-Dzien dobry,jestem Seana i bede wasza kelnerka.-usmiecha sie do Justina dosc kuszaco a na mnie nawet nie spojrzy.Lepiej.Mimo ze moj towarzysz nie wykazuje w jej kierunku zadnego zainteresowania,co mnie lekko dziwi bo jest naprawde niezla,ona dalej stara sie zwrocic na siebie uwage.
-Poprosze lasagne.-zerkna na mnie.-I cole.-podnosze wzrok i za chwile go odrwacam.-Razy dwa.-zerka na nia przelotnie oddajac karte.
-Oczywiscie.-wypina usta i gdy sie odwraca mierzy mnie przelotnie wzrokiem.Po odejscu kelnerki panuje miedzy nami cisza.Patrze przez okno i nawet sie nie odzywam.Czuje sie zalosnie.
-Nie patrz tak na mnie.-szepcze z lzami patrzac w jego strone katem oka.Czujac ze juz prawie ciec wyplywa na moje piliczki zamykam oczy i pozwalam im swobodnie splywac.
-Ej.Ej.Ej.-Justin od razu widzac moj smutek przesowa sie w moja strona.Obejmuje mnie mocno ramieniem przechylajac moje cialo do niego.Pozostaje nieruchoma.Nie odwzajemniam uscisku,nic nie mowie, a lzy przestaja splywac.-Spokojnie.Cher...Nie dam cie juz nikomu skrzywdzic,rozumiesz?-podniosi leciutko moj podbrodek. Kiwam przytakujaco glowa i sie odsuwam od niego.Jest lekko zdezorientowany jednak gdy widzi jak kelnerkaka stawia na naszym stoliku zamowienie objasnia mu sie moje zachowanie.
-Smacznego zycze.-usmiecha sie w nasza strone.A mowiac nasza mam na mysli w strone Justina.
-Dziekujemy.-szatyn odpowiada jej bez wyrazu i przysowa blizej talerz.Dziewczyna dziwnie patrzy i z akompaniamentem mojego wzroku odchodzi.-Nie jesz?-pyta niesmialo patrzac na moja zamyslona twarz.Wyrywa mnie w tym momencie z moich przemyslen.
-Ah...Tak.Przepraszam.-przysowam sie do stolu i zabieram za jedzenie.Przynzaje pyszne ale jakos nie potrafie wydac wiekszego entuzjazmu.Po skonczonym, obiedzie? Sniadaniu? Cokolwiek to jest,Justin zostawia na stoliku pieniadze i lapiac mnie za dlon wyciagna z lokalu.-Moglam zaplacic za siebie.-jecze gdy stajemy przy samochodzie.
-Od dzisiaj ja za ciebie place jesli jestes ze mna.-usmiecha sie do mnie szeroko i naprawde mega slodko.
-Nie zgadzam sie.-krece przeczaco glowa nie podzielajac jego entuzjazmu.
-Ale to nie bylo pytanie.Ja juz podjalem decyzje.-otwiera mi drzwi zapraszajac dlonia do srodka.
-Nie wsiade jesli tego nie wycofasz.-mroze oczy zakladajac rece na piersiach.
-Cher,prosze cie...-jeczy wywracajac oczami.-Chce dla ciebie jak najlepiej.Chce zebys sie niczym nie przejmowala.Przynajmniej przez ten tydzien,ok? A pozniej sie zobaczy.
-Nie.
-Prosze cie...
-Ktorej czesci z slowa 'nie', nie rozumiesz? N, i czy e?-sycze niemilo.Wiem ze nie powinnam sie tak zachowywac no ale juz wystarczy ze zabiera mnie gdzies na jakis tydzien.Placic za mnie nie bedzie.Podchodzi do mnie energicznie i przyciaga do swojego ciala jedna reka trzymajac w talii a droga w swojej kieszeni.Patrzy mi gleboko w oczy.
-Zrozum wreszcie piekna, ze jak jestes ze mna nie musisz sie niczym przejmowac.-usmiecha sie lobuzersko i patrzy na moje usta jednak po chwili znow zatapia sie w oczach.-Zrozumiano?
-A co jesli powiem nie?-szepcze silac sie na uwodzicielski ton glosu.Nie chce zrobic mu przykrosci.
