-Nie psuj mi juz do reszty dnia.-warcze siegajac po torebke.-Gdzie John?-spogladam do korytarza a potem chwilowo na Jus'a dajac mu do zrozumienia co mam zaraz zrobic.
-U siebie.
-Najwyzszy czas was wreszcie ze soba zapoznac.-usmiecham sie tajemniczo szybko lapiac za reke mojego chlopaka i drepcze w strone czesci domu gdzie John ma swoj gabinet i sypialnie.
-Cher nie...Nie waz s...
-Puk,puk. Mozna?-wychylam sie za drzwi mocniej sciskajac dlon Jus'a.
-Tak...Tak jasne.-moj asystent usmiecha sie nie pewnie.Odklada papiery na biurko siadajac sobie wygodniej.
-Chcialabym ci kogos przedstawic.-usmiecham sie szarpiac Biebs'a troche mocniej.Mina John'a jest zabawna. Wiem ze nie wie jak sie zachowac,nie przygotowalam go na to spotkanie. Oh,dobra.Nie liczac naszego wtargniecia wczesniej do domu. Mniejsza o to. Justin patrzy na swoje buty i dostrzegam jak mocno zaciska warge.Jest wsciekly,doskonale zdaje sobie z tego sprawe.No ale co? Ja mam jechac poznac jego przyjaciela a on mojego asystenta nie moze? Oh God,trzymajcie mnie.
-Ah...-John wstaje i pewnym krokiem zmniejsza odleglosc miedzy nami a nim.
-Jus...-spogladam na mojego chlopaka dajac mu do zrozumienia zeby sie wyprostowal.Robi to jakby czytal mi w myslach.-To John...-skinam reka na blondyna w koszuli.-John...To moj...-tak w sumie nie wiem jak go przedstawic.Powiedziec ze to moj chlopak? Jus zerka na mnie,dyskretnie unaszac brew i kacik ust.Dupek pierdolony.
-Justin,milo mi.-wyciaga od razu reke prostujac sie z zawadiackim usmiechem.Jednak moge na niego liczyc.Od razu oddycham spokojniej.
-Mnie rowniez.-John dosc nie pewnie sciska jego reke patrzac co chwila na mnie.
-Taaaaak...-klaszcze w rece po chwili niezrecznej ciszy.-Nie tak to sobie wyobrazalam.-szepcze pod nosem.-Wiec my bedziemy sie zpierac.
-Wait...-Justin patrzy jeszcze raz na blondyna.-Bede musial z toba pogadac wiec jakbys mogl dac mi do siebie jakis namiar?
-Ah tak tak pewnie.-John wyciaga schludna wizytowke i podaje ja JB.Co od do cholery knuje?!?! Patrze na nich zdezorientowana i lekko spanikowana. Co to ma byc?!
-Do zobaczenia.-Justin macha zamykajac za soba drzwi i ta sama reke zarzuca mi na ramie.Nie odzywam sie,ide zamyslona marszczac brwi i dopiero kiedy dolaczaja do nas ochroniaze Biebs'a lekko wracam do swiata realistycznego.
-Nad czym tak myslisz?-sepcze mi do ucha usmiechajac sie lekko.
-Jesli bedziesz planowal cos za moimi plecami razem z John'em to znienawidze was obu.
-Oh?-lapie sie droga reka niby za serce.-Raniiiiisz.-dodaje dziewczencym glosem a ja od razu sie zaczynam smiac odpychajac go od siebie.
-Spadaj...-wywracam oczami krzyzujac rece na piersiach i kontynuujac swoj spacer.Po chwili Biebs jednak znow przyciaga mnie do siebie a ja jedna reka obejmuje go w pasie.Tak naprawde w tym momencie nie chce myslec jaki to pozniej bedzie szum w gazetach a nawet miedzy naszymi znajomymi. Nie chce sie tym martwic.Juz widzac spojrzenia ludzi przechodzacych, a nawet te nalezace do Hugo i Kenny'ego mnie dobijaly.Przez caly ten czas nic nie mowimy. Dajemy sobie czas na przemyslenia, ja zastanawiam sie o co chodzilo Tydze. A Jus co chwila glaszcze mnie to po ramieniu to po boku by uspokoic mnie kiedy niekontrolowanie moje miesnie sie spinaja.
-Wrocmy juz do domu...-spogladam na niego smutno.-Jestem zmeczona i glowa mnie boli.-przyciskam lekko moja prawa skron.
-Dobrze,dosc dlugo chodzimy.-przytula mnie do siebie jeszcze bardziej opiekunczo.-Kocham cie.-szepcze pochylajac sie nade mna.
