środa, 12 marca 2014

Rozdzial 37

Dzien wigili...Ja mam naprawde powazne pytanie. Czy kurwa tylko ja nie cierpie swiat?! No ludzie blagam was, ja rozumiem ze to czas na spedzanie z rodzina i takie tam inne bzdety ale jakby sie nad tym tak pozadnie zastanwoic...Cala ta wasza sielanka istnieje tylko w okres swiateczny. A po za nia to co? Juz nie. Pff...Dla mnie to jest po prostu zalosne. Nie chce nieszczerych zyczen,usmiechow i usciskow. To jest zbedne. Wiem, w tym roku postanowilam spedzic ten czas z Sam'em i jego rodzina ale to nie zmienia faktu ze nie lubie kurwa tych pieprzonych swiat. Bez obrazy oczywiscie... Gotuje juz caly poranek i szczerze mam dosc. Potrafie gotowac mimo ze nie za czesto uzywam tej zdolnosci. Razem z Sonia umowilysmy sie by przyszli na 17.00. Kobieta zadeklarowala sie rowniez ze przyniesie cos przygotowane przez nia. Ucieszylam sie bo naprawde nie mam ochoty na gotowanie tych 12 potraw!! Sam wspomnial ze bedzie cala jego rodzina. W sumie liczac wszystkich bedzie nas 6. Ehm...Dam rade. Pocieszam sie w myslach krecac glowa rozbawiona swoja glupota. Na TT,FB i wszystkich tych portalach spolecznosciowych otrzymuje zyczenia jednak nie odpisuje...Mozecie uznac to za zle wychowanie ale ja po prostu nie moge. Nakrywam bialym obrusem duzy,drewniany stol, rozkladam cala zastawe i dodajac nutki koloru na kazdy talerzy klade ladnie zlazona,czerowna serwetke. Jak dla mnie bosko. Zerkam na cyfrowy zegarek stojacy przed plazma i jecze niezadowolona. Do przyjscia gosci mam tylko poltorej godziny! Sprezajac sie wskakuje pod prysznic i dokladnie myje swoje cialo. Owinieta recznikiem wedruje do lazienki w poszukiwaniu jakiegos odpowiedniego stroju. Ugh! Jak zwykle mam problem. Stoje tak chyba 15 minut i sama sie na siebie wkurzam. No przeciez co moze byc takiego trudnego w wybraniu odpowiednich ciuchow? Szczerze, dla mnie to cholerny problem. Na czarno? A moze czerwona sukienka? Nie...Zbyt tandetnie. Jeansy i granatowa koszula? Cos ty,Cher! To jednak specjalna kolacja nie wypad na drinka do klubu.
Cholera jasna! W rogu na wieszaku rzuca mi sie w oczy biala obcisla bluzka i tego samego koloru krotka spodniczka. Idealnie! Z usmiechem na twarzy siegam po ubranie i wracam do lazienki.Make-up, wlosy hmmmm czegos brakuje. Kuzwa! Buty... Kolejny problem.Ha! Nie tym razem. Z mojej pokaznej walizki wyciagam botki w panterke na sporych koturnach i bez namyslu wkladam je na swoje stopy. Staje przed lustrem poprawiajac material. Perfect...Usmiecham sie do swojego odbicia i nie wiem czemu w moich oczach pojawiaja sie lzy. Ty idiotko...Nie moge teraz przeciez plakac! W momencie kiedy wchodze do kuchni by wylaczyc piekarnik moj telefon dzwoni w salonie. Wywracam oczami. Jak to cos waznego to... To chuj! Mam wolne. Zakladajac rekawice kuchenne wyciagam pieczen i stawiam na stole napawajac sie zapachem. Moj telefon znow zaczyna dzownic. Ja pierdole. Wywracam oczami odwracajac sie do lodowki i wyjmuje butelke dobrego,drogiego wina. Hm...Idealne na ta okazje. Wyciagam pojemnik i wkladajac do niego kostki lodu umieszczam tam rowniez butelke. Tym razem telefon dzwoni po raz trzeci.
-Cholera jasna...-sycze pod nosem niosac trunek do jadalni i stawiam go na szafeczce przy stole.Wracam do salonu i siegam po Iphone. Na ekranie ukazuje mi sie zdjecie Ryan'a. Mam ochte odrzucic wiadomosc ale...A co jesli chodzi o Justina? Glupia... Na pewno nie chodzi o Biebera! W ogole to co mnie obchodzi ten rozkapryszony 19'latek. A co jesli obchodzi? Nie,Cher wybij to sobie z glowy. Ostatecznie jednak odbieram cieszac sie iz Butler nie moze namierzyc mojego numeru nawet jakby chcial.-Naprawde nie mam czasu sluchac twoich zyczen wiec prosze cie bardzo rozlacz sie lepiej jesli po to dzownisz...-po drugiej strone slysze lekki chichot.
-Hej Cher. Jak milo ze pytasz czy u mnie wszystko dobrze.- mowi sarkastycznie na co ja wywracam oczami z lekkim usmiechem.
