Gdy nasze spojrzenia sie spotkaly az mnie sparalizowalo.W jego oczach bylo widac iskierke nadziei i ogromna tesknote.Chcialam sie odwrocic ale nie potrafilam...Nie moglam teraz sie wycofac.
-Idz do niego...-szepnal Milosz na ucho.Nie mam pojecia czemu zrobilam pierwsz malutki kroczek w strone piosenkarza.W tamtym momencie jego oczy rozblysly jednak sie nie ruszyl.Nie byl do konca pewny tego co ja robie.Caly czas patrzac w jego oczy zmierzalam w kierunku w ktorym stal.Jednak cos stanelo mi na drodze.
-Coreczko!-moja mama przyciagnela mnie mocno przytulajac.-Tak za toba tesknie.-spojrzalam na Biebera ktory smutno wzdychajac sobie poszedl.Przekleta matka! Musiala akurat teraz?! W momencie gdy chcialam porozmawiac z moja miloscia?!
-Mamo..Mamo pusc mnie.-wyswobodzilam sie patrzac na mame troszke wrogo.
-Kochanie co sie dzieje?
-Pierwsze nie mow do mnie kochanie a drugie...Nie udawaj ze nic sie nie stalo!-krzyknelam jednak szpetem.-I trzecie...Mamo to jest pogrzeb mojej przyjaciolki.Nie bede teraz zalatwiac spraw rodzinnych.-powiedzialam z wyzutem na nia patrzac.
-Masz racje...Przepraszam.-zalozyla kosmyk wlosow za ucho a ja wywrocilam oczami.-Wydoroslalas.-zaskoczylo mnie to stwierdzenie wiec spojrzalam na nia duzymi oczami.
-Musialam...-mruknelam zginajac rece i lapiec sie za lokcie.
-A jak ci tam jest?
-Lepiej,mamo...O wiele lepiej.Rihanna mi pomaga,Chris i Lil tak samo...Jest swietnie.
-Ogladamy wszystkie programy w ktorych mowia o tobie.-usmiechnela sie czule.
-Ehm...Dzieki?-nie wiedzialam co odpowiedziec.
-Malutka chodz na chwilke.-jak na zbawienie uslyszalam glos Lil'a.
-Przepraszam...Wolaja mnie.-poslalam mamie dosc sztuczny usmiech i podeszlam do przyjaciela.
-Co jest?
-Nic.-wzruszyl ramionami.-Po prostu widzialem jak sie meczysz wiec postanowilem pomoc.-usmiechnal sie troskliwie a ja sie w niego wtlulilam.
-Dziekuje...Dziekuje ze jestes.-bylo mi cholenie smutno.Chcialam teraz porozmawiac z Holly,pogodzic sie z nia i powiedziec jak bardzo kocham.Jednak nie moglam tego zrobic.Bylo juz za pozno.
-Hej..Hej.Tylko nie placz...-wytarl kciukami lzy slpywajace po moich policzkach i pocalowal w glowe.-Dasz rade...Jestesmy z toba.Wszyscy.
Gdy msza sie zaczela patrzylam w jego miejsce.W zdjecie mojej Holly stojace przy trumnie.Pamietam idealnie kiedy zrobilam jej to zdjecie.Bylismy wtedy w parku cala paczka i wyglupialismy sie z moim aparatem.Podczas mszy Lil obejmowal mnie za biodro a ja opieralam glowe o jego ramie,caly czas plakalam i nie moglam zatrzymac lez.Gdy msza sie skonczyla przyszedl czas na mile slowa dla rodziny.
-Zapraszamy do mikrofonu Karoline Lisowska.-przerazilo mnie to.Spojrzalam wystraszona na Lil'a a on tez nie wiedzial jak zareagowac.
-Mow z serca...-szepnal gdy przechodzilam.
