Chlopak siada na lozku i w ten sposb ja siedze okrakiem na jego kolanach.Ciagle trzymam rece na jego karku co chwile wplatajac je w jego wlosy.Piosenkarz trzyma swoje rece na moich biodrach.Nasze jezyki walcza o dominacje jednak zadne z nas nie chceo dac za wygrana.Pociagam go lekko za kocowki wlosow a on mruczy zadowolony.Jego rece wedruja wyzej,na moja talie.Usmiecham sie mimowolnie poniewaz powoduje to u mnie lekkie laskotki. Wsuwa dlonie pod bluze przyciagajac mnie blizej do siebie.Obejmuje jego policzki w obie dlonie na co on sie usmiecha.W jednej chwili rece Justin'a laduja na moich lopatkach.Od razu odrywam sie od niego i sycze z bolu.
-Przepraszam...-w jego oczach widze pewnego rodzaju strach? Tak,chyba sie bal.-Ja naprawde przepraszam.
-Justin.-krece glowa.-To nie twoja wina.-schodze z jego kolan i odpinam lekko bluze odginajac ja na ramionach.Czego ja sie moglam spodziewac?Cale ramiona mam w siniakach i zadrapaniach oraz sladach po brutalnych pocałunkach.-Widzisz?-pytam spogladajac w oczy chlopaka ktory teraz stoi za mna w lustrze.-To nie twoja wina.
-Jak on mogl ci to zrobic?-pyta z gorycza w glosie a ja widzie lzy w jego oczach.
-Daj spokoj...-krece glowa zakladajac od nowa bluze na ramionach.
-Gdzie jeszcze?-szepcze gdy ja sie klade na lozku.On pozostaje w tym samym miejscu wciaz patrzac w lusto.
-Slucham?-marszcze brwi siadajac.
-Gdzie jeszcze mial czelnosc polozyc na tobie te swoje brudne lapska?-syczy odwracajac sie w moja strone.Wzruszam tylko bezinteresownie ramionami.
-Zebra,brzuch...-sposzczam wzrok.Zsowam sie z lozka i odpinam bluze odkrywajac swoj poobijany brzuch i sine zebra oraz biust.Na mojej klatce jest duzo malinek,odciskow zebow oraz siniakow.Wyglada to przerazajaco.Bieber widzac moje cialo zaciska mocno piesci i odwraca sie napiecie uderzajac w lustro.Nie spodziewalam sie takiej reakcji.Od razu zapinam bluze i podchodze do niego czym predzej.Omijam potluczone szklo i staje przed nim.Patrze mu gleboko w oczy i krece lekko glowa.Biore w obie dlonie jego piesc i przygladam sie uwaznie.-No i po co?-pytam ogladajac krwawiace miejsca.Na jego szczescie nie ma zadnych odlamkow lustra.-Chodz.-delikatnie ciagne go za przedramie.-Trzeba to opatrzec.
-Nie trzeba.
-Wrecz przeciwnie.-skinam w strone wanny i odwracam sie zeby siegnac po apteczke.-W szafce?
-Tak.-mowi tak jakby nie obecnie patrzac na dlon.Szybko siegam po potrzebne zeczy i odwracam sie znow do chlopaka.Apteczke klade na blacie obok zlewu a z woda utleniona i wacikami w recach staje po miedzy nogami chlopaka.
-Po co ci to bylo?-pytam obatrujac jego rany.
-Nie moge przestac myslec ze ten skurwysyn mogl ci to zrobic.-spoglada mi w oczy.Na chwile pozwalam sobie utonac w ich kolorze i usmiecham sie slodko.
-Tyle ze zyje...Nic mi nie jest...A wiesz czemu?-przysowam sie blizej jego twarzy.-Bo mi pomogles.Uratowales mnie,Justin.-miedzy nami zapada chwila ciszy i kiedy wyrywam sie pierwsza z tego 'transu' koncze oczyszczac jego dlon.Owijam ja bandazem i odwracam sie szybko do blatu by spakowac nie potrzebne drobiazgi.W mojej glowie jest chaos.Co on ze mna wyprawia...I ten pocalunek...Nigdy sie tak nie czulam.Motyle w brzuchu,pustka w glowie i tylko my dwoje.Tak jakby nic innego sie nie liczylo.Tak,jak w filmach...Chcialabym zeby to trwalo wiecznie.Jednak...Nie moge sobie pozwolic na cos wiecej niz przyjazn.Przeciez my razem pracujemy! Co do cholery z moimi zasadami?! Ja zawsze musze miec takiego pieprzonego pecha...Szczerze? To nawet nie przejmowalam sie tym ze Tyga mnie pobil.Liczyl sie tylko Bieber.To chore ale prawdziwe...Zakochalam sie? Moze...Na to wyglada...Usmiecham sie pod nosem.
