sobota, 2 listopada 2013

Rozdzial 18

-Gdzie sie tyle do kurwy nedzy szlajalas,co?!-wystarczy tylko ze zamykam za soba drzwi a moj jakze zajebisty chlopak drze na mnie morde.
-Bylam w pracy...-mowie spokojnie i wymijam go obojetnie.Zauwazam ze w pokoju goscinnym,w ktorym obecnie pomieszkuje chlopak siedza dwie nagie dziwki.
-Kolejny numerek z Bieber'kiem?-pyta kpiaco idac za mna.
-Spytaj sie Miley co robilam...Bedziesz mial pewnosc ze ja w tym zwiazku nie jestem ta co zdradza.-wyjatkowo jestem strasznie spokojna.Klade torbe na sofie w salonie i wchodze glebiej,do kuchni.
-Cos ci sie nie podoba,suko?-staje za mna lapiac mocno za biodra.Ja natomiast wysuwam sie z jego uscisku i podchodze do lodowki.-Odpowiedz suko.-syczy mi do ucha odgarniajac moje wlosy na prawa strone.Wpija sie zachlannie i agresywnie w moja szyje a ja odpycham go mocno od siebie.
-Idz do tych swoich dziwek,chuju!!-warcze wsciekle.
-No dajesz mala..Pokaz na co cie stac.-usmiecha sie jak jakis psychopata.Biore wdech by cos powiedziec jednak rezygnuje i uroczo sie usmiechm.
-Nie dam ci tej satysfakcji...-krece glowa odwracajac sie z powrotem.Wyciagam sok pomaranczowy kiedy czuje jak jego rece lapia moj tylek.-Daj mi spokoj...-probuje go odepchnac ale bez skutku.Odwrcama mnie mocno i wyrywa karton z reki zucajac go gdzies na blat obok.Przyciaga mnie do siebie i caluje po szyi.Stoje jak wryta.Jego rece sa na calym moim ciele.Rozdziera moja koszulke zucaja gdzies obok.-Michael!-krzycze blagalnie.
-Zamknij morde kurwo.-warczy.-Wiem ze tego chcesz...-rozpina rozporek moich spodni kiedy uderzam go w brzuch.Udaje mi sie wydostac i biegnac w strone salonu lapie za torbke.Zbiegam szybko po schodach i wpadam do korytarza lapiac za duza szar bluze na zamek.Zakladam ja szybko na siebie i lapie za galke drzwi zostaje brutalnie na nie popchnieta.Plecami uderzam o drewno i az sycze z bolu.Czuje jak jego piesc uderza w moj lewy bok a potem brzuch.-Teraz zgotuje ci pieklo.-warczy wsciekly a w jego oczach az widac iskry furii.Bierze zamach i uderza mnie mocno z otwartej dloni w policzek.Po raz kolejny popycha mnie na drzi i znow mocno o nie uderzam lopatkami.Rozpina bluze ktora przed chwila udalo mi sie zapiac.Caluje a raczej grysie moj dekold wyzadzajac mi przy tym cholernie duzo bolu.Jego reka mocno sciska moje drogie zebra co przyprawia mnie o lzy w oczach.
-To boli!-krzycze starajac sie jakos wyrwac ale przytrzymuje moje nadgarski jedna reka nad glowa.
