wtorek, 14 maja 2013

Rozdzial 47 ''-Czego chciala?''

Po powrocie ze szpitala wymeldowalam sie z pokoju z Bieberem i przenioslam sie do apartamentu Haylie.Do Biebera sie nie odezwalam przez caly tydzien mimo ze probowal do mnie dotrzec ja traktowalam go jak powietrze.Lil musial po 3 dniach wrocic do LA.Logan,Alec i Lorent pomagali mi unikac piosenkarza mimo tego ze to sprawialo naprawde duzo trudu.Przez ten tydzien strasznie zblizylam sie z Haylie jednak to nie bylo tak jak z RiRi.Co do niej, codziennie rozmawialysmy rano i wieczorem.
-Ka masz wszystko?-zapytal Logan wchodzac do apartamentu.
-Tak,tak.-powiedzialam smutno biorac torebke poniewaz Alec zajal se juz moim bagazem.Wyszlam razem z moim ochroniarzem zakladajac na nos okulary.Dzien wczesniej pozegnalam sie juz z Kamila ktora strasznie plkala tak samo jak ja.Nasz kontakt sie odswierzyl,znow bylysmy sobie bliskie jak dawniej.Obiecalam ze bede ja odwiedzac jak najczesciej.Na recepcji zobaczylam Justina. Ja jednak nawet na niego nie spojrzalam.Podeszlam do Haylie ktora wlasnie wymeldowywala nas z pokoju.
-Jak sie czujesz slonce?-zapytala patrzac troskliwie.Ja w odpowiedzi wzruszylam ramionami i rozejrzalam sie po recepcji.Zdziwil mnie fakt ze Bieber zniknal z mojego pola widzenia.
-Mozemy porozmawiac?-uslyszlam jego glos za soba wiec gwaltownie sie odworicilam.Zalozylam rece na piersi lekko przechylilam glowe na bok.
-A mamy o czym?
-Tak.
-Co tu jest do gadania? Wracamy do LA ty wracasz do Stratford i koniec..Nie widze dalszej przyszlosci.
-Ale...Ale jak to? Nie chcesz miec juz ze mna kontaktu?-patrzyl na mnie zszokowany i przygnebiony.
-Jaki kontakt Justin?Taki jak do tej pory?Cialge klotnie i pretesje? Nie...Ja dziekuje.-pojedyncza lza splynela mi po policzku jednak mialam okulary i nie bylo widac ze moje oczy byly calusienkie wypelnione lazami.Wytarlam szybko kropelke i wzielam gleboki wdech.-To...To chyba juz koniec...-wzielam walizke i ominelam chlopaka podchodzac do Logana i mojej stylistki a pozniej razem wyszlismy przed hotel gdzie czekalo juz auto.Jak sie okazalo mielismy jechac dwoma samochodami.W pierwszym ja,Logan,Haylie i Lorent a w drugim Alec,Kanny i Bieber.Na lontisku nawet sie nie zatrzymalam zeby pomachac ludziom.Chcialam jak najszybciej znalezc sie w samolocie.Dzis w ogole sie nie usmiechnelam, ani razu.Na pokladzie usiadlam na miejscu od okna i od razu zalozylam sluchawki puszczajac ulubione nuty.Obok mnie usiadl nie kto inny jak Justin.Ja jednak to olalam,bylam zbyt zajeta swoimi myslami.Patrzylam jak samolot wzbija sie w chmury i podziwialam piekne widoki.Nawet nie zorientowalam sie kiedy miejsce obok mnie zaja ktos inny.
-Mala...-ktos szturchnal mnie w zebra a ja wyjelam sluchawki jednak nie przenoszac wzroku na tajemnicza osobe.
-Czego?
-Co jest?-dopiero teraz zorientowalam sie ze to Kenny wiec od razu na niego spojrzalam.Byl smutny a w jego oczach malowalo sie wspulczucie.Ja tylko pokrecilam zrezygnowana glowa.Mezczyzna od razu mnie do siebie przytulil.-Przykro mi...Tak mi przykro gdy widze cie smutna.Az chce mi sie plakac.-szeptal mi do ucha a ja sie w niego wtulilam i uwaznie sluchalam.-Jemu tez jest przykro...Cale noce siedzial na balkonie i patrzyl w niebo...