-Ja ciebie tez.-usmiecham sie smutno.
To dziwne jak czasami wszystko mnie przytlacza a lzy mam na wierzku. To pokrecone jak czasami nie doceniam tego co mam przechodzac obok.A gdzie moja Mils? Gdzie moja wspaniala przyjaciolka? Od kiedy spotyka sie z Flores'em nie daje znaku zycia. Potrzebuje jej teraz...Ide jakbym byla wkurzona,prosto do siebie na gore zostawiajac Jus'a gdzies daleko za soba po tym jak wchodzimy do domu.Biore goraca kapiel.Bha! Najpierw sobie ja przygotowuje krecac sie po pokoju jak jakis huragan. Gdy juz zamaczam sie po szyje slysze pukanie do drzwi.
-Kochanie?-szept mojego chlopaka rozchodzi sie po pokoju.
-W lazience.-odpowiadam okrywajac sie piana jednak zostawiajac skrawek biodra dla jego fantazji.Od razu slysze przekrecanie zamka w drzwiach od pokoju i przekrecanie klamki w tych od lazienki.
-Mhhh....-przyrgryza warge kucajac przy wannie.-Wiem ze robisz to specjalnie.-wpija sie w moje usta gdy opieram brode o krawedz.Trzepocze rzesami usmiechajac sie slodziutko.
-Njie pjawda.-chichocze laczac nasze usta.Czuje jak usmiecha sie mi w usta i od razu moje serce bije szybciej.Uwielbiam gdy to robi...Jest wtedy taki sexowny. Oh dobra, przyznajcie...Kiedy Justin pieprzony Bieber nie jest pociagajacy? No dalej,dalej slucham? On nawet gdy za duzo wypije staje sie slodkim misiakiem.
-Co robimy dzis wieczorem?-pyta siadajac na blacie obok umywalki.
-A przepraszam ty masz zamiar tu zostac w tym momencie?-pytam rozesmiana.
-Mh...Tak?-patrzy podnoszac brew jakby to byla najbardziej oczywista rzecz na swiecie.
-Mh...Nie? Wypad mi.-wskazuje na drzwi.
-Wyganiasz swojego wspanialego,sexownego chlopaka za drzwiii?-pyta 'urazony' otwierajac szeroko oczy.
-Dokladnie tak...Bez czesci wspanialy i sexowny.-zanurzam sie cala w wodzie a ostatnie co widze to Justin wychodzacy z lazienki ktory smieje sie pod nosem.Juz widze jak wywraca nonszalancko oczami.
Nie mysle o tym co powiedzial Tyga,nie mysle o tym co to zmienia.Tak naprawde zycie toczy sie dalej.Nie potrzebuje go juz,nie bede tracic czasu na nienawidzenie go.Po prostu nie chce miec z nim juz kontaktu,to wszystko. Jestem teraz z Justin'em.Niedlugo wyjezdzamy w trase. Bede musiala doszlifowac choregorafie do filmu. Musze skupic sie na tym. Kiedy wychodze z wanny ubieram na siebie bialy puchowy szlafrok i spogladajac na chwile w lustro krece glowa. Wchodzac do pokoju widze lezacego na lozku Justina bez koszulki, w samych spodniach,jedzacego jakies chipsy i ogladajacego telewizje.Opieram sie o rame drzwi zakladajac rece na piersiach.Od razu na mnie patrzy spowalniajac czynnosc ktora wlasnie robil.
-Ooo...-patrzy na mnie zaskoczony.
Wiem doskonale o co mu chodzi.Mokre wlosy,krotki szalfrok.Usmiecham sie zawadiacko przykryzajac warge.Od razu sie podnosi do pozycji siedzacej ale ja pozostaje na swoim miejscu. Odgarniam ruchem reki wlosy do tylu i przechylam lekko glowe.On wstaje i sexownym ruchem podchodzi blizej mnie.
-Wygladasz kurewsko pociagajaco slonko.-szepcze mi do ucha stajac na przeciwko.