-Ma bolec.-smieje sie gorzko a mnie az dreszcze przechodza.Wykozystuje moment jego chwilowego oderwania sie od zajecia ktore wlasnie wykonywal i kopie go mocno w krocze.Znajduje w sobie tak duzo sily ze az Tyga pada na kolana trzymajac obiema rekoma bolace miejsce.Szybko lapie za moja torebke gdzie przewaznie mam zawsze wszystkie potrzebe rzeczy i wybiegam.Biegne przed siebie calkowicie bez celu a lzy spywaja po moich policzkach.Biegne przez park kiedy okrecam sie do tylu by zobaczyc czy nikt mnie nie goni.W momencie kiedy robie odwrot moje zebra strasznie kuja.-Sshhh...-sycze i od razu sie zatrzymuje lapiac za prawy bok.Siadam na lawce i staram sie opanowac oddech.Jest juz ciemno...Zimno i tak jakos obco.Podkurczam nogi pod prode i patrze na przechodzacych ludzi.Nie wroce do domu.Za zadne skarby jesli on wciaz tam jest.To juz definitywny koniec.Wiecej tego nie zniose.Tych dziwek,chlania,cpania i calego tego burdelu.Koniec! Ale gdzie ja teraz sie podzieje? Chris jest...Nie wiadomo gdzie...Miley nie odbiera.Scooter ma spotkanie biznesowe a pozniej jedzie na uroczysta kolacje z dziewczyna.Afredo...Ehm...Pewnie z Miley.Nicki ma koncert.Justin...Nieee...Do niego nie zadzownie.Nie po tym jak go traktowalam.Siedze tak placzac jeszcze nastepne 20 minut kiedy robi mi sie coraz zimniej.Wyciagam telefon z torebki i probuje po raz chyba setny zadzonic do Miley.Poczta.Czuje sie sama,pozucona i nie potrzebna.Ilu z was mialo odczucie cholernej przepasci?Samotnosci?Tego zimna?Musze do niego zadzonic.Potrzebuje uczucia ktorym mnie obdarza...Jego bliskoci.Tej bestroskosci ktora czuje gdy jest obok.Mimo ze bylam nie mila i zachowywalam sie jak nadeta jedza....Przyznaje ze go potrzebuje.Nie mowie teraz o tym momencie.Potrzebuje go w moim zyciu.Wchodze w kontakty i wyszukuje jego numer.Nie pewnie dotykam kwadracika z napisem 'zadzon' i przysuwam Iphone do ucha.Odbiera po zaledwie jednym sygnale.
-Cher? Co sie stalo?-slychac przejecie i troske w jego glosie.
-Juss...Justin...P...Prosze przy...Przyjedz po mnie.-ledwo co mowie przez szloch.
-Juz wychodze z domu.-slysze jak zatrzaskuje drzwi.-Nie rozlaczaj sie...Gdzie jestes?
-P..Park.
-Ten obok kawiarenki?
-Tak.-uspokajam sie leciutko slyszac jego kojacy glos.Mimo ze czuje jego zdenerwowanie jest mi lepiej.
-Spokojnie...Prosze tylko nie placz.Zaraz bede.-mowi na jednym tchu a lzy ciagle splywaja mi po policzkach.Nie potrafie ich opanowac.W mojej glowie ciagle mam obrazy z kuchni i korytarza.-Juz zaparkowalem.-nie potrafie sie usmiechnac mimo ze wiem iz zaraz bedzie przy mnie.W jednym momencie czuje jak ktos szybko i mocno przyciaga mnie do siebie siadajac chaotycznie na lawce.-Juz jestem.-glaszcze mnie po plecach wyciagajac druga reka telefon.-Ciii...-rozplakuje sie jeszcze bardziej.-Jest juz dobrze...Nikt cie nie skrzywdzi.-szepcze mi do ucha.-Nie pozwole na to.-wtulam sie w niego bardzo mocno mocząc mu lzami bluze ktora ma na sobie.
-Zabierz mnie stad.-szepcze mu do ucha.On od razu reaguje i biorac mnie na rece zanosi do samochodu.Nie protestuje.Dlatego ze zebra za bardzo mnie bola aby robic jakiekolwiek ruchy.Nie mam sily.
-Spokojnie...Prosze juz nie placz.-caluje mnie w czolo sadzajac na siedzeniu pasażera.Kladzie moja torbe na tylnie siedzenia.Zamyka drzwi i szybko wskakuje za kierownice.Zginam nogi podciagajac je pod brode i patrze przez okno.Nie potrafie opanowac placzu.Po prost jest to zbyt trudne.Czuje w jednym momencie jak Justin splata swoja dlon z moja.Zerkam na niego a on tylko posyla mi troskliwy usmiech.-Dzis jedziemy juz do mnie...Juro zabiore cie na wycieczke.
-Nie chce robic klopotu...-krece glowa.
-Nie gadaj glupot.-posyla mi srogie spojrzenie.
-Justiiin...Podwiez mnie do jakiegos hotelu i bedzie ok.-jecze.
-Nie zostawie cie sama.-zerka na mnie zdejmujac z mojej glowy kaptur ktory mialam zalozony od wybiegniecia z domu.-Co to jest?-w jego glosie czuje zlosc.-To Tyga,prawda?-pokazuje na moja twarz.Od razu przegladam sie w lusterku.Na moim policzku widnieje wrecz czerwona,duzych rozmiarow plama.
-To...Ehm...Nie wazne...-znow zakladam kaptur patrzac w okno.Na szczescie Bieber rozumie aluzje moich czynow i sie nie odzywa.
-Jestesmy.-oznajmia parkujac na podjezdzie jego posiadlosci.
