piątek, 21 czerwca 2013

Rozdzial 54 ''-To co teraz bedzie?''

Przeczytajcie notke pod rozdzialem...To wazne ;)
_______________________________________
To on...Ta tajemnicza osoba nekajaca mnie.Ta ktora zmusiala do zerwania kontaktow z Justinem.Wiedzialam ze to on, nawet jesli dzownil z zastrzezonego.Spojrzalam na Logana znaczaco i zauwazylam ze jego szczeka sie zacisnela.
-Tak slucham?-odebralam dopiero gdy bylismy na dworze.Moj ochorniarz powiedzial ze pojedzie ze mna jeszcze na chwile cos zalatwic na miescie.Wiec reszta mojej paczki pojechala jednym samochodem a Logan od razu do mnie podszedl patrzac wyczekiwanie.
-Witaj kochana...-i moje podejrzewania sie sprawdzily.Znow uslyszlalam ten oblesny glos.-Od razu przejde do senda...-zasmial sie chytrze.-Gdzie jest teraz twoj przyjaciel Justin?
-Nie wiem...Pewnie w domu.
-Oj...Przykro mi ale sie mylisz.Podpowiem ci...Hmm..Jest teraz przywiazany do krzesla w starym magazynie.Domyslasz sie z kim jest?-w jego glosie mozna bylo wyczuc wielka zabawe.
-Nie waz sie go tknac...-syknelam.
-Sluchaj mala suko...Nie bedziesz mi rozkazywac bo to moja gra.
-Co mam zrobic?
-Przyjedz tu...Na pewno bedzie ciekawie.
-Gdzie dokladnie?
-Stary magazyn na obrzerzach miasta...Na pewno wiesz gdzie kiedys byla fabryka czekolady?
-Oczywiscie.
-To do zobaczenia skarbie.-i uslyszalam ten dziwek ze polaczenie zostalo przerwane.
-Co sie dzieje? O co chodzi?-Logan byl taki wkurzony a jednoczenie zrownowazony.Mialam ochote sie rozpalakac jednak wiedzialam ze to nic nie da.
-On go ma...-spojrzalam zaszkolnymi oczami na mojego ochroniarza.-Stara fabryka czekolady na obrzerzach miasta.-powiedzialam machinalnie ruszajac w strone auta.-Juz!-krzyknelam zatrzaskujac za soba drzwia Logan juz po chwili wyjerzdzal z piskiem opon z podjazdu.-Zadzown po Kennego a ja po Lil'a.Szybko wybralam numer przyjaciela i powiedzialam co i jak.Od razu zareagowal i powiedzial ze juz wsiada do samochodu.Bylam mu wdzieczna ze mimo iz nie lubi Justina pomoze mu dla mnie.Moj ochorniarz powiedzial ze Kenny tez juz wsiada do samochodu i za chwile powinien bym na miejscu.Jak sie cieszylam ze akurat byl w moim miescie.Po doslowanie paru minutach bylismy na miejscu.W samochodzie zmienilam szpilki na trampki.Przed fabryka stal juz Lil z Kennym i o czyms dyskutowali.
-Jak sie masz?-zapytal Wayne.
-Lepiej nie pytaj.
-Masz.-wreczyl mi pistolet do reki i ja sie troche zdiwilam.-Moze sie przydac...-wzruszyl ramionami.-Jak na razie go schowaj.-odwrocil sie w strone wejscia a ja spojrzalam na Kennego.
-Spokojnie...Plan jest taki.Ty bedziesz z nim dyskutowac a ja zajede fabryke od tylu.Lil i Logan beda po twoich obu stronach zeby w razie czego nic ci sie nie stalo.Postaram sie unieruchomic tego goscia a ty wtedy pomozesz mlodemu sie wydostac i biorac samochod Lil'a uciekniecie.Zrozumialas?-zapytal a ja pokiwalam mu glowa.Ten plan wydawal sie zbyt prosty jednak liczylam ze sie uda.Weszlam pierwsza do magazynu a za mna Wayne i Defrey.
-Jestem!-krzyknelam a z ciemnosci wylonila sie postac ktorej tak dawno nie widzialam.Moj oddech przyspiesyl gdy zobaczylam kolege mojego ojca.-Nie mozliwe...-szepnelam.
-Milo cie widziec sloneczko...-usmiechnal sie zlowrogo.-Widze ze mnie pamietasz...
-Jak moglabym zapomniec.-syknelam.-Moj ojciec prawie przez ciebie zginal!-krzyknelam wkurzona przypominajac sobie jak Dan postrzelil mojego ojca w jednym z klubow poniewaz byl pod wplywem narkotykow.
-Ale wiesz ze to byl przypadek...-powiedzial na polsmiechu.
-Do rzeczy...Gdzie on jest?
-Tak szybko chcesz zakonczyc to spotkanie? A moze powspominamy?
-I co jeszcze? Moze cherbatke o piatej tez chcesz?-zasmialam sie nerwowo.-Ale czekaj...Jedno mnie zastanawia...Czemu akurat ja i Justin?