-Nie dam rady.-bylam calkowicie spanikowana.Kiedy stanelam przed ambonka i spojrzalam na wszystkich zebranych calkowicie odjelo mi mowe.Lustrujac wszystkich moj wzrok zatrzymal sie na Wayne ktory pokazal na swoje serce.Biorac gleboki wdech wytarlam lzy i stwierdzilam ze zrobie tak jak mi radzil.- Holly byla wspaniala osoba...-zaczelam a glos mi sie lamal.-Razem z moja paczka kochalismy ja jak siostre.Byla zwariowana lecz powazna.Nie potrafie jej opisac poniewaz byla zbyt wspanila.Podziwialam ja za to jaka jest,za jej ambicje,milosc do przyjaciol i sile jaka w sobie miala.Wierze ze teraz bedzie naszym aniolkiem...-szepnalam znow wycierajac lzy.-Kocham Cie Holly.-spojrzalam w gore a pozniej na trumne.-Kocham cię...-pocalowalam miejsce z ktorej znajdowala sie jej glowa i wyszlam z kosciola.Nie moglam dluzej tam siedziec.Wybieglam na trawnik przed wejsciem i ukucnelam rozplakujac sie.Uslyszalam ze ktos wychodzi i zobaczylam jak kuca przy mnie.Nie podnioslam wzroku poniewaz nie chcialam patrzac na nikogo jednak ta osobo objela mnie i przytulila do siebie tak mocno ze czulam bicie serca.Justin...Wszedzie rozpoznam te ramiona,ten zapach i ta czulosc.
-Hej sliczna...-usmiechnal sie pocieszycielsko gdy podnioslam na niego wzrok.Widac bylo ze jemu tez jest przykro jednak dobrze sie maskowal.No tak,lata wprawy w show-biznesie nauczyly go naprawde wiele.Nie wiedzialam co mam powiedziec,jak zareagowac...Przytulic sie do niego? A moze odsunac?
-Przepraszam...-wyszeptalam wtulajac sie w niego.
-To ja przepraszam...-szepnal opierajac brode o moja glowe gdy juz stalismy.W mojej glowie pojawilo sie tysiace mysli? Za co on przeprasza? Co ma na mysli? Czemu sie tak stara? Co jesli ten KTOS zobaczy ze znow z nim rozmawiam? Co jesli to sie zle skonczy? Tyle pytan a zero odpowiedzi.Wtulilam sie bardziej w chlopaka ktory sie prawie nie zauwazalnie usmiechnal.-Przepraszam za to ze w jednej chwili zwadpilem.Przepraszam ze tak bardzo mi na tobie zalezy,ze ciagle sie o ciebie staram,martwie,ze ciagle nie potrafie dac ci spokoju...Że wciaz kocham...-wyszeptal mi ostatnie slowa a ja na slowo ''kocham'' podnioslam na niego wzrok.
-Nadal kochasz?-nie wierzylam ze to powiedzial.Wciaz mnie kochal...
-Nigdy nie przestalem.-zalozyl mi za ucho niesforny kosmyk grzywki.W momoencie gdy nasze spojrzenia sie spotkaly czulam jakbysmy istnieli tylko my.Jakbym byla tylko ja i Justin a w okol nas przestrzen i nicosc.Nie moglam przeciez pozwolic zeby doszlo za daleko.Chlopak powoli i nie pewnie przysuwal swoje usta do moich ale musialam wyrwac sie z tego jakze pieknego snu i wrocic do rzeczywistosci.Odsunelam sie.-Przepraszam.Przepraszam.Przepraszam.-zaczal mowic nerwowo.-Jak zwykle cos spieprze.-pusicil mnie siadajac na schodku i chowajac twarz w dlonie.