-Dziekuje.-slysze szept za soba wiec podnosze wzrok.W odbiciu lustra widze chlopaka ktory patrzy na mnie stojac tuz za moimi plecami.
-To ja ci dziekuje.-odwracam sie do niego sposzczajac wzrok i opierajac sie o zlew.Podnosze niesmialo na niego wzrok i usmiecham sie uroczo.Dotyka mojego policzka bardzo delikatnie i z wielka uwaga by nie wyrzadzic mi bolu.
-Gdybym ja mial zaszczyt byc twoim chlopakiem traktowalbym cie jak ksiezniczke.-szepcze patrzac na kazda czesc mojej twarzy.Robie krok by stac blizej niego.Schyla sie lekko i muska moje usta.Odwzajemniam delikatnego calusa a jego druga reka obejmuja mnie w talii.Klade swoje dlonie na jego kracie i odsuwam sie lekko kiedy juz obie jego rece splataja sie nad moja koscia ogonowa.
-Chyba za duzo sobie pozwalamy,nie sadzisz?
-Um...-usmiechna sie lekko.-Nie.-i wpija sie w moje usta.Oddaje namietny pocalunek wplatajac palce w jego wlosy.Gdy sie odrywamy oboje mamy nie rowne oddechy jednak nie przeszkadza to nam.-Chodz.-teraz to on lapie mnie za dlon i wyprowadza z lazienki. Rzuca sie od razu na luzko patrzac z usmiechem na mnie.Zatrzymuje sie w jego nogach patrzac rozbawiona.-Odpocznij wreszcie troszke...-poklepuje miejsce obok siebie.Zakladam kosmyk wlosow za ucho i wymuje telefon z kieszeni spodni.
-Mam sms'a od Michael'a...-mowie zamyslona otwierajac wiadomosc.Bieber podnosi sie od razu na lokciach i patrzy badawczo.-Musimy pogadac...-czytam tresc i wzruszam ramionami.-Jakos nie chce sie z nim widziec-ukrece glowa i znow wkladam uzadzenie do spodni.Na czworaka wchodze na lozko i klade sie obok JB.
-Zerwiesz z nim?-pyta patrzac w sufit.
-To raczej oczywiste.-rozciagam sie jednak w jednym momencie znow lapie sie za zebra.
-Bardzo boli?-nachyla sie nade mna.Skinam tylko glowa i kule sie obejmujac kolana rekoma.-Biedactwo moje....-obejmuje mnie ramieniem przyciagajac blizej siebie.W ten sposob moja glowa londuje na jego obojczyku.
-Czekaj.Czekaj...Twoje?-podnosze pytajaco brew.
-Sory.-widze zaklopotanie w jego oczach co mnie rozbawia.Znow klade sie na jego torsie i obejmuje lekko.Przez dluzszy czas lezymy w ciszy.Ale to nie jest jedna z tych krepujacych sytuacji gdzie nie wiesz co powiedziec.Nie! Teraz jest inaczej...Tak spokojnie.
-Moglabym sie wykapac?-pytam niesmialo.-Jest juz pozno a ja padam z nog.
-Oh...Oczywiscie.-wstajemy powoli z dziwnymi usmiechami.Zerkam na zegarek stojacy na szafce nocnej i moim oczom ukazuje sie godzina 00.38...No ladnie...Bieber idzie do garderoby po jakies ciuchy dla mnie.Wraca z duza koszulka i recznikiem.-Sluchaj...Moglbys przyniesc moja torbe z samochodu? Mam tam bielizne.-dodaje niesmialo.Cholera! Co sie ze mna dzieje? Przeciez ja zawsze jestem odwazna.
-Pew...Czekaj...-spoglada na mnie pytajaco.-Ty nosisz bielizne w torebce?-marszczy zabwnie brwi.
-Nie czepiaj sie szczegolow.-wytykam mu jezyk.-Czesto przez prace musze nocowac po za domem.-wzruszam obojetnie ramionami.Mimo wszystko on nadal stoi wpatrujac sie we mnie.-Pojdziesz mi po ta torbe?