-Dobra...Wiec, co u ciebie?-pytam bo doskonale odczytalam po miedzy zdaniami ze chce abym o to zapytala.
-Sluchaj kochana...Razem z chlopakami siedzimy w salonie i pijemy...Moze masz ochote wrocic i sie do nas przylaczyc?-smieje sie pod nosem siadajac na chwile przy blacie kuchennym.
-Daj spokuj...Wiesz ze nie wracam.
-Justin tu jest.-juz moge sobie wyobrazic jego usmiech.
-Taaa z Selinka...-slysze gdzies z tylu glos jak mniemam Lil Za. Moje oczy automatycznie robia sie chyba stokrotnie wieksze.
-To prawda Ry?-nie moge w to uwierzyc. Po tym co mu zrobila. Po tym jak sie staral o mnie.On tak po prostu teraz spedza z nia czas? Przeciez to niedorzeczne!
-Wiesz Cher. Oni znow...-zacina sie na chwile a ja dokladnie znam zakonczenie jego zdania.-Przykro mi.-mowi przelykajac glosno sline a moje oczy robia sie szklane.Sposzczam wzrok nie pozwalajac lza wyjsc na powierzchnie. Nie! Kurwa nie bede przez niego plakac!!
-Chyba lepiej jak pogadamy dopiero po moim powrocie.-tak po prostu, bez zadnego slowa pozegnania,rozlaczam rozmowe. Czego ja sie moglam spodziewac? To przeciez show biznes. Takie jest nasze zycie. Moze to lepiej dla jego kariery. A moze do siebie faktycznie wrocili bo sie kochaja. Co ja sobie wyobrazalam? Jestem zalosna. Doskonale zdaje sobie z tego sprawe. Moje zycie to jakas popierdolona telenowela. Dzwonek do drzwi rozbrzmiewa po caym domu wiec automatycznie kieruje sie do korytarza by otworzyc drzwi. Wzdycham gleboko i ostatni raz zerkam do lustra poprawiajac lekko kaciki moich ust. Nadal idealnie. Usmiecham sie szeroko myslac juz ze wspolna wigilia zajmie mi czyms mysli. Bynajmniej mam taka nadzieje. Pierwsze co zauwazm po otworzeniu to sliczna, malutka dziewczynka ubrana w rozowa,balowa sukienke z balerinkami pasujacymi do stroju. Za nia stala przepiekna kobieta w bezowej sukience i delikatnych czarnych obcasach. Obok niej stal mezczyzna ktorego swietnie znam w czarnych eleganckich spodniach, bialej lnianej koszuli i czarnych japonkach. Zabawny kontrast ale wszystko razem ladnie gra.
-Cher!- krzyczy maly szkrab przytulajac sie do mojej nogi. Cholera jaka ona slodka. Chichocze pod nosem biorac ja na rece i sadzajac sobie na biodrze.
-Ty musisz byc ta wspaniala artyska ktora stworzyla dla mnie taka piekna laurke.-dotykam zartobliwie palcem jej malego noska i caluje jej czulko.
-Podobalo ci sie?-pyta z tym specyficznym akcentem ktory mial tez jej ojciec.
-A jakby mi sie moglo nie podobac!-mowie powaznie co rozbawia mala ksiezniczke. Lili, bo tam ma na imie 6-latka, chowa twarz w mojej szyi lekko zawstydzona. -Jesli chcesz w mojej sypialni powinny byc kredki i moj szkicownik.-stawiam ja na ziemi usmiechajac sie serdecznie. Kucam przed nia z obietnica w oczach.-Lezy na szafce, mozesz cos dla mnie narysowac.-mowie ochoczo. Po chwili jej juz nie ma. Gna biegiem do wyznaczonego przeze mnie pokoju.
-Jaka z ciebie sie zrobila kobieta.-mowi z podziwem Sonia.-Witaj skarbie.-przytula mnie jedna reka poniewaz w drogiej trzyma jakas miske.
-Witaj kochana.-odwzajemniam uscisk.-Ladnie ci w bezu.-dodaje zapraszajac ruchem reki do srodka. Z Sam'em rowniez przytulam sie delikatnie a ten posyla mi cieply usmiech.
-Ah dziekuje.-mowi poprawiajac delikatnie ciemny pasek sukienki.-Za chwile powinni przyjsc Mike z John'em.-mowi odwracajac sie w moja strone. Spogladam pytajaco na Sam'a poniewaz doskonale pamietam obydwu chlopakow. Mike ktory obecnie ma 15 lat podkochiwal sie we mnie i za kazdym razem zarywal gdy przyjezdzalam. Za to John,juz 18-latek, ktory zawsze wybawial mnie z glupich sytuacji z jego bratem. Sama jednak do konca nie wiem co nim kierowalo.
-Jasne.-skinam glowa lekko rozbawiona cala iluzja sytuacji. -Oh daj mi to.Postawie w kuchni.-usmiecham sie w strone Sonii biorac naczynie z najprawdopodobniej moja ulubiona salatka morksa. Specjalnie dla mnie robi ja na kazdy przyjazd.-Prosze rozgoscicie sie.-pokazuje na jadalnie.