Nasze ciala sie nie stykaja.Dzieli nas cienka przestrzen a moje cialo az sie rwie by go dotknac.Usmiecham sie tylko niewinnie i podnosze wzrok na jego twarz gdy juz stoi wyprostowny.Odchylam lekko udo tak by szlafrok odkryl troszke mojego ciala.Jego palce mimowolnie dotykaja nagiego miejsca tyz przy kosci biodrowej.Moja reka lapie go za klamre od paska i przyciaga do siebie tak bysmy sie stykali.Usmiecha sie zlosliwie dotykajac obojczyka.Wszystko jest takie powolne,w pokoju rosnie napiecie.Jego palce zjerzdzaja w dol pomiedzy moje piersi.Odchylam lekko glowe przymykajac oczy.Moje dlonie wedroja wzdluz jego miesni brzucha tuz na kark by przyciagnac go blizej.Wskakuje mu na rece oplatajac nogami.Nie spodziewal sie tego,zachwial sie na chwilke lecz mimo wszystko lapie mnie za uda,tuz pod posladkami.Patrzy na mnie z pozadaniem a ja,bedac jednak na gorze,spogladam na niego uwodzicielsko.Zblizam swoje usta do jego policzka,caluje najpierw zaglebienie pod uchem,zjezdzajac pocalunkami po wyrazistej szczece,dochodzac do kacika ust.Jego rece wciaz masuja moje uda.Gwaltownie odwraca glowe tak zeby zamknac moje warki w swoich.Usmiecham sie poprawiajac sie w jego objeciach.Jego usta stykaja sie z moja szyja,idealnie tam gdzie jest moj slaby punkt.Doskonale wie ze tym bedzie na wygranej.
-Oh...-z moich ust wychodzi mimowolnie jek rozkoszy.
Nie ma zamiaru przestac,ze mna na rekach idzie do lozka jednak nie kladzie nas na nim.Poprawia mnie sobie na rekach usmiechajac sie gdy jego palce nie wyczowaja bielizny.
-Mr...Wiec masz tylko na sobie ten cholerny szlafrok tak?-patrzy mi w oczy sunac reka do gory po moim posladku.Usmiecham sie niczym mala dziewczynka zlapana na goracym uczynku.Kladzie mnie na lozku jednak w takiej pozycji ze szlafrok nadal nic nie odslania.Dzieki Bogu! Nie wiem co ja wyprawiam,co to za sytuacja.Nie mam pojecia co w tym momencie robie. Jest za wczesnie na sex.Oh jestesmy ze soba od zaledwie niecalych dwoch dni! Cher cholera jasna opamietaj sie!! Justin widzac moj zaniepokojony wzrok nachyla sie tylko usmiechajac sie smutno.-Rozumiem.-szepcze zlaczajac nasze usta a potem odwraca sie i idzie do lazienki.
Spieprzylam...Zjebalam to po calej linii.Ugh! Jak mozna byc taka idiotka!? Sama tego chcialas! Ugh no wiem...Na poczatku tak! Nie wybacze sobie tego.Dac mu taka nadzieje...Bylo tak blisko a pieprzylibysmy sie na tym cholernym lozku.Co ja narobilam?Powinnam za nim isc? Nie...Znow by mogl sobie cos pomyslec.Przysiegam, ze jesli nastepnym razem doprowadze do takiej akcji a pozniej sie rozmysle rzuce sie z mostu...Wywracajac oczy ku niebu i walac otwarta reka w czolo,wstaje kierujac sie do garderoby po jakas pizame. Juz czuje ta niezreczna sytuacje miedzy nami...Cholera jasna!
Rano budze sie i czuje jak czyjas reka trzyma mnie mocno w pasie.Moje plecy przycisniete sa do jego klatki piersiowej i czuje jak jeszcze spokojnie oddycha. Najwidoczniej wieczorem zasnelam za nim Jus zdazyl wrocic z lazienki.Usmiecham sie pod nosem wyciagajac reke po telefon.
-Nie wierc sie tak.-slysze szept przy uchu wiec od razu zastygam w tamtej pozycji a potem odwracam sie w jego objeciu.
Czekoladowe oczy spogladaja na mnie lekko z gory nadal przymrozone. Odgarniam mu niesforne kosmuki grzywki z czola usmiechajac sie niewinnie.
-Jestes na mnie bardzo zly?
-Za wczoraj?
Skinam glowa smutna.Czuje jak przysowa mnie do siebie jeszcze bardziej i caluje moj nos.Mimowolnie na moich ustach rodzi sie usmiech.Wtulam sie w niego kiedy jego podbrodek laduje na czobku mojej glowy.
-Nie jestem zly...Wiesz ze niczego na tobie nie wymuszam, nie powiem bo na poczatku bylem zszokowany ze zostawilas mnie w takiej sytuacji.
Caluje jego klatkie piersiowa.
-Przepraszam.-odchylam sie lekko i zlaczam nasze usta.-Dzien dobry,tak po za tym.
-Dzien dobry,kochanie.-usmiecha sie do mnie blogo.
