszy.Nie chce ani nalegac ani popedzac.Przeciez mamy czas.-Gdy Scoot wymyslil to cale nasze umawianie sie bylem wsciekly.Nie chodzi o to ze nie lubilem Seleny.Byla mi obojetna.Kiedys sie poznalismy na jakiejs gali troche pogadalismy i na tym koniec.Jednak nie jestem z tych ktorzy toleruja wtracanie sie w zwiazki i bardziej prywatne sprawy.-zamyka oczy.-Bylo to dwa i pol roku temu.Wszedlem do studia,do wlasciwego pokoju znalazlem w nim mojego menagera,Gomez i jej menagera.Dyskutowali o czyms zawziecie a jak gdy ja zobaczylem moglem sie spodziewac co sie wydarzy.Rozmawialismy o tym przez pare dobrych godzin.Oczywiscie ja bylem przeciwny.-otwiera oczy spogladajac na mnie bezradnie.-Jednak musze sie sluchac Scooter'a.Wytlumaczyl mi iz to bedzie dobre dla mojej kariery jak i dla kariery Seleny.No ok.Niech bedzie.Nie za bardzo rozumialem czemu akurat ona...-ponowanie patrzy w niebo.-Po pol roku tego calego udawania mialem dosc.Wtedy internetem zawrzalo poniewaz wyszlem na impreze z Miley.-usmiechnal sie.-To byl wypad czystko przyjacielski.Nic wiecej.Oczywiscie gdy wrocilem dostalo mi sie nie tylko od Brown'a.Selenka tez miala do mnie wonty.Zachowywala sie tak jakbysmy faktycznie byli para.-zasmial sie.-Nie podnioslem na nia nawet glosu a ona naklamala swojemu menagerowi ze ja udarzylem.-wzruszyl ramionami.-Nie miala dowodow...Zadnych sladow ze nawet ja dotknalem.-zaciska szczeke.-Nic nie mogla zrobic.Wtedy zrozumialem ze chciala postawic mnie w zlym swietle.-w jego oczach moge zobaczyc ta cala zlosc.-Zrobilismy przerwe...Przez dwa miesiace.-wywraca oczmi.-Potem znow musielismy grac idealny zwiazek.Najsmieszniejsze jest to ze ja dawalem z siebie wszystko.Organizowalem te udawane randki,wypady i wakacje..Placilem za kazda jej zachcianke a ona po prostu...Jak by to powiedziec...
-Byla.-zagryzam warge.-Po prostu byla.-wzruszam ramionami.
-Dokladnie.-spoglada na mnie przelotnie.-Byla...Tak minal pierwszy rok.Na poczatku kwietnia zabralem ja na romantyczna kolacje a pozniej do wynajetego kina.Ogladalismy Tytanic'a.A ja...A ja wtedy cos do niej poczulem.Zauroczyla mnie.Mimo ze zachowywala sie karygodnie,pomiatala mna i wkorzystywala, cos do niej poczulem.Ukrywalem to przez nastepne trzy miesiace.Bylo mi ciezko ale moi kumple mnie potrzymywali na duchu.Pomagali mi zapomniec o uczuciu.
-To wtedy miales ten czas bycia dupkiem?-pytam powaznie a on sie usmiecha jednym koncikiem ust.
-Tak...To bylo wtedy.-skina glowa.-Prosilem ich o to.Zebym stal sie bez uczuc.Udalo im sie jednak to nie bylem ja...Nie potrafilem sie tak zachowywac.Ja taki nie jestem.Jestem dobrze wychowany poniewaz tego nauczyla mnie mama.-usmiechnal sie na samo wspomnienie o Pattie.-Gomez pierwsza wyznala ze rowzniez sie zaduzyla,jednak nie chciala zmieniac naszych relacji.Chciala tylko udawac.Wtedy dostalem cios ponizej pasa.Mialem nadzieje iz cos z tego bedzie.Staralem sie jeszcze bardziej a ona po jakims czasie postanowila dac nam szanse.Nasz prawdziwy zwiazek trwal kilka krotkich miesiecy...
-Dlaczego?-marszcze brwi nie zrozumiale.
-Zauroczenie pryslo.-usmiechnal sie.-Bylo mi dobrze w tym zwiazku...Bylo ciekawie ale czegos mi brakowalo.Nie potrafila wypelnic calkowicie mojego serca.Jeszcze przed zerwaniem poszedlem na meski wieczor z moja paczka.Gomez kazala mi nie odbierac od niej telefonow i w ogole sie z nia nie kontaktowac bo to ma byc moj i chlopakow czas.Zgodzilem sie.Wydzwaniala do mnie po tysiac razy a ja to olewalem.
-Tak jak kazala...-stwierdzam.