-Jasne.-usmiecha sie szeroko.Gdy wychodzi z pomieszczenia od razu zucam sie do lazienki.Zamykam drzwi na klucz i rozbieram do naga.To co widze w lustrze mnie przeraza.Na zebrach mam az fioletowo czerwone plamy tak samo jak na brzuchu.Moj biust jest caly pogryziony,podrapany i poraniony.Plecy tez wygladaja strasznie.Sa cale fioletowe.Moje nadgarski maja lekkie zaczerwienienia a policzek jest rozowo fioletowy.Jak ja sie pokaze ludziom?! Matko...Nie chcac wiecej ogladac swojego ciala wchodze pod prysznic.Zimna woda zawsze mnie uspokajala jednak tym razem tak nie jest.Lekkie zaskoczenie ale za chwile przypominam sobie pocalunek z Justin'em i jestem szczesliwa.Dotykam ust i na mojej twarzy maluje sie lekki usmiech.-Cher?!-slysze glos chlopaka.
-Tak?
-Gdzie zostawic ci ta torbe?
-Poloz ja przy drzwiach!-usmiecham sie.Boze! Co sie ze mna do cholery dzieje?! To jest nie mozliwe zebym sie w nim zakochala...Nie mozliwe,prawda? No blagam...To nie jest realne.Fakt,jest wspanialym przyjacielem.Super sie przy nim czuje.Swietnie sie dogadujemy i te wszystkie inne pierdoly ale to nie moze byc milosc! Nieeeee...A moze jednak? Nie,nie... Wyskakuje szybko owijajac sie duzym,miekkim, bialym recznikiem i otwieram drzwi do pokoju.Na lozku lezy chlopak w samych spodniach dresowych i bawi sie komorka.Widze ze ma jeszcze lekko mokre wlosy co daje mi do zrozumienia ze zdazyl sie juz wykapac.Az tak dlugo siedzialam pod prysznicem??Dziwne...Ale mozliwe.Staje opierajac sie o framuge drzwi.Od razu podnosi sie do pozycji siedzacej.
-Ladnie wygladasz w tym reczniku.-przygryza warge.
-Tak...Tak...Jasne.-macham obojetnie reka.Schylam sie lekko by wziac lezaca na ziemi torbe.
-Naprawde do twarzy ci w nim!-krzyczy gdy zamykam drzwi.
-Siedz cicho,Bieber...-marudze krecac glowa.
-Tez cie lubie,Lloyd!-smieje sie a ja zrzucam z siebie recznik.Szybko zazucam na siebie duza zielona koszulke i na tylek naciagam koronkowe,czarne bokserki.Wlosy wycieram tylko recznikiem i pozostawiem je w lekkim nieladzie.Wrecam do pokoju i krece rozbawiona glowa.Bluzka siega mi lekko za tylek.
-Myslalam ze twoja koszulka bedzie duzo za duza na mnie.-smieje sie lekko kladac sie na lozku.
-Pewnie tak jest...Ten oto ciuszek jest z przed paru lat.-pokazuje reka na zielony material.Probuje sie przekrecic w jego strone jednak moje obolale zebra znow daja o sobie znac.-Chodz ze mna na chwile na dol.-podaje mi dlon gdy juz stoi na rownych nogach.Z jego pomoca schodze z lozka.-Trzeba to czyms posmarowac.-stwierdza gdy idziemy po schodach.Przygladam sie jego miesnia i przyznaje ze naprawde jest niezle zbudowany.Jak dla mnie idealnie...Nie lubie napakowanych za bardzo chlopakow.Cher! Co ty pierdzielisz!? Karce sie w myslach i szybko odwracam wzrok. Ja naprawde juz nie wiem co mi jest...To jest chore!
__________________________________________________
Spieprzylam...Znowu :c <beczy> Nie daje juz rady... Ostatnio nawet zastanawialam sie nad zawieszeniem blogow...Eh...
Uprzedzam ze w tym tygodniu nie bede dodawac czesto rozdzialow bo codziennie mam jakies egzaminy -.-" Ja pier...dziele normalnie!
Jest sprawa...Mianowicie...Dzieczyny co wam odwalilo z tym fandomem?! Serio? Moj fandom?? Ja na to nie zasluguje...<krece teraz glowa> Naprawde na to nie zasluguje....
Cholernie mi milo ze takie cos zostalo powiedziane ale ja nie wiem co wam powiedziec... Uwazam ze po prostu jestem fatalna pisarka i nie jestem godna tego...Przepraszam was...Jestescie MEGA kochane ale ja naprawde nie jestem dobra...
Kocham was!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! <3 <3 <3
-Patrys