piątek, 11 października 2013

Rozdzial 12

Gramy w kosza juz chyba z ponad dwie godziny.Jestem padnieta i mimo ze kocham ten sport mam juz dosc.Podczas meczu bylo duzo dziwnych sytuacji.Na przyklad ta w ktorej Justin zamiast skupic sie na pilce zaczal mnie przytulac.Lub ta w ktorej dostalam z nienacka buziaka w policzek...Jednak w sumie to byl kacik ust.Byla tez sytuacja w ktorej probowal mi odebrac pilke i stajac za mna oceral sie o moje cialo.Wciaz sie smiejemy,oboje.Bawimy sie na prawde swietnie.Jednak wszystko co dobre szybko sie konczy.W jednym momencie slysze moj telefon.
-Stop!-krzycze i biegne w strone koca na ktorym leza wszystkie nasze rzeczy.Bieber kozluje pilka usmiechajac sie nie wiadomo czemu.Przyznaje ze jego umiesniony tors robi wrazenie.Tak.Jest bez koszulki poniewaz zdjal podczas drogiej czesci naszej rozgrywki.Chwytam za dzwoniace urzadzenie i dostrzegam iz to moj chlopak.Odwracam sie w strone piosenkarza i przysowam telefon do ucha.-Tak?
-Gdzie jestes?-warczy zly.
-Mowilam ze mam spotkanie i nie wiem o ktorej wroce.-sycze wsciekla.Nie dosyc ze zawsze ma do mnie pretensje to jeszcze nawet nie potrafi wysilic sie na normalny ton glosu.
-Masz wracac do domu.
-Do kurwy nedzy,mam spotkanie!-wrzeszcze wsciekla.Justin widzac moja wsciekla jak i za razem smutna twarz zostawia pilke i szybko do mnie podbiega.Patrzy z taka troska ze az w moich oczach zebieraja sie lzy.
-Nie bluzn do mnie,suko! Masz wracac do domu! Natychmiast!-krzyczy sie tak glosno iz jestem pewna ze chlopak stojacy przede mna to slyszal.
-Mam spotkanie,Michael! Zrozum ze mam interesy!!
-Spokojnie...-Jus bezglosnie mowi jedno slowo a zaraz potem posyla mi pokrzepiajacy usmiech.
-Jesli nie wrocisz za co najmniej godzine do domu,dziwko...To urzdze ci pielko.-mowi z takim jadem i zlascia ze az mnie dreszcze przechodza.Sekunde pozniej slysze juz dzwiek rozlaczonej rozmowy.Odsuwam urzadzenie patrzac slepo w jakis punkt.
-Co sie stalo?-pyta szeptem.Podnosze na niego powoli wzrok patrzac wciaz nie obecnie.
-To Micheal...Zawiez mnie do domu.-po moich policzkach zplywaja slone lzy.
-Dobrze...Juz dobrze.-przyciaga mnie do siebie wtulajac w klatke.Rozplakuje sie jak dziecko.To cholernie ciezkie wracac to tej pieprzonej rzeczywistsci.Z Bieberem jest tak bestrosko.Czuje sie pewnie,tak jakby czas nie istnial.Gladzi mnie po glowie droga reke trzymajac na talii.Sciskam go mocno w pasie i zaciskam oczy.-Chodz...-szepcze mi do ucha calujac w czolo gdy juz sie uspokajam.Odsuwam sie od niego wycierajac lzy.Szybko sie odwracam i zbieram nasze rzeczy.Chlopak patrzy na mnie zaskoczony.
-Co?
-Szybko zmieniasz humor...-marszczy brwi.Rzucam mu jego koszulke i zapinam swoja torebke.
-Poprawka...Szybko zmieniam wyraz twarzy,postawe.Humor zostaje taki sam.-wzruszam ramionami.Zaklada na siebie ciuch i sklada koc wrzucajac go potem do plecaka.Wracajac do samochodu panuje miedzy nami cisza.To samo przez polowe drogi.
-Podwieźć cie do domu?-pyta nie pewnie zerkajac na chwile.
-Nie!-w mojej glowie rodzi sie wizja reakcji Tygi na wydok Justina.Juz jest wsciekly a co dopiero po zobaczeniu piosenkarza.
-Dobrze,dobrze.-usmiecha sie slodko.-Spokojnie.Ze mna mozesz byc spokojna.-lapie mnie za dlon ktora lezy na moim udzie.
-Dziekuje...-szepcze wzmacniajac lekko uscisk.Jego auto zatrzymuje sie przed ta sama kawiarnia przy ktorej sie spotkalismy.Wylacza silnik spogladajac przez okno.Zerkam na niego i siegam do tylu po bukiet kwiatow i torebke.-To byl swietny dzien.-usmiecham sie szczerze.Naprawde wspaniale sie bawilam.-Jeszcze raz dziekuje.Do zobaczenia jutro.-skinam w jego strone glowa i otwieram drzwi.
