czwartek, 14 listopada 2013

Rozdzial 20

-Siadaj na wysepce.-wskazuje na srodek kuchnie.Kieruje sie do jednej z szafek.
-I niby jak ty to sobie wyobrazasz,co?-smieje sie lekko i lapie za boki.-Jak ja ledwo sie ruszam...
-Ah...Przepraszam zapomnialem.-tlumaczy zamyslony i odkladajac od razu apteczke trzymana w dloniach podchodzi do mnie.Najdelikatniej jak potrafi lapie mnie w talii i tak samo lekko sadza na blacie.Odszchodzi znow by wziac jakas masc.
-Justin?-szepcze nie pewnie.
-Hm?
-O czym ty mowiles wczesniej?-marszcze brwi.-Ze jutro gdzies jedziemy...
-Ah...-odwrocil sie do mnie z pudelkiem.-Zabieram cie z tad na jakis czas...Odpoczniesz troche.-szuka czegos zawziecie w pojemniku.
-Ale przeciez mamy proby.Ja mam spotkanie odnosnie tego filmu...Nie mozemy pozwolic sobie na taki spontaniczny wypad.-krece glowa.Jus podchodzi do mnie pewnie i podciaga moja koszulke wyzej odkrywajac caly brzuch.
-Podnies rece.-mowi powaznie wiec robie co kaze.-Czemu nie mozemy?-pyta retorycznie i smaruje ciemne miejsca jakims zimnym zelem.-Jestesmy ludzmi.-wzrusza ramionami.-Po za tym...Co do prob to mozna ominac pare.Nic sie nie stanie.A co do twojego spotkania to...To zalezy od ciebie.Mozesz je przelozyc i jechac ze mna.-spooglada w moje oczy spod swojej grzywki.-Lub zostac i zalatwic ta sprawe.
-Jutro zadzonie zeby spotkac sie kiedy indziej.-patrze przez okno.
-Naprawde?-najwidoczniej jest zdziwiony ze wybieram pierwsza opcje.Kacik ust podnosi mi sie leciutko.
-Od rana zawieziesz mnie jeszcze do domu po pare moich rzeczy...I...-przelykam sline a w oczach zebieraja sie lzy.-Musze zerwac z Tyga.
-Nie placz...Prosze.-odsuwa sie lekko a potem delikatnie i uwazajac na to by mi nic nie zrobic przytula do swojego torsu.-Ten skurwiel nie jest wart twoich lez....-szepcze mi do ucha.Od razu i bez namyslu wtulam sie w niego zamykajac powieki.Czuje sie tak bezpiecznie.Boje sie tego uczuca...Boje sie ze znow bede cierpiec.Ale czy nie warto zaryzykowac?-Chodz...-bierze mnie na rece.-Idziemy spac.To byl dlugi dzien.-caluje mnie w glowe.
-Moge isc sama.
-Moge cie zaniesc.
-Justin....-jecze nie zadowolona.
-Cher...-usmiecha sie zawadiacko.
-Jestes glupi.-wywracam oczami wtulajac sie w jego szyje.
-Tak...Ej?! Co??-od razu powaznieje a ja uderzam w smiech.Gdy wechodzimy do sypialni on zamyka noga drzwi i kladzie mnie lekko na lozku.Po chwili zgasza swiatlo, wskakuje obok mnie przyciagajac do swojego ciala.
-Czemu obchodzisz sie ze mna tak delikatnie?-szepcze przerywajac dluga ciesze.Odwraca sie bardziej w moja strone i odgarnia kosmyk wlosow z mojej twarzy.
-Bo na to zaslugujesz...Po za tym...Nie wybaczylbym sobie gdyby cos ci sie stalo.Jestes przy mnie bezpieczna.Pamietaj o tym.-usmiechna sie szczerze patrzac gleboko w moje oczy.
-Dobranoc,Justin.-klade glowe na jego torsie obejmujac jego szyje jedna z rak.
-Dobranoc,Cher.-sklada na moim czole jeden pocalunek i obejmuje w talii reka.-Slodkich snow...-wzdycham usmiechajac sie lekko.Czy to mozliwe zeby wzbudzal we mnie wszystkie te pozytywne emocje? Czy tak bedzie do konca? Ja naprawde nic takieko nie czulam...To cos pieknego.Jednak nie jestem do konca przekonana zeby to trwalo dlugo...Przeciez to Justin.Moze miec kazda.A ja? 16-nastolatka z masa problemow.Nieeeeee...To nie wypali.Otwieram oczy kiedy na swojej twarzy czuje promyki slonca.