-Coz...Skoro mam z wami skonczyc mozesz umrzec uswiadomiona.-zasmial sie a ja stalam z zalozonymi rakoma na piersiach i ani drgnelam.-Do ciebie mam taki zal ze splawilas mojego syna przez co sie powiesil....-syknal a w mojej glowie pojawil sie obraz jego syna.Znalam Michela od dziecinstwa ale nigdy nie mielismy sie ku sobie.Tylko przyjaciele od piaskownicy.Nie zarywal do mnie wiec nie moglam go splawic.Jednak po jakims czasie sie ode mnie odcial,zaczal palic,pic...Byl ode mnie starszy wiec go zostawilam w spokoju.Nie mialam pojecia ze przeze mnie popelnil samobojstwo.
-A Justin? Co on takiego zrobil?
-Po przeprowadzeniu sie poznalem jego matke,ktora coz...Od razu mi sie spodobala.Staralem sie pokazac jej ile dla mnie znaczy.Mimo wszystko ona wolala ojca twojego przyjaciela....Postanowilem sie zemscic...Ale nie na ojcu czy matce Justina...Tylko na nim.Wtedy bol dotknalby obojga rodzicow,ten bol ktory ja czolem po stracie Michela.a-syknal zly pokazujac palcem na siedzacego piosenkarza.Byl caly pobity,usta mial zaklejone tasma a rece i nogi zwiazane jakims sznurem.W moich oczach automatycznie zebraly sie lzy.
-Nie jestes czlowiekiem...Jestes potworem.-syknelam mu w twarz wyjmujac pistolet.-Wiesz co? Mam ochote cie zabic,ale nie zrobie tego bo to by bylo zbyt proste.-wymierzylam spluwe w jego strone.-Za malo bolesne a chce zebys cierpial.Dlatego...Lepiej bedzie jak zgnijesz w wiezieniu.-splunelam z obrzydzeniem.
-Policja juz tu jest!-krzyknal Wayne a ja rzucajac w jego strone pistolet wkopnela w klate Dana prosto w rece Kennego ktory unieszkodliwil mezczycne.Wayne schowal spluwe do spodni tak jakby jej w ogole nie mial a ja podbieglam do Justina.W momencie gdy przy nim kucalam policja wpadla do pomieszczenia.Bylo straszne zamieszanie i wszystko dzialo sie tak szybko jednak ja nie bylam zainteresowana tym co bylo w okolo.Widzialam tylko mojego Justina.Psychicznego mezczyzne wyprowadzono z fabryki a jacys policjanci rozmawiali z Kennym,Loganem i Lil'em.
-Justin?-szepnelam dotykajac jego policzka ale chlopak spojrzal tylko na mnie smutno i po chwili znow zamknal oczy.-Pomocy!-krzyknelam.-Pomozcie mu!-krzyczalam placzac a po chwili jacys sanitariusze zajeli sie moim przyjacielem.Lil podbiegl do mnie i odciagnal od Biebera przytulajac mnie mocno do siebie.
-Juz po wszystkim...-szeptal glaszczac mnie po plechach.-Wyjdzie z tego.Na pewno.-staral sie mnie pocieszyc a ja nadal plakalam zakrywajac usta rekoma.Bylam tak strasznie zrozpaczona ze nie moglam sie uspokoic.
-Prosze pani...-podszed do nas starszy mezczyzna w mundurze.-Moglaby pani zeznawac?-bila od niego dobroc.
-Tak...-szepnelam wycierajac lzy.Zadawal duzo pytan a ja na nie grzecznie odpowiadalam.Powiedzialam wszystko.Kiedy to sie zaczelo,jak i w ogole.Mimo to myslami bylam przy Justinie ktorego lekarze opatrywali w kartece.
-Dziekuje...To by bylo na tyle.-usmiechnela sie pocieszajaco.-Bedziemy pania informowac o wyroku.
-Dobrze...Dziekuje i do wiedzenia.-powiedzialam bez wyrazu i patrzylam przez drzwi na siedzacego chlopaka.Widac bylo ze czul sie juz lepiej bo nawet nabral kolorow na twarzy.Usmiechnal sie do mnie smutno a ja odpowiedzialam mu tym samym.
-No idz do niego...-szepnal mi Lil.-Czy ty wiesz ile ten chlopak czekal zeby moc z toba normalnie porozmawiac?-zapyal mi do ucha a ja sie odworcilam i mocno przytulilam.
-Dziekuje Lil...Za wszystko.
-Wiesz ze zawsze mozesz na mnie liczyc.-pocalowal mnie w glowe i takze mozno przytulil.Gdy sie od siebie odsunelismy odworcilam sie w stone wyjscia i wolno szlam do Biebera.
-I co teraz?
-I zyli dlugo i szczesliwie?-zapytalam z usmiechem.Oboje zachichotalismy.