-Czekaj.-lapie mnie za nadgarstek przyciagajac lekko do siebie.Sklada na moim policzku jeden,slodki i delikatny calus a pozniej patrzac w moje oczy przygryza warge.-Tak...Do zobaczenia jutro.-posyla mi kolejny zniewalajacy usmiech i poszcza moja dlon.Krece lekko glowa,usmiechajac sie delikatnie i szybko wyskakuje z auta.Wbiegam na chodnik i kieruje sie prosto w strone mojego domu.Ku mojemu zdziwieniu nie mija mnie auto Biebera wiec odwracam sie na chwile.Widze jak chlopak trzymajac jedna reke luzno na kierownicy patrzy na mnie usmiechajac sie lobuzersko.Macham mu delikatnie i cialge usmiechajac sie wracam do domu.
-Gdzie ty do cholery bylas?!-moj chlopak siedzi w salonie na sofie.Pije piwo ogladajac jakies pornosy.Nic nowego.
-Na spotkaniu.-odpowiadam spokojnie.Nie patrzac w jego strone wchodze po schodach do kuchni.Siegam po krysztalowy wazon i napelniam go wodom by pozniej wstawic tam niebieskie kwiaty.W jednym momencie do pomieszczenia wtargna strasznie wkurzony i jednoczesnie napalony chlopak.Jak to poznalam? Pfff...To jest juz proste po tylu latach zwiazku.Widac to w jego oczach.Przyciaga mnie do siebie za brzuch brutalnie calujac po szyi.Nie podoba mi sie to w tym momencie.Najzwyczajniej w swiecie nie mam ochoty.
-Chce cie tutaj i teraz.-mruczy mi do ucha.
-Ale ja nie chce.-probuje sie wyrwac z jego uscisku jednak bez skutecznie.Jest za silny.-Michael!-podnosze glos warczac lekko.
-Ty nigdy nie masz ochoty! Po chuj mi taka dziewczyna?! Jestes bez uzyteczna suka!!-mowi z jadem.-Mam cie dosc! Kurwa,jebana...-syczy odsuwajac sie ode mnie.Nie ruszaja mnie jego slowa.Czemu? Przyzwyczajenie.Przykre,co nie? No coz...tak juz jest. Biore kwiaty do reki i wchodze na gore do pokoju zamykajac go za soba na klucz.Klade wazon na stoliku a sama udaje sie do lazienki.Mam ochote na dluga,odprezajaca kapiel.Jestem zmeczona calym tym zyciem.Wchodze do pelnej wanny i usmiecham sie od razu gdy czuje jak cale moje cialo ogrzewa sie.
-Cher?-slysze nie pewny glod Tygi.
-Nie przeszkadzac!-krzycze wkurzona.Jestem swiadoma ze tylko pogarszam swoja sytuacje ale jest mi juz wszystko obojetne.
-Nie tym tonem!-warczy.-Ja cie tu kurwa chce przeprosic a ty z fochem! Wez sie lepiej ogarnij...-zaczal walic w drzwi.
-Czego nie rozumiesz z slow 'nie przeszkadzac'!?-wywracam oczami i siegam po telefon.
-Pierdol sie...-wali ostatni raz i odchodzi.Postanawiam zadzonic do Miley.Nawet sie z nia nie pozegnalam.Glupio mi a chce sie z nia jeszcze spotkac przed jej reaktywacja trasy koncertowej.Czekam chwile az z laski swojej ruszy tylek by odebrac telefon i smieje sie sama do siebie wspominajac dzisiejsze popoludnie z Biebsem.
-No nawreszcie sie odzywasz.-slysze jej rozesmiany glos.-Ja sie tu martwie ze Justin cie porwal!-piszczy mi do sluchawki a ja wybucham smiechem.
-Tak wiesz...Leze teraz w jakiejs celi.-krece glowa.
-Co?!-kolejny pisk.
-Debilka...-smieje sie.-Przeciez zaruuuuje!!
-Ufff...Naprawde sie wystraszylam! Ty nie masz szczescie do chlopakow.-stwierdza.
-No wielkie dzieki.-po raz kolejny wywracam oczami.
-Nie wywracaj tymi oczyskami.-smieje sie mi do sluchawki.Moja mina jest na pewno zabawna.Mam szeroko otwarte oczy i cala sztywnieje.
-C...Co? Ale jak?-rozgladam sie nie pewnie.Okna sa zasloniete a inaczej nie mozna podejrzec.
-Hahaha...Znam cie kochana.-smieje sie.-Na tyle dobrze iz moglam sie domyslic twojej reakcji.-tak,to fakt.Jednak ja tez ja znam na wylot.
-Nie wytykaj jezyka.-smieje sie.
-Cooo??-wybucham smiechem.Znamy sie jak lyze konie ale mimo wszystka wciaz nie brakuje nam tematow i nadal sie zaskakujemy.