-Ladny willa...-stwierdzam wychodzac z auta.
-Dzieki.-usmiecha sie blado lapiac moja dlon i prowadzi mnie do wejscia.-Zapraszam...-otwiera przede mna drzwi usmiechajac sie slodko.Skinam glowa w podziekowaniu i wchodze do srodka.Oprowadza mnie po calusienkim domu a ja staram sie zapamaietac co gdzie jest.Znajduje sie tutaj naprawde masa pomieszczen i ledwo sie polapuje ale jakos idzie.-To jest moja sypialnia.-otwiera ostatnie drzwi.
-Sliczna.-wchodze nie pewnie i rozgladam sie do okola.-A ja gdzie mam spac?
-No ze mna.-usmiecha sie szeroko.
-I co jeszcze?-pytam retorycznie.-Najpierw ratujesz mnie przed...Tym wszystkim a teraz jeszcze pozwalasz ze soba spac.-sposzczam wzrok.-Nie moge.
-Ale ja chce.-podchodzi do mnie blizej.-Nie zostawie cie samej,Cher.Zrozum to wreszcie.-obejmuje mnie w talii a ja bez namyslu sie w niego wtulam stajac na palcach.Mimo wszystko jest wyzszy i musi sie leciutko schylic.
-Przepraszam cie Jus...-szepcze niesmialo.
-Za co?-odsywa mnie lekko by spojrzec w moje oczy.Po raz kolejny sciaga mi z glowy kaptur.
-Za to jak sie zachowywalam wobec ciebie.-wyswobadzam sie z jego objec,chodze w ta i z powrotem po pokoju.
-Nie mam ci tego za zle.-siada na lozku a jego wzrok chodzi za mna.-Opowiesz mi co sie stalo? I dlaczego?-momentalnie staje w miejscu.Odwracam sie w jego strone i patrze z bolem w jego oczy.
-Daj mi czas...-szepcze zakladajac kosmyk wlosow za ucho.Ukazuje tym caly moj policzek.Justin podrywa sie od razu i staje przede mna.
-Co on ci zrobil...-szepcze dotykajac lekko zaczerwienienia.Droga reka obejmuje mnie w talii przysuwa blizej siebie tak ze teraz stykamy sie cialami. Patrze w jego zatroskane oczy i zarzucam mu rece na szyje.W pokoju robi sie gorecej a miedzy nami napiecie rosnie.Wiem do czego dojdzie...Jestem tego w pelni swiadoma.Przejezdzam palcem po jego brodzie a droga reka naklaniam aby sie troche schylil.
Zlaczam nasze usta w mocnym pocalunku ktory Justin od razu odwzajemnia. Wyczuwam ze on rowniez jest w pelni swiadomy naszych czynow.Przyciaga mnie blizej siebie.Jego rece wędrują wzdłuż mojej talii,na biodra az do ud.Usmiecham sie przez pocalunek co dodaje mu pewnosci.Podnosi mnie do gory na co zaskoczona odrywam od niego usta piszczac.Usmiecham sie zabawnie i lapie mocniej jego szyje.Usmiecha sie zachwycony i patrzy w moje oczy.Nie chce konczyc tego co przed chwila zaczelismy wiec od razu zlaczam nasze usta w jednosc.Pasuja do siebie idealnie.Tak jakby byly stworzone dla siebie.Jedo rece ciagle trzymaja moje uda a ja nogami oplatam go w pasie.Usmiecham sie przez pocalunki tak samo jak on.Nie wierze w to co robie.Przyznaje sie bez bicia ze od dawna na to czekalam.Ten pocalunek uswiadomil mnie ze Mils miala racje.Jak moglam byc taka glupia?
__________________________________________________
WOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO!! xD Hahahahaha ale sie dzieje!! Pierwszy pocaluenk!! ^^ Aha..Uhu...Jeje...Hehe xD Ale sie jaram xD ahahahahaha wiem odpierdala mi normalnie ale czy oni nie sa przeslodcy??
Tyga to swinia. Co ja na to poradze? Nic...
I jak? Podoba wam sie wreszcie rozdzial?? Mi baaaaaaaaaaaaaaaaardzo! To chyba najlepszy rozdzial w moim zyciu! <3 Autentycznie mi sie podoba.
Licze na mase komow bo specjalnie dla was pisalam ten rozdzial...
Wiec jak? Udalo mi sie was zaskoczyc? Czy jednak nie? Podoba sie wam rozdzial? Czy wrecz przeciwnie??
Kocham was!
-Patrys