-Cher! Justin! Mozecie zejsc?! Za 10 minut musicie byc w studio!-slyszymy krzyk John'a.
Patrzymy po sobie z Justin'em i szybko wyskakujemy z lozka. 5 minut i jestesmy w samochodzie kierujac sie na autostrade,oczywiscie Jus wybiera szybsza droge i kiedy jestesmy juz niedaleko,a on moze zwolnic swoja prawa reke przenosi ja na moje udo spogladajac na mnie z usmiechem.Klade swoja lewa dlon na jego karku bawiac sie jego wlosami i widzac jak sie rozluznia od razu robie sie spokojniejsza. Kiedy dojezdzamy na miejsce, na parkingu widze samochody Tygi jak i Chris'a.
-Damn...
-Spokojnie skarbie.-Justin nachyla sie by pocalowac mnie w policzek, wiem ze zrobilby to w usta gdyby nie paparazzi stojacy niedaleko wejscia.
Pokajac do gabinetu Scooter'a Justin przepuszcza mnie w drzwiach.Przy stole jak sie spodziwalam zastaje wczesniej wspomniana dwojke mezczyzn i menager'a Biebsa.
-Czesc wam.-Scoot najwidoczniej jest w swietnym nastroju.
W przeciwienstwie do nas.
-Mozesz nam wytlumaczyc co tu sie dzieje?-Justin zaslania mnie lekko swoim cialem widzac jak Tyga sie na mnie gapi.
-Usiadzcie.-mowi Chris.
Popycham leciutko JB zeby usiadl i robie to samo jak najdalej od calej trojki nadal bedac blisko mojego chlopaka.Mam tego szczerze dosc, to cale przedstawienie nie ma konca.
-Chcielibysmy wyjasnic wszystko.-Mowi Scoot.
-Nie.-mowie gwaltownie a wszyscy odwracaja na mnie wzrok.-Nie ma takiej opcji.Nie chce.Nie wy decydujecie. Jak na razie za duzo sie wydarzylo.
-Nie chcesz znac prawdy?-pyta moj latynoski przyjaciel.
-Nie.
Scooter z Chris'em spogladaja na siebie zdziwieni.Widze ze szanuja moja wole, jednak Tyga ma inne zdanie. Podnosi sie napiecie i wychodzi trzaskajac za soba drzwiami.Spogladam smutno na Justin'a a on doskonale wie o co mi chodzi. Wstaje podajac mi dlon i kiedy za nia lapie kieruje sie do drzwi.
-Narazie.-mowi za nas obu.
-Musze do toalety.-mowie kiedy idziemy korytarzem.
-Zaczekam na ciebie przy windzie.-usmiecha sie do mnie poszczajac nasz uscisk.
Kieruje sie w strone lazienek szukajac w torbie chisteczek. Czuje jak mi sie kreci w glowie ale ignoruje to wszystko zwalajac po prostu na nadmiar emocji w ostatnim czasie. Kiedy wchodze do pomieszczenia kieruje sie w strone ostatniej kabiny.W pewnym momencie moje nogi odmawiaja posluszenstwa a w uszach zaczyna dzownic. Upuszczam moja torebke i lapiac sie sciany osowam sie plecami w dol.
-Just...-probuje krzyczec jednak z moich ust wychodzi tylko szept...Nawet nie zdazam dokonczyc zdania kiedy moje oczy opadaja z bezsilnosci.
________________________________________________
Hej?
Dziwnie jest mi tu wrocic. Czuje sie winna...Pozucilam swojego bloga pod wplywem wszystkich wydarzen w moim zyciu.Zlozylam niektorym poste obiednice za ktore szczerze PRZEPRASZAM.
Nie bede mowic ze bede pisac regularnie,poniewaz sama nie wiem,chcialabym wrocic tu jak dawniej.
Musze przeczytac bloga od nowa,poniewaz przyznaje ze malo pamietam...Wszyskto mi sie pomieszalo,
Zauwazylam ze mimo wszystko niektorzy z was wciaz tu zagladaja. Dziekuje sloneczka <3
Rozdzial jest do dupy,wiem...Przechodzil przez kilka waz weny i jej braku.
Cos wymysle. To akurat wam przysiegam.
To co? Kontynuujemy nasza przygode z Cher i Jus'em?
PRZEPRASZAM ZA WSZYSTKIE BLEDY I POMYLKI KTORE NIE LACZA SIE Z POPRZEDNIMI ROZDZIALAMI. Jak juz mowilam nie pamietam szczegolow i troszke sie motalam z datami i tak dalej.
-Patrys.