-No to ty mozesz mnie znac a ja ciebie nie?-pytam rozbawiona.Slysze w sluchawce iz mam droga rozmowe.-Sluchaj skarbie moj musze konczyc bo ktos sie do mnie dobija.Spotkamy sie jutro na kawie?
-Jasne!-mowi entuzjastycznie.-Nie wiem jeszcze o ktorej bede wolna to napisze ci sms,ok?
-Spoko.Dobranoc.-przesylam jej buziaka.
-No paaaa...-przeciaga zabawnie a ja rozlaczam rozmowe.Zerkam szybko kto do mnie dzowni i widzac napis "Justin" usmiecham sie mimo wolnie.
-Juz sie steskniles?-pytam zabawnie.
-Zebys wiedziala.-mruczy do sluchawki a moje cialo przechodzi przyjemny dreszcz.
-Mrrrr...
-Co porabiasz?
-Wlasnie siedze w wannie...Naga i mokra.-zdecydowanie robie to specjalnie.Chce go troszke podraznic.No co? Nie wolno mi?
-Nawet sobie nie wyobrazasz co bym teraz zrobil.
-Moze podzielisz sie ze mna ta mysla.-chichocze slodko.
-Lepiej nieeeee...-mowi lekko spiety.-Jeszcze stwierdzilabys ze jestem jakims idiota.
-A skad ta pewnosc ze nie mam takiego zdania?-wciaz sie smieje.Nie wiem jak on to robi iz nie potrafie przestac sie usmiechac.To swietne uczucie.Takie bestroskie.
-Sugerujesz ze jestem idiota?
-Ja nic takiego nie powiedzialam!-zaprzeczam od razu.
-No ja wieeeeeem...-przeciaga a ja moge sie tylko domyslic iz robi mine malego chlopczyka.-Jestem zajebisty.
-I taki skromnyyyy...
-No a jak...Nie moze byc inaczej.-smieje sie.
-Jutro trening o 10.00.-przypomninam.-Masz sie nie spoznic.-dodaje surowo.
-Tak jest pani kapitan.-odpowiada mi rownie powaznie.-Jak cos, to wlasnie salutuje.-dodaje szeptem.Wybucham szczerym smiechem.Przy nim po prostu nie da sie nie smiac.Uwielbiam taki stan.Gdy zapominam o calej rzeczywistosci i smieje sie z wszystkiego.
-Dobra juz dobra...Koncze.-krece glowa.-Musze sie ogarnac i isc spac...-dodaje szeptem.
-Cos nie tak?-kurde! Mialam nadzieje ze sie nie domysli.-Tyga cos ci zrobil?!-podnosi glos.
-Nie! Jest ok...-zapewniam go nie dokonca szczerze.-Jest naprawde spoko.Po prostu...Po prostu jestem troche zmeczona.
-Jutro mi powiesz prawde.-mowi powaznie.Ja ,do kuzwy nedzy, jestem az tak przewidywalna?! No jestem?!-Odpoczywaj.-czuje jak sie lekko usmiecha.-Dobranoc slicznosci.
-Dobranoc Jusssss...-przeciagam uwodzicielko i rozlaczam rozmowe odkladajac telefon gdzies na podloge.Bieber jest fajny...Naprawde fajny...Ale przeciez jest tylko kumplem.Pracujemy razem.Nic wiecej.Szkoda? Moooooze...Ale przeciez mam chlopaka.Jednak co z tego jesli ten zwiazek w ogole nie ma sensu.Ja chce Chrisa! Potrzebuje swojego przyjaciela! Jednak wiem ze nie moge do niego zadzownic...Czemu? A to tylko dlatego ze pewnie spi.Inne strefy czasowe...Jesli on spi.Ja jestem zajeta.Jesli on ma koncert.Ja jestem wolna.Jesli ja jestem zajeta on jest wolny.To jest cholerna ironia losu! Ugh...Nie moge sie doczekac az wroci...
________________________________________________
Wiem...Spieprzylam...Przepraszam ale po prostu musze was troche przynudzic zeby bylo pozniej zaskoczenie :P Obiecuje ze niedlugo bedzie juz coraz fajniej ^^ Mam juz pewna wizje ale znacie mnie i wiecie ze ze mna jest wszyyyyystko mozliwe xD
No nic...
Jak tam u was misiaki??
U mnie w sql mam cholerny zapieprz.Nie wychodze wgl z ksiazek a nie jestem kujonem.Naleze do tych buntownikow jednak testem teraz w ostatniej gim i musze uczyc sie do egzaminow -.- Masakra jakas!!
No nic nic juz wam nie marudze.
Licze na wasze komy! Pod ostatnim bylo 9 :P Juz dawno nie widzialam takiej liczby ;) Wiem ze to nie jakos wielce duzo ale jak dla mnie to naprawde cos <3
Kocham was!
-Patrys