-Nie masz za co przepraszac...-usiadlam obok niego patrzac w przestrzen przed soba.-Nic sie nie stalo.-wzruszylam ramionami a Justin zerknal katem oka.Po chwili drzwi kosciola sie otworzyly i ludzie zaczeli wychodzic.Od razu podnioslam sie z miejsca i podeszlam do rodziny mojej przyjaciolki aby zlozyc kondolencje.Podczas rozmowy z jej mama strasznie obydwie plakalysmy i przytulajac sie nie potrafilysmy sie opanowac.Wracajac na miejsce znow usiadlam obok Biebera placzac.Gdy chlopak mial mnie juz obejmowac pocieszajaco pojawila sie inna reka ktorza przyciagnela mnie do siebie.Lil.Zrobilo mi sie troche glupio jednak przytulilam sie do niego.Wiedzialam ze tak bedzie lepiej dla wszystkich.-Zabierz mnie stad...-wyszeptalam a chlopak caly czas mnie obejmujac wstal.Odchodzac odwrocilam sie w strone Biebera i poslalam mu smutne spojrzenie.Nie mialam odwagi sie odezwac,nie mialam na to sily.Wiedzialam ze wtedy bym pekla i rzucila sie w jego ramiona,a tego nie chcialam.A moze jednak chcialam?
-Jak sie czujesz mala?-zapytal Chris dosiadajac sie do nas do auta.Ja spojrzalam tylko na niego a po moich policzkach pociekly lzy.-No tak...Glupie pytanie.-nikt juz wiecej sie nie odezwal i przez cala droge siedzielismy w calkowitej ciszy.Bez rozmow,spojrzen,radia,muzyki.Totalna cisza.Gdy dotarlismy juz do naszych apartamentow od razu pobieglam do swojego pokoju trzaskajac glosno drzwiami.Zdejmujac buty rzucilam sie na lozko i wybuchlam placzem.Wszystkie emocje ze mnie uchodzili,bynajmniej takie mialam wrazenie.
-Czemu mnie zostawilas?!-krzyczalam patrzac w sufit.-Czemu musialas byc tak pieprzona egoistka zeby mnie zostawic?!Brakuje mi ciebie!! Holly! Blagam!-walilam piesciami w poduszki az wreszcie poczulam jak ktos mnie przyciaga do swojego ciala,zamykajac w szczelnych objeciach.
-Ciii...-Lil glaskal mnie po plecach pozwalajac bic sie po klacie.W jednym momencie sie w niego wtulilam i znow wybuchnelam niepochamowanym placzem.Nie potrafilam zrozumiec czemu moja przyjaciolka postanowila opuscic ten swiat.-Ona wciaz z toba jest...-odsunal sie ode mnie troszke by spojrzec w moje zaplakane oczy.-Jest w twoim sercu.-usmiechnal sie slabo i znow mnie przytulil.Lezelismy tak az do mojego pokoju nie zapukal Chris.
-Mala...Zjesz cos?-zapytal z troska a ja pokiwalam przeczaco glowa.-Prosze musisz cos zjesc.-wszedl glebiej z taca pelna przysmakow ktorych ja nie mialam ochoty w siebie wkladac.
-Chris przynies mi kawe i bedzie ok.-moje slowa byly kompletnie wyprane z uczuc tak samo jak wyraz twarzy.
-Sama kawa bedziesz zyla?-zapytal juz troszke zirytowany moim zachowaniem.Wiedzial ze mi ciezko jednak nie potrafil pojac jak mozna nie jesc.
-Podobno o samej wodzie zyje sie dluzej niz na samym jedzeniu.-wzruszylam ramionami i poszlam do lazienki aby zmyc make up.Gdy juz mialam tam wchodzic zadzownil moj telefon wiec szybko odebralam nie patrzac na numer.
-Jak sie ciesze ze odebralas...-uslyszalam w sluchawce glos mojej mamy a moje miesnie od razu sie spiely.
-W jakiej sprawie dzownisz?-odwrocilam sie przodem do Lil'a ktory nadal sobie lezal juz przebrany w jakies dresy na moim lozku.
-Chcielibysmy zaprosic cie na obiad.-wyczuc mozna bylo ze sie lekko usmiechnela.-Jutro o 14.00...Przyszlabys?-wiedzialam idealnie jakie to bylo dla niej trudne.
-Tak przyjde...Z przyjacielem.-spojrzalam znaczaco na Lil'a a on usmiechajac sie pokazal na siebie palcem wiec przytaknelam.