-Masz dwie opcje.-udaje ze mysli.-A to tak. B to A.-usmiecha sie szeroko.-Ktora wybierasz?
-Idiota.-usmiecham sie szeroko.Naprawde to jest szczery usmiech,zadna sciema.Klade mu glowe na torsie a on caluje mnie w czolo.
-Jestem tutaj i zawsze bede.-szepcze obejmujac mnie mocno za szyje i kladzie brode na czubku mojej glowy.
-Jedzmy juz...-szepcze calujac go w bark na co przechodza go delikatne dreszcze.Mimowolnie chichocze odsuwajac sie i siadajac do auta.
-To nie jest smieszne.-kreci glowa mowiac powaznie i zamyka za mna drzwi.Jakbym ich sama nie mogla zamknac..Eh...Gentleman.
-To bardzo smieszne.-mowie slodkim glosikiem znow podkurczajac nogi pod brode i obejmuje je ramionami.
-Zlosliwa jestes.-stwierdza kladac dlon na recznym i szybko robi zakret wyjezdzajac z podjazdu.
-Taki moj urok.-wzruszam ramionami szczerzac sie zlowieszczo.Odbija mi.Nie mam pojecia dlaczego.Wiem tylko ze to jego zasluga.
-To co? Gotowa na nastepne 5 godzin drogi?-pyta zabawnie ruszajac brwiami.
-Idiota.-usmiecham sie szeroko.Naprawde to jest szczery usmiech,zadna sciema.Klade mu glowe na torsie a on caluje mnie w czolo.
-Jestem tutaj i zawsze bede.-szepcze obejmujac mnie mocno za szyje i kladzie brode na czubku mojej glowy.
-Jedzmy juz...-szepcze calujac go w bark na co przechodza go delikatne dreszcze.Mimowolnie chichocze odsuwajac sie i siadajac do auta.
-To nie jest smieszne.-kreci glowa mowiac powaznie i zamyka za mna drzwi.Jakbym ich sama nie mogla zamknac..Eh...Gentleman.
-To bardzo smieszne.-mowie slodkim glosikiem znow podkurczajac nogi pod brode i obejmuje je ramionami.
-Zlosliwa jestes.-stwierdza kladac dlon na recznym i szybko robi zakret wyjezdzajac z podjazdu.
-Taki moj urok.-wzruszam ramionami szczerzac sie zlowieszczo.Odbija mi.Nie mam pojecia dlaczego.Wiem tylko ze to jego zasluga.
-To co? Gotowa na nastepne 5 godzin drogi?-pyta zabawnie ruszajac brwiami.
-Cooooooo?!-piszcze patrzac wielkimi oczami na jego rozbawiona twarz.-Zartujesz...-odwrcam sie bardziej w jego strone.-Powiedz ze zartujesz.
-Niestaty nie,sliczna.-kreci przeczaco glowa ciagle sie usmiechajac.Uwielbiam ten jego usmiech.Jest taki zarazliwy.
-Emh...-jecze robiac grymas z ust.
-Przeciez nie bede ci kazal siedzec 5 godzin w jednym miejscu.-mowi wybuchajac smiechem.-Zatrzymamy sie jeszcze pare razy bo z twoim ADHD to sie nie da...
-Asshole..-odpowiadam naburmuszona zakladajac rece na piersiach.
-Asshole..-odpowiadam naburmuszona zakladajac rece na piersiach.
-No juz nie wkurzaj sie bo zlosc pieknu szkodzi.-przechyla sie w moja strona ciagle trzymajac jedna reka kierownicy i na chwile sposzczajac wzrok z jezdni caluje mnie w miejsce pod uchem,tam gdzie zaczyna sie szczeka.
-Justin! Kieruj!-piszcze przerazona a on usmiechajac sie szelmowsko wraca na swoje miejsce i w ostatnim momencie wymija bialego Vana przed nami.-Zabijesz nas kiedys.-krece glowa oddychajac gleboko.
-Ej...-zerka na mnie powaznie.-Chyba mi ufasz??
-Tak, ale nie rob tak nigdy wiecej.
-W ten sposob?-skreca gwaltownie kierownica zmieniajac pas i za chwile robi to samo wracajac na poprzedni.
-Justin!!-krzycze wsciekla.-Nie wkurzaj mnie...-lypie na niego groznie wzrokiem.