-Palil?-podnioslam wzrok na ochroniarza JB.Nawet nie wiem czemu mnie to obchodzilo...Ale fakt faktem nadal kochalam Justina.Kenny przytaknal glowa smutno.
-Widzialem tez ze plakal...-szepnal mi naprawde cicho a ja opuscilam wzrok.-Wiesz ze on z byle powodu nie placze.Prosze porozmawiaj z nim.
-Kazal ci tu przyjsc?-znow spojrzalam w jego oczy.Wiedzialam kiedy klamal.
-Nie.-mowil prawde.
-To czemu to robisz?-wyswobodzilam sie z jego usciusku opierajac o okno.
-Bo obojgu was kocham jak rodzine i nie chce abyscie chodzili smutni.Rozumiem i ciebie i mlodego jednak nie wyjasnione sytuacje pozostawiaja na sumieniu duzy ciezar...-on wstal i poslal mi smutny usmiech.Patrzylam jak odchodzi i starannie analizowalam jego slowa.Wiedzialam idealnie ze ma racje jednak probowalam znalezc cos aby temu zaprzeczyc.Po chwili na swoje miejsce wrocil Bieber.Patrzylismy sobie w oczy chcac cos powiedziec jednak oboje nie wiedzielismy jak zaczac.
-Karli...
-Jus...-zaczelismy w tym samym momencie a pozniej od razu ucichlismy.-Ty pierwszy.
-Sluchaj..Nie chce cie stracic...-jego wypowiedz przerwal dzowonek mojego telefonu.Spojrzalam na niego niepewnie.-Odbierz...-zrobilam jak kazal i przejechalm kciukiem po ekranie a pozniej przylozylam telefon do ucha.
-Zraz go do siebie...-powiedzial ten tajemniczy gos.-Jesli nie bedzie mial z toba kontaktu bedzie bezpieczny...-wiedzialam ze musze zrobic co kaze.Za bardzo mi na nim zalezalo zeby narazac jego bezpieczenstwo.-Zrob to jak najszybciej bo ineczej bedzie czekala na niego w domu niemila niespodzianka.-zasmial sie szyderczo i polaczenie zostalo rozlaczone.Stralam sie nie dac poznac ze bylam zszokowana i przestraszona.
-Kontynuluj...-powiedzialam chowajac telefon do kieszeni spodenek.
-Wszystko ok?
-Tak,tak...To byla pomylka...
-Klamiesz...-powiedzial pewny siebie.
-Odwal sie najlepiej...Nie musze ci sie spowiadac.-odwrocilam sie z powrotem do okna i zalozylam slochawki.-Podjelam juz decyzje...Nie chce miec juz z toba jakiegokolwiek kontaktu.Tak bedzie lepiej dla nas obojga.-spojrzalam kontem oka na jego twarz jednak on tylko wstal i sobie gdzies poszedl.Westchnelam a po moich policzkach zaczely cieknac lzy.Nie mialam juz sily a wiedzialam ze to dopiero pocztek...Na lotnisku czekal na mnie Chris i Lil. Od razu sie przytulilam do chlopaka RiRi a pozniej wtulilam w Wayne.Ten drogi mnie pocalowal w glowe i szepnal ze pogadamy pozniej.-Gdzie Ri?-spojrzalam na Browna gdy szlismy juz do auta.
-Musiala jechac na jakies spotkanie odnosnie nowej piosenki.-powiedzial otwierajac mi drzwi.Ja po prostu wziadlam i znow patrzylam przez okno.Lil usiadl obok mnie a Chris z przodu.Przez cala podrozy do domu patrzylam nieobecnie przez okno i myslalam o tym telefonie od tajemniczego mezczyzny.Gdy znalezlismy sie juz na miejscu od razu i bez slowa poszlam do swojego pokoju zamykajac za soba drzwi.Rozejrzalam sie po pomieszczeniu podchodzac do lozka i sie na nie rzucilam na plecy.Patrzylam w sufit a po moich policzkach splywaly lzy.Po chwili znadzownil moj telefon wiec od razu i bez patrzenia na numer odebralam.
-Tak?