-Wspaniale...Tak sie ciesze kochanie ze cie zobacze.
-Mam na imie Karolina.-wysyczalam.
-Przepraszam.
-Do zobaczenia jutro.-rozlaczylam rozmowe i zucilam telefon na lozko.
-O co chodzi?-zapytal zaciekawiony.
-Jutro.14.00.Masz byc gotowy.-powiedzialam machinalnie biorac jakis dres i wchodzac do lazienki.Wayne na pewno mial zdziwiona mine jednak nie bylo mi dane ja zobaczyc.Gdy juz sie ogarnelam wrocilam do sypialni i usiadlam o turecku obok niego.-Nie chce...
-Malutka nadal nie wiem o co chodzi...-zlapal mnie za dlon i spojrzal czule w oczy.
-Obid u mojej mamy...-jego oczy automatycznie sie powiekszyly.
-Zartujesz? I ja mam z toba isc? Karli?
-Nie musisz przeciez...Laski bez. Porade sobie sama.-wstalam wsciekla z lozka bo widzialam z jakim wyrazem twarzy mowi o jutrzejszym spotkaniu.Gdy zlapalam juz za klamke poczulam jak jego rece oplataja moj brzuch a jego broda opiera sie o moje ramie.
-Przeciez wiesz dokladnie ze samej cie nie zostawie...-szepnal mi do ucha.-Nie denerwuj sie tak na mnie.Po prostu troche obawiam sie obiadu w twoim rodzinnym domu.Nie sadzisz ze to bedzie dziwne?-odwrocil mnie do siebie twarza i podniusl moj podbrudek.
-Przejmujesz sie tym?
-Nie...-widzialam ze klamie.Zdziwilo mnie to ze taka blachostka go wystraszyla.On zawsze byl taki pewny siebie i tego co mowi,robi.
-Czy Lil Wayne sie czegos boi?-usmiechnelam sie zadziornie a on sie zmieszal.-Boisz sie!-zasmialam sie lekko wyrywajac sie z jego objec.-Lil sie boi moich rodzicow...Niezle niezle.-wskoczylam na lozko kladac sie na plecach.Chlopakowi nie bylo do smiechu i stal jak posag gdzie przed chwila znajdowalam sie jeszcze ja.
-Takie smieszne?-zakpil.Podnioslam sie na lokciach i popatrzylam na niego.
-Jaki ty masz problem,co? -zmrorzylam oczy patrzac na niego troche wrogo.
-Nie mam problemu...Po porstu co jesli twoi rodzice przez caly czas odwiedzin beda mi docinac?Albo twoj brat? Doskonale wiesz ze nie jestem z tych co dobrze znosza krytyke...Co jesli wybuchne?
-Wyjdziemy...
-Nie tak zostalem wychowany...W srodku posilku sie nie wstaje od stolu.
-Daj spokoj Lil...Po co sie martwisz na zapas?
-Bo nie chce skrzywdzic ciebie!Pamietasz sytuacje w studio?! Pamietasz co powiedzialem?!-wykrzyczal a moje oczy sie zaszklily.Doskonale pamietalam jak powiedzial ze chce mnie tylko przeleciec zeby Justinowi zrobic na zlosc.-Nie panowalem nad tym co mowilem! Nie chce zeby ta sytuacja sie powtorzyla,do cholery!-w jego oczach widac bylo furie i pewnego rodzaju zablakanie.Nie moglam go rozgryzc...Nie moglam pojac co chcial przez to powiedziec lub dac do zrozumiania.W tamtym momencie sie go troszke balam jednak bylam pewna ze mi nic nie zrobi i tak chcialam sie przytulic...Do kogo? Do Justina...
__________________________________________________________
Przepraszam za ta przerwe... :( Mam ostatnio sporo problemow i zero weny.Wiec sami musicie mnie zrozumiec ze nie potrafilam nic pisac. Zakonczenie roku mam w ta srode wiec mozliwe ze po nim bede dodawac wiecej rozdzialow ;) Bynajmniej sie postaram.
Milego czytania.
-Patrys