-Spokojnie ksiezniczko.-chwyta moja dlon i caluje w kostki.-Przeciez cie nie skrzywdze.-kladzie nasze splecione palce na moim udzie,kciukiem rysujac na niej kuleczka. Jednak ja uwalniam lewa dlon na co on spoglada zaskoczony.Usmiecham sie ciagle patrzac na moje udo i wsuwam w jego reke swoja prawa zaciskajac lekko uscisk,lewa natomiast klade na jego karku i delikatnie bawie sie jego wlosami.
-Mmm...-mruszczy pod nosem.-Jakie to relaksujace.-dodaje po chwili szeptem.
-Powiedz mi gdzie mnie zabierasz?-patrzy ciekawie na jego odprezony i szczesliwy wyraz twarzy.
-Gdzies gdzie bedzie spokojnie,gdzie bedziesz mogla odpoczac i niczym sie nie przejmowac.Coz...-wzrusza ramionami.-Gdzies gdzie bedziesz szczesliwa.-spoglada na chwile w moje oczy a moje usta sa lekko rozchylone.
-Ladne wymiganie sie od odpowiedzi.-chichocze pod nosem krecac glowa.W jednym momencie szczerzy sie szeroko dumy z tego co wymyslil.
Nie pytam o nic wiecej.Uspokoil mnie swoja wymowka.Wiem idealnie ze powiedzial to na powaznie a nie tylko zeby nie zdradzac niespodzianki.-Bedziemy sami?
-Moze tak.Moze nie.-slysze jego lekki, cichy chichot.-A co? Boisz sie sama ze mna zostac?
-Wiesz...-wzruszam ramionami.-Nie mam pojecia co moze sie wydazyc.-krece nosem robiac glupia mine.-No bo popatrz...Wywozisz mnie Bog wie gdzie,nikt nie wie gdzie,jestem tylko bezbronna 16-latka ktora zaufala takiemu glupkowi jak ty.-smieje sie wypowiadajac te slowa.
-Za glupka policze sie z toba pozniej.-patrzy na mnie 'niby' groznym wzrokiem.-A co do wyjazdu to prawie wszyscy z Team'u wiedza gdzie cie zabieram.-wybucha smiechem a ja od razu powaznieje.
-Zartujesz?!-mroze go wzrokiem.
-Nie.-kreci glowa naprawde rozbawiony.-Przeciez jakos musialem zalatwic pare spraw odnosnie wyjazdu a sam bym sobie nie poradzil bo bys cos podejrzewala.-poszcza mi oczko na co zagryzam warge.Czemu on ciagle to wykorzystuje?! Te wszystko jego zalety za kazdym razem sa uzyte by czegos dostal. Jest niemozliwy! Szczerze mowiac, przyznaje ze cholernie ciesze sie na ten wyjazd. Pare dni wolnego,swietne towarzystwo, i na pewno wspaniale miejsce.Zero zmartwien, zero Michael'a,zero problemow...Zyc nie umierac!
-To co? Mozemy teraz pogadac?-pyta powaznie po moze 40 minutowej drodze.Moja mina od razu smutnieje ale wiedzialam ze bede musiala to zrobic. Obiecalam.
-Co chcesz wiedziec?
-Jaki byl na prawde ten zwiazek?
-Burzliwy..-wzruszam ramionami.-Co mam ci powiedziec? Kluby,dziwki,branie,picie,jaranie...-odwracam wzrok na okno.-Za kazdym razem jak przyjezdzal bylo wspaniale,slodko i w ogole.Po prostu bajka.Za kazdym razem przywozil cos dla mnie w prezencie.Jezdzilam po niego na lotnisko.Wszystko bylo takie nie realne.Przez gora dwa dni.-krece lekko glowa.-Pozniej zaczynal spotykac sie z kumplami.Zaczynal od nowa brac i chodzic do klubow.Czasami ze mna czasami bez.-po moim policzku splywa lza.-Zalezalo od chumoru.
-Jego? Czy twojego?
-Oczywiscie ze jego.Ja nie mialam nic do powiedzenia.-przymykam na chwile powieki i biore gleboki wdech.-Co noc gdy nie chcialam sie z nim bzykac dzownil albo jezdzil po dziwki.
-Przy TOBIE sprowadzal je do TWOJEGO domu?