-Dobra dziewczynka...Justin teraz na pewno da ci spokoj a jak nie to zraz go jeszcze bardziej...-na dzwiek tego glosu od razu usiadlam.
-Kim ty jestes i czego chcesz?
-Nie.Nie.Nie... Nie jestes od zadawania pytan skarbie...
-Powiedz czemu to robisz? Czemu ja?! Co ja takiego zrobilam?!- przez chwile w sluchawce byla cisza a pozniej sygnal sie urwal.Od nowa po moich policzkach zaczely cieknac lzy.Wzielam jakies pierwsze lepsze bikini z szuflady i szybko je na siebie nalozylam po czym wylaczylam telefon i zbieglam na dol gdzie w salonie siedzial Logan,Chris,Lil i Kenny.Czala czeworka na mnie spojrzala a ja tylko podnioslam reke w gescie aby nic nie mowili i wyszlam na dwor.Od razu skoczylam na glowke do basenu i zaczelam plynac na drogi koniec.Mialam cel.Teraz wszystkie swoje mysli skupialam na tym aby jak najszybciej doplynac do konca.Kiedy juz bylam blisko zrobilam fikolka pod woda i odepchnelam sie od plytek.Plynelam na drugi koniec.Plywalam tak kilkanascie albo nawet kilkadziesiat basenow az uslyszalam wolanie.Od razu wynuzylam sie i zobaczylam na brzegu Chrisa i Lil'a.-Czego?
-Wiesz ze plywasz juz ponad 5 godzin!! Karolina! To nie bezpieczne! Mialas odpoczywac!!-Chris byl powaznie zdenerwowany.
-Oh nie krzycz juz...! Nie jestem mala dziewczynka!
-A sie tak zachowujesz!
-Nie jestes moim ojcem!-wyszlam z basenu jednak nie moglam ustac.Opadlam w ramiona Browna.
-Widzisz...Az nie oszczedze sobie: a nie mowilem?-wzial mnie na rece i zaniusl do salonu po czym polozyl mnie na sofie okrywajac kocem.Od razu zrobilo mi sie lepiej jednak przeciez nie w mojej naturze bylo przyznanie racji Brownowi lub komukolwiek.Lil od razu usiadl obok i mnie do siebie przytulil.Chlopak RiRi poszedl gdzies,prawdopodobnie do kuchni.Dobrze sie czulam przy Wayne,taka bezpieczna,mimo tego ze mnie zranil wtedy w studio.Zamknelam oczy i staralam sie odprezyc jednak do mojej glowy znow naplynelo pelno mysli zwiazanych z Jusem.Od razu otworzylam oczy i niespokojnie sie poruszylam co zwrocilo uwage mojego przyjaciela.
-Co sie stalo?
-Nic.Nic.-powiedzialam jakby troszke z ulga ze ktos jest przy mnie.
-Zasnelas..-usmiechnal sie zabawnie.Ja od razu wytrzeszczylam oczy w zdziwieniu,nawet sobie nie zdalam z tego sprawy.
-Ile spalam?
-Hmm...Jakies 3 godziny.-to juz w ogole mnie zdziwilo.Podnioslam sie lekko do gory i oparlam o poduszki.-Chris musial jechac po cos...Wroci z RiRi czyli jeszcze pare godzin.
-Chciales pogadac...-spojrzalam na niego pytajaco podnoszac jedna brew.
-Nie rob tak.-zasmial sie a ja przybralam normalny wyraz twarzy.-Tak,chcialem...I to nadal aktualne.
-Pogadamy tylko pojde sie przebrac.-wstalam powoli z sofy i skierowalam sie w kierunku schodow.Bylam wykonczona i czulam jak moja glowa wiruje jednak bylam zbyt zawzieta aby poddac sie bolowi.Przebralam sie w dosc powolnym tepie a pozniej wrocilam do przyjaciela.Bylo mi zimno wiec mimo tego ze mialam sweter skulilam sie podciagajac kolana pod brode.-Wiec o czym chciales porozmawiac?
-Co sie dzieje? Widze ze jest cos nie tak...Pamietaj ze mi mozesz ufac.-powiedzial lapiac mnie za jedna dlon.Zamknelam oczy i wzielam gleboki wdech powstrzymujac naplywajacym lza.Spojrzalam na przyjaciela i po moich policzkach jednak poplina plyn.