-Chodz tu do mnie.-wyciagnal jedna reke poniewaz druga mial usztwniona,poniewaz mial ja rozcieta.Ja od razu sie w niego wtulilam.-Jak ja za toba tesknilem.
-Justin...Ja...-odsunelam sie troszke od niego.-Ja przepraszam...Musialam zerwac z toba kontakt.Mowil ze tak bedziesz bezpieczny.
-Cii...-wytarl mi leze ktora splynela po policzku.-Wiem.Wiem wszystko.-patrzyl na mnie z taka fascynacja i tesknota.-Powiedzial mi wszystko.-wzruszyl ramionami.
-Justin ja nie chce cie znow stracic.-wyszeptalam rozpaczliwie.
-Nie stracisz juz...-stanal o wlasnych silach i przyciagnal mnie do siebie.-Za duzo przeszlismy zeby teraz od siebie odejsc...-mowil to opierajac brode na czubku mojej glowy.
-Kocham cię Justin.-nawet nie wiem czemu to wyszeptalam.Po prostu.Kierowalam sie glosem serca.W tamtym momencie juz nie myslalam,cieszylam sie ze jest caly,ze jest przy mnie.Mowilam prawde,naprawde go kochalam.
-Ja ciebie tez,mala...Nawet nie wiesz jak bardzo...-powiedzial zadowolony.
-Przepraszam...-ta jakze piekna chwile przerwal nam ten sam policjant.-Moglby pan zeznawac czy woli pan odlozyc to az lepiej sie poczuje?-zapytal serdecznie a Jus zlapal mnie za reke.
-Nie,nie...Wole to juz miec za soba.-Biebs byl opanowany i pewny siebie.
-To ja przyjde za chwile.-szepnelam i pocalowalam chlopaka w policzek dodajac mu otuchy.Spojrzal na mnie smutno a ja usmiechnelam sie delikatnie i odeszlam do naszych ochroniarzy ktorzy zawziecie dyskutowali.Logan jak tylko mnie zobaczyl przyciagnal do siebie i mocno przytulil.
-Jaka ty bylas odwazna...-mowil zdziwony.-Jestem z ciebie dumny i to dla mnie zaszczyt pracowac z toba.-pocalowal mnie w glowe i usmiechnal sie szeroko.
-To ja tobie dziekuje.Jestes wspanialy.-znow sie do niego przytulilam.-A ciebie Kenny...-powiedzialam bez wyrazu.-Po prostu kocham.-zachichotalam rzucajac mu sie na szyje a on mnie szybko zlapal i mocno przytulil.
-Myslalem ze chcesz mi powiedziec cos okropnego.-powiedzial z wyrzutem gdy juz mnie odstawil.-Ale tez cie kocham mala.-zasmial sie rozczochrujac moje wlosy.
-Czy ja sie nie przeslyszalem?Kochasz moja Karli?-odwrocilam sie i zobaczylam wscieklego Biebsa.Moja mina automatycznie zrzedla a oczy szeroko sie otworzyly.Justin widzac mnie i swojego ochroniarza autoamtycznie sie rozesmial.
-Dupek.-uderzylam go lekko w zdrowe ramie.
-No nie zlosc sie na mnie.-wymruczal mi do ucha przyciagajac mnie do siebie.Polozylam mu rece na klacie a glowe wtulilam w szyje,on objal mnie jedna reke i sie usmiechnal.Wiedzialam ze jest naprawde szczesliwy.
-Jak sie czujesz mlody?-zapytal Kenny gdy my juz sie troszeczke od siebie odsunelismy.
-Dobrze...-spojrzal na mnie.-Juz dobrze.
-To chodz sie tu przytulic a nie caly czas miziasz Karli.-przyciagnal do siebie piosnekarza i dosc mocno przytulil na co Jus syknal.Nadal byl obolaly.-Sorki...-zasmielismy sie cala czworka.
-To co teraz bedzie?-zapytal Lil podchodzac do nas i pokazujac na nasza dwojke.
_______________________________________
Ten rozdzial dedykuje... WAM WSZYSTKIM!!!!!!!
Kurde czy yi wiecie jak was kocham?! Straaaaaaaaaaaaaaasznie!! Od paru dni mam fatalny czas...Po porstu przylapalam dolka i cos mi ciezko.Jednak jak wchodze na bloga i widze liczbe wyswietlen i komantarze to az sie wzruszam! Kurde nie myslalam ze tak sie do was przywiaze :P <3
Jest cos jeszcze... Ten rozdzial mial byc ostatnim... Ale wiecie co? Postanowailam jeszcze go nie konczyc.To znaczy to jeszcze podlega zastanwioeniu wiec piszcie w komentarzasz "KONCZ" lub "NIE KONCZ". W ten sposob zobacze czy to juz czas zeby zakonczc to opowiadanie a moze jeszcze pisac dalej.Ja w kazdym badz razie mam jeszcze pomysly na to opowiadanie ale teraz wszystko jest w WASZYCH rekach ;)
Kochan Was!! <3 #MuchLove
-Patrys