-Tak.-skinam glowa.-Na poczatku mnie to bolalo.Ale nie chcialam go stracic...Moze to chore ale czulam sie bezpieczna przy nim...Bezpieczna przed innymi.Bo przed nim w ogole.-wycieram rekawem lze.-Tolerowalam wszystko.Wolny zwiazek w jego przypadku w moim wiezienie.Po kilku latach jest ci wszystko obojetne.-przenosze wzrok w jego strone.-Nie kochasz tej osoby ale boisz sie odejsc bo wiesz jak moze zareagowac.-patrze w martwy punkt gdzies na kierownicy.-Chris wiedzial jak jest...Ale przysiagl mi ze nie bedzie sie wpieprzal.Jestem mu wdzieczna mimo wszystko.
-Bil cie?
-Nie.-slyszac pytanie od razu podnosze wzrok w jego oczy.-Nigdy. To byl pierwszy raz.
-Co bylo powodem?
-Ty.-skinam na niego broda.-Czul zagrozenie z twojej strony.Docinal mi ze daje ci, i pewnie dlatego mnie wziales do pracy.-krece smutno i z zawiedzieniem glowa.-Gdy poszlam do niego dzis rano byl w lozku z swoimi prostytutkami.Otworzylam drzwi i tak po prostu sie wydarlam ze to koniec,odwrocilam sie w wyszlam.Gdy bylam na schodach zlapal mnie w pasie w wciagnal do pokoju gdzie juz suk nie bylo.Przycisnal do drzwi i zaczal bic i kopac.-wzruszam ramionami.-W rezultacie wygladam jak wygladam.Nic nie mow.-spogladam na jego otwarte usta.-To juz zamkniety rozdzial i nie chce nic slyszec.
-Dobrze...Szanuje twoja decyzje.-kreci glowa.- Mimo ze ta dzisiejsza o pojsciu tam mi sie nie podobala.
-Justin...-warcze lekko.
-No juz,juz.
________________________________________________
...
-Patrys
-Tak, ale nie rob tak nigdy wiecej.
-W ten sposob?-skreca gwaltownie kierownica zmieniajac pas i za chwile robi to samo wracajac na poprzedni.
-Justin!!-krzycze wsciekla.-Nie wkurzaj mnie...-lypie na niego groznie wzrokiem.
-Spokojnie ksiezniczko.-chwyta moja dlon i caluje w kostki.-Przeciez cie nie skrzywdze.-kladzie nasze splecione palce na moim udzie,kciukiem rysujac na niej kuleczka. Jednak ja uwalniam lewa dlon na co on spoglada zaskoczony.Usmiecham sie ciagle patrzac na moje udo i wsuwam w jego reke swoja prawa zaciskajac lekko uscisk,lewa natomiast klade na jego karku i delikatnie bawie sie jego wlosami.
-Mmm...-mruszczy pod nosem.-Jakie to relaksujace.-dodaje po chwili szeptem.
-Powiedz mi gdzie mnie zabierasz?-patrzy ciekawie na jego odprezony i szczesliwy wyraz twarzy.
-Gdzies gdzie bedzie spokojnie,gdzie bedziesz mogla odpoczac i niczym sie nie przejmowac.Coz...-wzrusza ramionami.-Gdzies gdzie bedziesz szczesliwa.-spoglada na chwile w moje oczy a moje usta sa lekko rozchylone.
-Ladne wymiganie sie od odpowiedzi.-chichocze pod nosem krecac glowa.W jednym momencie szczerzy sie szeroko dumy z tego co wymyslil.
Nie pytam o nic wiecej.Uspokoil mnie swoja wymowka.Wiem idealnie ze powiedzial to na powaznie a nie tylko zeby nie zdradzac niespodzianki.-Bedziemy sami?
-Moze tak.Moze nie.-slysze jego lekki, cichy chichot.-A co? Boisz sie sama ze mna zostac?
-Wiesz...-wzruszam ramionami.-Nie mam pojecia co moze sie wydazyc.-krece nosem robiac glupia mine.-No bo popatrz...Wywozisz mnie Bog wie gdzie,nikt nie wie gdzie,jestem tylko bezbronna 16-latka ktora zaufala takiemu glupkowi jak ty.-smieje sie wypowiadajac te slowa.
