sobota, 20 września 2014

Rozdzial 46

-Justin?!-krzycze schodzac po schodach.
-Kuchnia!-slysze jego rozesmiany glos. Zna mnie dobrze i wie ze nigdy nie szukam kogos po domu, wole po prostu krzyknac.
-Skarbie dzownila Miley...-siadam przy blacie i patrze jak kroi warzywa. Od razu wyciagam telefon i strzelam mu fotke.




'' Ladies and gentelman... @justinbieber gotuje! :O Czyzby kolejny talent?? Zobaczcie jego skupienie ^^ xD #lazy #time #friends #happy''







-Czy ty mi robisz zdjecie??-smieje sie pod nosem spogladajac na mnie.
-Yhyyy.-odwzajemniam usmiech odkladajac telefon na blat.-Wracajac do tematu...Mils mowila ze ktos dzwonil do Fredo bo chcial sie z toba spotkac.-mruze oczy.Gest czytko spontaniczny, nie ma pokazywac ze lekko mnie to zdzwilo.Ten glupkowato usmiecha sie pod nosem podnoszac i opuszczajac brwi.
-Ahaaaaa...Jakas ladna laska?-pyta smiejac sie.
-Cham.-wstaje zla chcac wyjsc z kuchni. Jego rece jednak zatrzymuja mnie w pasie w ostatnim momencie.
-Ale kochasz tego chama,prawda?-szepcze mi do ucha.
-Wlasnie sie nad tym zastanawiam.-odpowiadam naburmuszonym glosem.Sklada lekkie i wolne pocalunki na mojej szyi i ramieniu. Przechodza mnie dreszcie kiedy to robi. Jego dotyk, obecnosc,widok powoduje u mnie cieplo w srodku. Moje serce od razu cos sciska a w brzuchu jest tysiac motyli, a raczej kurde sloni! -Zadzwon do niego...Moze jakas laska chce numerek.-warcze mimo ze teraz juz sie z nim po prostu drocze.Chce go powtorzac.Wydostaje sie z jego uscisku widzac ze moje slowa go zszokowaly.Udaje sie biegiem na gore i rzucam na lozko. Oh...Zamykam na chwile oczy i gdy je otwieram mam przed soba twarz Justin'a. Przyszedl za mna od razu. Usmiecham sie w duchu. Mogl faktycznie zostac w kuchni i zadzonic do Alfredo nawet by zapytac sie kto to byl a on wolal przyjsc za mna. Mowilam juz ze jest wspanialy?
-Kocham cie.-szepcze po prostu. Wpatruje sie w jego czekoladowe oczy i usmiecham sie leciutko.
-Ja ciebie tez...-rowniez szepcze.
-Pamietaj o tym bo jestes najwazniejsza, nigdy nie mysl ze moglbym byc z kims innym,dobrze?-pyta powaznie a ja nie wierze ze on naprawde wzial moje slowa na serio. Przeciez zna mnie, wiedzial ze sie z nim drocze.
-Ja tylko chcialam cie wkurzyc...-chichocze ale on pozostaje nieugiety.
-Dobrze?-powtarza.Patrze na niego zdziwiona.                                                                         
-Dobrze.-skinam glowa usmiechajac sie blogo.
-Dobrze.-caluje mnie w nos a ja usmiecham sie leciutko krecac glowa.
-Spadaj dzwonic do Flores'a bo sie wkurzy.-smieje sie spychajac go z siebie.Podciaga tylko swoje spodnie i patrzac na mnie z pozadaniem zatrzymuje sie w drzwiach. Spogladam na co sie tak gapi i odkrywam ze widac mi caly koronkowy stanik.-Zboczeniec.-poprawiam szybko bluzke wywracajac oczmi.