-Oh...-usmiecham sie ziewajac.W calym pokoju tancza odrobinki kurzu odbijajac sie od slonca.Lubie taki widok.Czuje sie wtedy jak w dobrych latach mojego dziecinstwa.Podnosze lekko glowe by zobaczyc czy moj towarzysz juz sie obudzil.Spi...Nawet lepiej.Bede miala czas zeby skoczyc do domu.Boje sie...Jak chuj boje sie tam isc! Jednak musze...Nie chce zeby Justin byl swiadkiem sytuacji do ktorej dojdzie...Szybko wskakuje do lazienki i przebieram sie w swoje ciuchy.Mimo ze nie lubie chodzic dwa razy w tym samym ciuchu w ciagu kolejnych dni to nic na to nie poradze.Na szafce znajduje jakies kartki i dlugopis.Od razu do mojej glowy wpada pomysl by po prostu uprzedzic chlopaka ,jesli nie zadrze wrocic, gdzie jestem.
Poszlam do siebie na chiwle...Nie martw sie.Dam sobie rade.Tak jak mowilam wezme pare swoich rzeczy i 'pogadam' z Michael'em. Nie chcialem Cię budzic bo za slodko spales. ;)          -Cher <3
Siegam po swoja trorbe i podchodze do drzwi.W ostatnim momencie odwracam sie zeby zerknac chlopaka.Spi naprawde slodko i nie mialabym serca go teraz budzic tylko po to zeby gdzies mnie zawiezc.Taksowka po ktora zadzonilam czekala juz na mnie przed domem.Wychodzac przed posesje widze duza liczbe paparazzi.Zajebiscie...Teraz beda plotki ze mam romans z Biebsem.Na miejsce dojezdzam w ciagu jakis 40 minut...Korki. Eh...Nie pewnie otwieram drzwi frontowe.Kto by po takiej akcji byl jeszcze pewny siebie przy takiej osobie?? Pff...Panuje tutaj totalna cisza.Pewnie jeszcze spi.Z tego wszystkiego nawet nie zerknelam ktora godzina.Wbiegam po schodach do swojego pokoju i dla czystego bezpieczenstwa zamykam za soba drzwi na klucz.Na zegarku widnieje godzina 7.30...Nic dziwnego ze spi.Wywracam oczami i wchodze do garderoby by wybrac jakies ciuchy.Hmmm...Skoro Jus ma mnie gdzies zabrac i podobno ma byc to dosc dluga podroz lepiej ubrac sie wygodnie.

-Ja pierdole...-jecze gdy stoje calkowicie naga przedl duzym lustrem w lazience.Przyznaje ze jestem pozadnie posiniaczona.Wskakuje od razu pod zimny prysznic nie chcac dalej patrzac na swoje cialo.Mam do siebie obrzydzienie.Pewnie dla wielu z was jest to dziwne.Jednak jak gdybyscie sie czuli pozwalajac komus polozyc na was rece? Ja bynajmniej czuje sie brudna...Czy kapiel w takich momentach pomaga? Hmm..Czasami raczej tak.Jednak od kiedy w moim zyciu jest Justin coraz mniej ta przyjemnosc daje skutek.Po dokladnym wyszorowaniu ciala owinieta w recznik wracam do pokoju po ciuchy zostawione na lozku.Czapki jak na razie nie biore.Naciagam na siebie bielizne i staje przed lustrzana sciana.Po raz kolejny chce przyjzec sie swoim ranom.Nie myslalam ze jest az tak zle.Odwracam sie po bluze i ubieram sie w cieply material.Potem spotnie i luzne buty.Gotowa..Taaa...Teraz trzeba sie spakowac i jeszcze make-up.Zaczne od tego drugiego. Podklad,cien,kreska,rzesy...Standard.Gdy wracam do pokoju wyciagam swoja sportowa torbe i otwieram szeroko drzwi do garderoby.Patrze przed siebie i wzdycham.Co by tu wziac? Hmmm...Wybieram pare ulubionych zestawow.Wygodnie ale i modnie.Taka jest mysl przewodnia.Bore na wszelki wypadek stroj kapielowy.Nie wiadomo co Justin wymysli...Wrzucam jeszcze kosmetyczke i pare innych pierdol a potem zamykam zamek i zazucam sobie torbe na ramie.Do torbeki wkladam wszyskie uzadzenia elektroniczne i pare rzeczy potrzebnych a pozniej otwieram drzwi.Oh...Biore gleboki wdech i schodze dumnie po schodach.Torby klade przy drzwiach i wracam do pokoju gdzie prawdopodobnie jest Tyga.Nie myle sie.Lezy w towarzystwie dwoch blondynek.-To koniec!-krzycze na cale gardlo a oni od razu sie podrywaja.Wychodze z pokoju i schodze po schodach kiedy czuje na swojej talii jego uscisk.-Posc mnie.-sycze wsciekla.On jednak nic sobie z tego nie robi.Podnosi mnie i szarpnieciem wprowadza do pokoju gdzie juz po dziwkach nie ma sladu.