-Nie moge miec kontaktu z Justinem...-mruknelam smutno a widzac ze przyjaciel niczego nie rozumie opowiedzialam mu cala sytuacje.Zaczynajac od prawie zgwalcenia konczac na dzisiaj.Lil patrzyl na mnie zszokowany i w jego oczach moglam odczytac cos w rodzaju przejecia.Nic nie powiedzial gdy skonczylam,po prostu sie przysunal i mnie przytulil pozwalajac wyplakac sie.-Tylko prosze,naprawde blagam nie mow nikomu...
-Masz to jak w banku mala...Chce ci pomoc.-poglaskal mnie po policzku.-Tylko nie odsuwaj od siebie przez to Chrisa i RiRi...Oni tez chca dla ciebie jak najlepiej.Wiedza?
-Nie...No cos ty! Jesli komus powiesz bedziesz mnial do czynienia nie tylko ze mna ale i z ta osoba...-wstalam czujac ze mam wiecej sily i poszlam po wode do kuchni.Lil przyszedl zaraz za mna.
-A co jesli ja jestem ta osoba?-zapytal jakby to bylo faktem.Troche sie przerazilam i od razu odwrocilam.
-Nie mogl bys mi tego srobic...-powiedzialamz nutka zapytania.Nie bylam co do niego tak do konca pewna.Przez chwile nic nie odpowiadal zachowujac powazna i grozna mine ale po chwili wypuchl smiechem zginajac sie w pol.-Jestes okropny!!-wkurzylam sie bo nie bylo mi do smiechu.-Jestes skonczonym skurwielem!! Jak mogles mnie tak straszyc?!-przeszlam obok niego majac nadzieje ze pojdzie za mna i sie nie mylilam.Skierowalam sie do drzwi frontowych i je otworzylam.-Wypieprzaj...Jak to takie zabawne to poradze sobie sama.-bylam zla i nawet nie myslalam nad tym co robie.Wiedzialam jedno,ze nie chce widziec jak smieje sie kiedy ja naprawde przechodze ciezkie chwile.
-No Karli nie zartuj...-zasmial sie myslac ze robie to tylko zeby go rozbawic.Nic nie powiedzialam.-Karli..Przepraszam chcialem tylko rozladowac napiecie.Ja naprawde przepraszam,nie chcialem.-przysunal sie do mnie i zlapal leciutko moja dlon.Wybaczylam mu w myslach ale teraz chcialam sie zemscic wiec nie nic mowilam.-Karlo prosze odezwij sie...Nakrzycz na mnie bylebys sie tylko odezwala.-mial mine jak szczeniaczek...Byl taki wystraszony i smutny.Zasmialam sie glosno zamykajac drzwi.Lil patrzyl na mnie niezrozumiale.-Udawalas?!?!
-Nie!! Na poczatku nie.Ale po tym jak mnie przeprosiles chcialam sie zemscic.-wytknelam mu jezyk wchodzac do salonu.-Karma to suka...-wzruszylam ramionami siadajac na sofie.
-Jestes niemozliwa...-zasmial sie siadajac obok.Przez chwile siedzielismy wpatrzeni w telewizor.-Boisz sie?
-Hm?-wyrwal mnie z swiata kolorowych obrazkow.
-Zapytalem czy sie boisz?
-O siebie? Nie. O Jusa? Tak.-caly czas patrzylam na tv.
-Musialo go zabolec gdy powiedzialas ze to wszystko koniec.
-Zapewne... Mnie na pewno zabolalo.-powiedzialam smutno.-Ale tlumacze sobie ze nie mialam wyjsca i ze dobrze zrobilam.Jednak caly czas czuje sie winna.Caly czas czuje ze to wszystko przeze mnie.-w moich oczach pojawily sie lzy.
-Dobrze wiesz ze to nie twoja wina...