-Taaaaaa...Tego nie zaprzecze.-mowi schodzac po schodach. Jest dzis jakis inny. Taki spokojny. Nie wiem co mu jest...Sam mi na pewno nie powie. Hmmm trzeba wymyslec sposob na wyciagniecie to od niego. Ktos jakies pomysly? Lezac przed laptopem gadalam z panna Minaj ktora obecnie jest gdzies w Europie. Matko ta laska kiedys zginie... Nie mowie jej ze jestem z Jusem. Jak na razie sama sie musze z nim do tego przywzywczaic. Moj chlopak pewnie bedzie chcial oglosic wszystkim ze jestesmy razem ale ja wole poczekac...Dajmy sobie czas, zobaczmy czy fakt ze bedziemy razem pracowac nie bedzie zagrazal naszemu zwiazku. Bedziemy w sumie ze soba jakies 24/7...No po za czasem kiedy bede przy kreceniu ''Step Up''.Po jakims czasie schodze na dol, kiedy Jussi nie daje znaku zycia. Chce sie do niego przytulic.Widzac go caly czas przy garach ze sluchawkami na uszach i podrygujacego w reytm muzyki usmiecham sie rozbawiona. Jest wspanialy. Jest po prostu soba. Podziwiam jego sile. Ludzie hejtuja go, on zalicza upadek i powraca silniejszy. On jest naprawde godny szacunku. Sam zapracowal na to co osiagnal. Przytulam sie do jego plecow calujac go w ramie. Czuje jak jego miesnie spinajac sie gdy palcami smyram jego brzuch. Mrr... Sciaga sluchawki zostawiajac je na swojej szyi.-Witam sliczna.-odwraca sie do mnie calujac w czolo i lapiac mnie za biodra sadza na wysepce. Sam staje po miedzy moimi nogami i opiera dlonie o krawedz, nachylajac sie leciutko w moja strone.
-Patrz jestem teraz super lazka!-usmiecham sie siegajac po dwie zolte papryki.
-Hahaha!-ten wybucha smiechem krecac glowa.-Glupia jestes...-mowi pomiedzy napadami smiechu.
-Taaaaa...-odkladam warzywa na blat.-Dlatego do siebie pasujemy.-wzruszam ramionami usmiechajac sie jak mala dziewczynka. -Co gotujesz?
-Niespodzianka. Mam nadzieje ze ci bedzie smakowac. -spoglada na moje usta a ja trzymajac dlon na jego ramieniu zlaczam nasze wargi. Smakuje slodko z nutka wina.
-Piles.-odrywam sie od niego.
-Tego wymaga potrawa.-puszcza oczko.-Dzis po wlosku.-znow zlacza nasze usta,teraz jednak przejmuje inicjatywe. Jest pewny siebie i bierze to czego chce.
-Mhmmmm w taki razie ja tez chce tej potrawy.-usmiecham sie zadziornie. Skina glowa i sie odwraca wyciagajac lampke i wlewajac w nia biale dobre wino.
-Per lei,signorina.-mowi powaznie i siega po swoj kieliszek.
-Nie wiedzialam ze mowisz po wlosku.-marszcze brwi.
-Bo nie mowie.-znow lekko sie smieje.-stokamy szklem demonstracyjnie.
-Mmmm...Pyszne.-degustuje.Usmiecha sie wracajac do patelni.-Skad umiesz gotowac po wlosku?
-Lubie ten kraj.-wzrusza ramionami.-Po za tym mam kucharza wlocha.-dodaje.
-No tak pewnie...Ja z Chris'em i John'em sami sobie gotujemy.-krece glowa kolujac kieliszkiem.
-Zamieszkajmy razem.-szczerzy sie do mnie.-Bede tylko i wylacznie twoim kucharzem.-juz czuje to drugie znaczenie jego wypowiedzi. Wybucham smiechem krecac glowa.
-Spokojnie,powoli. Juz niedlugo bedziemy dzielic ten sam tourbus.
-Oooooh yeaaaah...-wzdycha rozmazony.-To bedzie wspaniala trasa.-zaciera rece a ja znow smieje sie glupio.
-Matko kochanie jak ty masz nie poukladane w glowie.-popijam wina.
-Moze chcesz jeszcze?-szybko zmienia temat skinajac na szklanke.
-Nie upijesz mnie,zapomnij.-krece glowa odkladajac pusty kielyszek do zlewu obok niego. Opieram sie o blat plecami i patrze na niego z zalozonymi rekoma.
-Myslisz ze ja chcialbym cie upic??? Ja? -przysowa sie do mnie.-Nie...No dobra masz racje.-smieje sie szybko i patrzy mi w oczy.-Jestes sliczna.
-Mhmmmm.-caluje go w szczeke.
-A wlasnie...-przypomina mus sie gdy juz odsowa sie ode mnie i siega po wode do lodowki.-Do Fredo dzwonil moj stary kolega by zaprsic do siebie do Brazylii.
-Jaki kolega zaprasza cie do Brazylii?-wytrzeszczam oczy.
-Poprawka kochanie... Nas do Brazylii.-usmiecha sie zawadiacko i popija wody.
-Ta nas. To zes sobie wymyslil.-kiwam glowa.
-Chce ci go przedstawic. Dzownilem do niego, mowil ze z checia cie pozna.-usmiecha sie.