-Widze ze nawet postaralas sie o choinke.-stwierdza rozbawiony Sam.
-Widzisz...-wtoruje mu stajac w przejsciu.- O mikolaja tez.-wzruszam ramionami a ich powazne spojrzenia laduja na mnie.-No co?
-Naprawde nie musialas...-mowi Sonia. Macham tylko reka usmiechajac sie serdecznie.
-Uwierzcie ze to dla mnie sama przyjamnosc.
Gdy po raz kolejny slysze dzonek szepcze tylko 'przepraszam' i kieruje sie by otworzyc. W drzwiach stoi wysoki, naprawde mega przystojny, chlopak z ciemnymi okularami na nosie i torbami prezentow w rekach.
-Czesc.-posyla mi swoj chyba najpiekniejszy usmiech a moje nogi miekna. To jest John?! Woooow.
-Czesc.-na zewnatrz pozostaje spokojna i przybieram poze sexownej kocicy. No co? On jest taki goracy.
-Zmienilas sie.-stwierdza miezac mnie wzrokiem.-Nadal jestes piekna.-szepcze przygryzajac warge.
-Kto mi to mowi...Wygladasz jakbys dopiero co wyszedl z sesji dla Vouge'a.-wyrzucam jedna reke pokazujac na jego postac.
-Jesli to komplement to dzieki.-smieje sie pochylajac sie nade mna lekko i muska moj policzek. Lapie za jego kark i delikatnie przyciagam do siebie. Przeklada torby do jednej reki i rowniez odwzajemnia uscisk.
-Jestes taki wysoki.-jecze gdy juz odrywamy sie od siebie.Zawszye bylismy tego samego wzrostu co pozwalalo na wygodniejsze ehm...Przytulanie. Ale nie myslcie sobie nie wiadomo czego! Po prostu czesto sie wyglupialismy i udawalismy przez wszystkimi pare.Ale to byla tylko zabawa.
-Cher!-slysze za soba donosny glos i spogladam goraczkowo na John'a ktory w tym momencie wywraca oczami.Wychylajac sie zza niego widze naprawde nie tego Mike ktorego znam!!
-Co sie mu stalo?-otwieram szeroko oczy na co 18-latek smieje sie pod nosem.
-Nie tylko my wydoroslelismy.-odwraca do tylu glowe patrzac na swojego brata niosacego jakies polmiski.-Ale zauroczenie toba mu nie przeszlo...-wraca wzrokiem do mnie wzdychajac smutno.Na chwile tylko spogladam na jego twarz a potem biorac gleboki wdech odsuwam sie na wieksza odleglosc.
-Wejdz prosze.-zaprazam go do srodka na co posyla mi slaby usmiech.-Zostaw to w mojej przebieralni.-poszczam mu oczko wskazujac na prezenty. Nie musze tlumaczyc drogi. Przeciez cholera on tu czasami mieszka!
-O jeny jak ja za toba tesknilem. Jaka z ciebie laska. Cholera Cher jestes taka goraca.-przyciaga mnie do swojego troslu lekko zgniatajac mi zebra.
-Ehm...Czesc Mike.-klepie go lekko po ramieniu prubujac wydostac sie z uscisku.
-Daj spokoj mlody...-slysze za soba glos John'a. A ten jak zwykle wybawia mnie z opresji.Posylaja sobie wrogie spojrzenia a potem 15-latek znow patrzy na mnie z dziwnymi iskierkami w oczach. Matko...To bedzie ciezka kolacja. Gdy juz wszyscy wchodzimy do jadalni widze jak malzenstwo dyskutuje zawziecie w ogole nie zwracajac na nas uwagi. Siegam na chwile po swoj telefon i wyswietla mi sie 6 nieodebranych polaczen od kogo? Od Justina... Spogladam smutno w ekran co zauwaza dwojka chlopakow.Podchodza do mnie od razu zaniepokojeni. W moich oczach po raz senty widach te przeklete lzy. Czy ja naprawde musze byc taka pojebana? To sie robi nudne...Ciagle przez niego cierpie.-Cos nie tak?-John spoglada badawczo a Mike przytula mnie do siebie. Ugh...Jeszcze jego mi brakowalo.Wywracam w myslach oczami.
-To po prostu...kolega z pracy.-wzruszam ramionami ocierajac samotna lze z policzka.John odpycha lekko swojego brata obejmujac mnie ramieniem i kieruje w strone sypilani.
-Za chwile wrocimy.-mowi na odchotne. Kurde! To nie powinno tak byc! Powinnam siedziec tam z goscmi a nie...Zachowuje sie jak jakas rozkapryszona malolata jednak w tym momencie jestem wdziecnza 18-latkowi ze mnie zabiera na chwile.
___________________________________________________
Ehm no i jest... Jak myslicie o co znow chodzi z Justin'em i Gomez? A co jest po miedzy Cher i John'em?
-Patrys