-Ale gdybym nie zaprzyjaznila sie z nim byloby wszystko ok!-wstalam z sofy i pobieglam do pokoju.Trzaskajac za soba drzwiami usiadlam na podlodze w pozycji lotosu i zaczelam gleboko oddychac probujac wyrzucic wszystko z umyslu.Jednak to nic nie dawalo.Zdenerwowalam sie tym ze nie potrafie sie uspokoic uderzylam obydwola piesciami w podloge.Moje oczy byly przepelnione furia i checia zabicia.Walnelam jeszcze kilka razy a pozniej poszlam zapalic.Otwierajac okno wychylilam sie opierajac lokcie o parapet.Mialam gdzies czy ktokolwiek zobaczy ze pale.Mialam gdzies co pomysla sobie ludzie.Jestem tylko czlowiekiem.Nastolatka ktora ma mase problemow.Po chwili uslyszalam pukanie wiec jeknelam ''prosze'' nie odwracajac wzroku od drzew.
-Ka! Ty palisz?!- uslyszalam swoja przyjaciolke.Odwrocilam sie napiecie z papierosem w ustach i wzruszylam bezradnie ramionami jakbym nie znala odpowiedzi.Weszlam do lazienki a ta poszla zaraz za mna.-Jak dlugo?To przeze mnie?
-Ri...Nie obwiniaj sie bo nie przez ciebie...Zaczelam we Wloszech.Mialam przerwe,udalo mi sie wytrwac bez nikotyny ale na jednej z imprez kuzyn takiego Chrisa dal mi zapalic i znow zaczelam.-zgasilam i wyrzucilam do kosza myjac rece i twarz.-Co chcesz jeszcze wiedziec? A z Justinem nie bede miala juz kontaktu i nie zycze sobie go widziec...Wiec prosze uszanujcie to.-wrocilysmy do pokoju i stanelysmy na przeciwko siebie.
-Powiesz mi co sie stalo?
-CIagle sie klocimy,sprzeczamy i wyrzywamy na sobie.Od kiedy zaczne prace w studio i tak dalej nie bedzie juz czasu...On bedzie w Stratford ja tutaj...A po za tym mam dosc bycia workiem na ktorym wyzyje sie zawsze kiedy bedzie mial zly dzien.-rozplakalam sie a przyjaciolka przyciagnela mnie do siebie.
-Rozumiem,skarbie...Rozumiem.-szepnela gladzac mnie po glowie.-Prosze zebys mi wszystko mowila,dobrze?-zlapala za moje policzki wycierajac kciukami lzy.Ja kiwnelam potwierdzajaco glowa i sie blado usmiechnelam.-No a teraz chodz na kolacje.-zlapala mnie za dlon i pociagnela w kierunku wyjscia.-Dzwonila twoja mama.-powiedziala gdy schodzilysmy po schodach a ja automatycznie zesztywanialam.
-Czego chciala?
-Powiedziala ze do ciebie sie nie moze dodzwonic a chciala zapytac jak sie masz i w ogole.-wzruszyla ramionami.
-Co jej powiedzialas?
-Ze jest wszystko ok.Ze jestes szczesliwa i wszystko sie uklada.
-To dobrze.Przy takiej wersji zostanmy.Nie mam zamiaru sie jej zwierzac.-warknelam wchodzac do jadalni gdzie siedziala juz Shila,Haylie,Loga,Chris i Lil.-Czesc.-przywitalam sie siadajac miedzy Wayne a Loganem.Widzac moj nastruj nikt nic wiecej nie powiedzial oprocz ''hej'' lub ''siemka''.Posilek zjedlismy przy rozmowie.Co prawda bylam jedyna osoba ktora nic nie mowila jednak przyjaciele nie nalegali abym cos powiedziala.Cieszylo mnie to bo wiedzialam ze nie mam juz sily na jakiekolwiek tlumaczenie.-Dziekuje,bylo pyszne a teraz jak pozwolicie pojde do siebie bo jestem zmeczona.-wstalam od stolu usmiechajac sie sztucznie do reszty.W pokoju czekala mnie przerazajaca niespodzianka...
_____________________________________________________________
To tak... Oto rozdzial.Wiem ze nie jest jakis dobry jednak mi sie podoba :) Nie wiem kiedy bedzie nastepny poniewaz mam mase nauki co mnie zalamuje ;( Mam juz naprawde dosc... I jeszcze jedno.Mam juz wlasny komputer jednak jest nowy i nie ma polskich literek wiec musicie mi wybaczyc :*
Pozdrawiam :*
-Patrys