-Za glupka policze sie z toba pozniej.-patrzy na mnie 'niby' groznym wzrokiem.-A co do wyjazdu to prawie wszyscy z Team'u wiedza gdzie cie zabieram.-wybucha smiechem a ja od razu powaznieje.
-Zartujesz?!-mroze go wzrokiem.
-Nie.-kreci glowa naprawde rozbawiony.-Przeciez jakos musialem zalatwic pare spraw odnosnie wyjazdu a sam bym sobie nie poradzil bo bys cos podejrzewala.-poszcza mi oczko na co zagryzam warge.Czemu on ciagle to wykorzystuje?! Te wszystko jego zalety za kazdym razem sa uzyte by czegos dostal. Jest niemozliwy! Szczerze mowiac, przyznaje ze cholernie ciesze sie na ten wyjazd. Pare dni wolnego,swietne towarzystwo, i na pewno wspaniale miejsce.Zero zmartwien, zero Michael'a,zero problemow...Zyc nie umierac!
-To co? Mozemy teraz pogadac?-pyta powaznie po moze 40 minutowej drodze.Moja mina od razu smutnieje ale wiedzialam ze bede musiala to zrobic. Obiecalam.
-Co chcesz wiedziec?
-Jaki byl na prawde ten zwiazek?
-Burzliwy..-wzruszam ramionami.-Co mam ci powiedziec? Kluby,dziwki,branie,picie,jaranie...-odwracam wzrok na okno.-Za kazdym razem jak przyjezdzal bylo wspaniale,slodko i w ogole.Po prostu bajka.Za kazdym razem przywozil cos dla mnie w prezencie.Jezdzilam po niego na lotnisko.Wszystko bylo takie nie realne.Przez gora dwa dni.-krece lekko glowa.-Pozniej zaczynal spotykac sie z kumplami.Zaczynal od nowa brac i chodzic do klubow.Czasami ze mna czasami bez.-po moim policzku splywa lza.-Zalezalo od chumoru.
-Jego? Czy twojego?
-Oczywiscie ze jego.Ja nie mialam nic do powiedzenia.-przymykam na chwile powieki i biore gleboki wdech.-Co noc gdy nie chcialam sie z nim bzykac dzownil albo jezdzil po dziwki.
-Przy TOBIE sprowadzal je do TWOJEGO domu?
-Tak.-skinam glowa.-Na poczatku mnie to bolalo.Ale nie chcialam go stracic...Moze to chore ale czulam sie bezpieczna przy nim...Bezpieczna przed innymi.Bo przed nim w ogole.-wycieram rekawem lze.-Tolerowalam wszystko.Wolny zwiazek w jego przypadku w moim wiezienie.Po kilku latach jest ci wszystko obojetne.-przenosze wzrok w jego strone.-Nie kochasz tej osoby ale boisz sie odejsc bo wiesz jak moze zareagowac.-patrze w martwy punkt gdzies na kierownicy.-Chris wiedzial jak jest...Ale przysiagl mi ze nie bedzie sie wpieprzal.Jestem mu wdzieczna mimo wszystko.
-Bil cie?
-Nie.-slyszac pytanie od razu podnosze wzrok w jego oczy.-Nigdy. To byl pierwszy raz.
-Co bylo powodem?
-Ty.-skinam na niego broda.-Czul zagrozenie z twojej strony.Docinal mi ze daje ci, i pewnie dlatego mnie wziales do pracy.-krece smutno i z zawiedzieniem glowa.-Gdy poszlam do niego dzis rano byl w lozku z swoimi prostytutkami.Otworzylam drzwi i tak po prostu sie wydarlam ze to koniec,odwrocilam sie w wyszlam.Gdy bylam na schodach zlapal mnie w pasie w wciagnal do pokoju gdzie juz suk nie bylo.Przycisnal do drzwi i zaczal bic i kopac.-wzruszam ramionami.-W rezultacie wygladam jak wygladam.Nic nie mow.-spogladam na jego otwarte usta.-To juz zamkniety rozdzial i nie chce nic slyszec.
-Dobrze...Szanuje twoja decyzje.-kreci glowa.- Mimo ze ta dzisiejsza o pojsciu tam mi sie nie podobala.
-Justin...-warcze lekko.
-No juz,juz.
________________________________________________
...
-Patrys