-Dokladnie.Po powrocie do domu zastalem ja z Swift.-wzniosi oczy ku gorze.-Jej od zawsze nie lubilem.-wzrusza ramionami.-Po prostu...-usmiecha sie.-Zaczely na mnie wrzeszczec,piszczec,wyzywac i szarpac.Wysluchalem ich grzecznie bez przerywania a potem podnioslem sie i zyczac im dobrej nocy, poszedlem do siebie.Ich zdaniem byl to brak szacunku.Moze maja racje...Nie wiem.Po prostu nie bylem trzezwy i nie chcialo mi sie z nimi gadac.Rano pojechalem na plan Seleny.Pogadalismy chwile na spokojnie a pozniej ona powiedziala ze ze mna zrywa poniewaz od dawna umawia sie z jakims tam fagasem z planu jej filmu.-znow zaciska mocno szczeke.-Czulem sie upokorzony.Jedna z rzeczy ktorych nie cierpie najbardziej to zdrada.Domyslalem sie ze kogos ma na boku jednak bylem nia tak oczarowny iz nie przyjmowalem do siebie tej wiadomosci.Chcialem wierzyc iz wszystko sie ulozy a moje przeczucia to tylko jakies urojenia.
-Co za suka...
-Tak na prawde ten gosciu z ktorym krecila poznala dzieki Taylor.-zerka na mnie jednym okiem a moja mina musi byc naprawde zdziwiona.Jestem w szoku!-Swift rozniez od zawsze palala do mnie nienawiscia dlatego chciala rozbic nasz zwiazek.Udalo jej sie a ja nie zaluje...-kreci glowa.-Skoro Selena przy pierwszej lepszej okazji mnie zdradzila to pewnie bez pomocy swojej psiapsuleczki tez by tak postapila.
-W sumie...-mowie z zamysleniem.-Co zrobiles po tym?
-Wyszedlem z planu...Pojechalem do studia dzowniac w drodze po Scoota i jej menagera.Zaczekalem chwile na nich na miejscu i nawet bez wchodzenia do srodka wywrzeszczalem to co sie stalo.-zasmial sie.-Mina tego goscia od Gomez byla naprawde rozwalajaca.-zaczyna sie smiac.-Mial oczy i usta szeroko otwarte tak ze az guma ktora zul wypadla na ziemie.-smieje sie leciutko krecac glowa.-Scoot nie byl jakos wielce zdziwiony.-wzrusza ramionami.-Sam stwierdzil iz ten kontrakt zostanie zerwany z winy Seleny.-usmiecha sie.-Pojechalem do niej ostatni raz na urodziny ktore odbyly sie trzy tygodnie po naszym zerwaniu.-usmiecha sie.-Kupilem jej czerwona roze i razem z Alfredo pojechalismy na miejsce.W pierwszej chwili nie chciano nas wposcic ale po wreczeniu lekkiego pliku kasy ochroniazowi,ten zrobil dla nas wyjatek.-kreci glowa.-Zaskakujace jak latwo udalo mi sie go przekupic.Mina mojej bylej gdy mnie zobaczyla byla bezcenna.-wybucha smiechem.-Wygladala jakby zobaczyla ducha.A w momencie kiedy ja wreczalem jej kwiatka z szelmowskim usmiechem ona wyplula pitego szmpana w twarz swojego towarzysza.
-Tego fagasa od Swift?
-Mhmm...-smieje sie.
-Zalosne.-wywracam oczami.
-Razem z moim kumplem wybuchnelismy smiechem i zostawiajac zszokowanych gosci,cali rozesmiani wyszlismy z imprezy.To bylo z mojej strony zamkniecie rozdzialu pod tytulem "Selena".-podnosi sie na rekach do pozycji siedzacej.-Musialem to zrobic...Po prostu musialem.-usmiecha sie.
-Chcialabym zobaczyc ta cala akcje na zywo.-usmiecham sie szeroko.
-Trzeba bylo wczesniej zainteresowac sie moja osoba.-rusza zabawnie brawiami a ja wznosze oczy ku niebu.
-Wszystkie pretesje trzeba do Scoota...-chichocze.-To on wczesniej nie zauwazyl ze sie opuszczasz w robicie.-wytykam mu jezyk i widzac jego powaznie znudzona mine podnosze sie natychmiast uciekajac na drogi koniec boiska.Cala rozesmiana spogladam za siebie i widze jak Justin mnie goni.
________________________________________________________
Ten rozdzial jest...Moim zdaniem do dupy :/
Po prostu mam cholernie duzo problemow prywatnych.Naprawde powaznych... I nie potrafie jakos sie ogarnac.Staralam sie napisac ten rozdzial jak najlepiej ale nie wiem czy mi jakos specjalnie wyszedl...
Dzisiaj specjalnie obudzilam sie o 6.00 by ogarnac lekcje i miec reszte dnia na pisanie rozdzialo! <3
Blagam was o mase komow ktore by mnie zmotywowaly.
Mam do was prosbe: napiszcie w komach jakis cytat lub pare cytatow ktore wam sie strasznie podobaja. Ok?? Mam nadzieje ze znajde naprawde duzo komow :*
Przypominam ze Anonimy moga komemntowac! Dlatego prosze was...Zostawcie po sobie nawet jakas buzke.
Kocham Was! <3
-Patrys