-Co ty pierdolisz suczko?-przyciska mnie do sciany unieruchamiając moje cialo.-Nie pozbedziesz sie mnie.-uderza mnie w brzuch.Zginam sie lekko poniewaz tym razem czuje bol dwa razy mocniej.-Zrobie ci z zycia pieklo...
-Juz zrobiles.-warcze wsciekla.Chce go kopnac w krocze jednak pozycja w jakiej sie znajdujemy uniemozliwia mi jaki kolwiek ruch.
-Powinnas mi dziekowac na kolanach ze bylem dla ciebie taki dobry.-wciaz syczy mi do ucha.Popycha mnie mocno na sciane i lapie za wlosy.Uderza mnie z piesci w szczeke.Rozcina mi tym warge poniewaz na swoich palcach ma sygnety.Nawet nie piszcze.Przymuje ciosty cierpiac w duchu.Kopie mnie w kolanach tak ze upadam na nie.Podchodzi do mnie i wymierza kolejny cios tym razem w kosc policzkowa.To co ze cierpie...W duchu mam nadzieje ze po prostu sie wyzyje i da mi spokoj.Jest to zalosne.Czuje sie upokozona.Kopie mnie,bije i szarpie oraz drapie.-Jestem dla ciebie ZA dobry...-mowi kopiac w zebra.-Wypierdalam z tad.A ty kurwo nawet nie waz sie tego godziekolwiek donoscic.-bierze moje wlosy w garsc i ciagnie do gory tak ze od razu podnosze sie na rowne nogi.Patrze na niego krecac glowa.Wychodze z pokoju trzaskajac za soba drzwiami.Stoi oszolomiony i nawet nie drgnie.Czy moze wlasnie dotarlo to do niego co zrobil? Za pozno na przeprosiny.Na co kolwiek!! Dla mnie nie istnieje! Czy doniose na policje? Nie wiem...Za wczesnie by sie nad tym zastanawiac.-Cher! Cher czekaj!-krzyczy gdy naciagam czapke i kaptur nisko na glowe.Wchodze do czekajacej nadal taksowki.
-Kluczyki zostaw w studio!-krzycze przez otwarte okno.Lzy splywaja mi same po policzkach.Nie mam juz sily ich powstrzymywac.Jak byscie sie czuli gdyby ktos po raz drogi was tak dotkliwie pobil? Ledwo sie ruszam.Oddychanie tez sprawia mi bol. A gdy sobie pomysle co powie Biebs przechodza mnie cierki.
-Nalezy sie 134 dolary.-mowi starszy mezczyzna.
-Prosze...-wreczam mu dwie stowy.-Reszty nie trzeba.-szepcze lamiacym sie glosem.Wychodze czym predzej z auta widzac iz staruszek chce cos powiedziec.-Milego dnia.-krzycze wchodzac przez bramke do srodka.Teraz sie zacznie...Wzdycham i dzwonie do drzwi.No tak...Nie mam kluczy.Otwiera mi Justin w szarych spodniach dresowych i bialej koszulce.
-Martwilem sie!-krzyczy przyciagajac mnie do siebie zamykajac noga drzwi.
Rzucam torby na podloge i sycze z bolu.-Przepraszam.Przepraszam.-odsuwa mnie lekko od siebie.-Co to jest?-sciaga mi z glowy kaptur i zdejmuje czapke.-Kurwa,Cher...-zaciska mocno piesci patrzac na moja twarz.Patrze na niego a lzy znow zaczynaja mi splywac po policzkach.Jus przyciaga mnie jeszcze raz do siebie i przytula zdecydowanie jednak teraz duzo delikatniej.Czuje jak jego miesnie sie nie rozluzniaja.Ciagle jest pozadnie zdenerwowany.Juz czuje jak bede miala kazanie...
___________________________________________________
...
-Patrys