-Ja nigdzie nie jade...Czyli bedziemy musieli wczesniej wyjechac,tak?-smuce sie troche.Wiem jestem dziwna ze jestem taka asertywna ale ja sie boje ze media zaczna zaraz gadac ze za duzo razem czasu spedzamy i tak dalej...
-Pojedziesz ze mna...Nie mozesz mnie teraz zostawic.-sprzeciwia sie powaznie.
-A co nie poradzisz sobie?-smieje sie pod nosem.
 Slyszac moj telefon siegam po niego i krece glowa widzac zdjecie John'a.
-Cher?
-Nie,wrozka zebuszka...-mowie rozbawiona.
-Dobra nie wazne. Musisz wracac. Natychmiast.-jego glos jest powazny i slysze ze to nie sa przelewki.
-Cos sie stalo?
-Tak, to znaczy nie...Jednak tak.
-Mozesz mi powiedziec o co chodzi,denerwujesz mnie.-warcze niemilo idac do pokoju na gore. Biebs widzac moje zaniepokojenie od razu udaje sie za mna i siada na lozku kiedy ja staje przed duzym lustrem.
-Chodzi o Tyge. Musisz tu przyjechac.
-O Tyge? Chyba cie pojebalo ze teraz specjalnie bede wracac bo jemu sie cos zachcialo.Ja i on to rozdzial zamkniety, koniec kropka,okay?
Do reszty was na mozg powalilo.-siadam u Justin'a na kolanach a on od razu obejmuje mnie za biodro i caluje w skorn.
-Mala nie zartuj sobie. Nie dzownilbym przeciez gdyby to nie bylo nic waznego,tak? Zrozum ze musisz sie dowiedziec czegos waznego.
-O nim? Nie dziekuje.
-Cher! Ogarnij sie i nie strzelaj teraz fochow bo naprawde nie czas na nie. -ma racje, ostatnio jestem bardziej rozkapryszona.
-Kolejne jakies wielkie tajemnice?-pytam spokojnie ale i retorycznie.-Naprawde mam juz dosc...
-Prosze przyjedz.Proszeee..-przeciaga wrecz blagajac.
-Wez ty mu wytlumacz ze nie ruszam sie nigdzie jak na razie.-podaje Iphone Justin'owi i wtulam glowe w jego szyje.
-Tak slucham?-miesnie mojego chlopaka spinaja sie gdy pewnie rozmowca przedstawia mu sie.-Aha...Aha...Ahaa...Rozumiem... Jasne... Nie wiem co by to mialo dac... Chyba nie chcesz zeby cierpiala? Ja na pewno nie...Postaram sie ale nic nie obiecuje...Mhm..Taaa...-po chwili razlacza rozmowe i kladzie telefon za nami na lozku.
-I?-spogladam na niego smutno.
-Powinnas tam jechac. Musisz naprawde zrozumiec pare rzeczy.-usmiecha sie odgarniajac kosmyk wlosow z mojego czola.-Bedzie dobrze,obiecuje.-przytula mnie mocniej kiedy widzi jak sie kurcze.Boje sie tego co moze sie stac, tak boje sie Tyga, kto by sie nie bal idioty,skonczonego dupka ktory pobil cie tak dotkliwie, ktory zeszmacil cie, ktory wypral z wiary.Dlatego tez nie chcialam wiazac sie z Justin'em balam sie tego do czego moze byc zdolny... -Bede przy tobie skarbie, caly czas.-caluje mnie w policzek.
-Co ci powiedzial?
-Wytlumaczyl o co chodzi, Cher powinnas to uslyszec,ale nie ode mnie,dobrze?-spoglada na mnie podnoszac za brode moja twarz.Skinal tylko glowa ocierajac splywajaca po moim policzku lze.-Pojedziemy tam.
-Ale nie juz...Wrocmy jutro.Dajmy jeszcze dzis czas dla siebie.-zatrzymuje go przy sobie czujac jak chcial wstac i pewnie spakowac jakies potrzebne rzeczy.
-Masz racje...
_______________________________________________________
Jak myslicie o jakiego przyjaciela Justin'a chodzi? Myslicie ze zle sie potoczy wizyta w Brazylii? Czy Cher pojedzie z nim? I o co chodzi z Tyga? Co ukrywa? Czyzby powrocil? Cher ma sie bac? Justin naprawde bedzie ja wspieral?? I czy zwiazek Bieber'a z Lloyd to dobry pomysl?
-Patrys