czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział 43 ''Gre czas zaczac...''

Wypadla mala kompetka.Spojrzalam niepewnie na chlopaka a on wzruszyl ramionami i wzial ja do reki.Obejrzal dokladnie z kazdej strony i otowrzyl.
-Jest do mnie.-powiedzial zdziwiony a ja spojrzalam na niego i leciutko sie usmiechnelam.Chlopak bez namyslu wyciagnal zawartosc koperty.Byl to maly srebrny klucz i list.-Skoro czytasz ten list oznacza ze szperales w rzeczach dziadkow.Nie ladnie Beber.Przpuszaczm ze jestes z Karolina...W szafie sa drzwi.Otworzcie je.-momentalnie z mojej twarzy zniknal usmiech.
-Przeraza mnie ta cala sytuacja...-wyszeptalam a Justin troche pobladl.-Justin?
-Chodz.-wstal szybko i wyciagnal w moja strone reke.Nie mialam zadnego pomyslu co moglo mu chodzic po glowie.Podalam mu dlon i wstalam.Razem odsunelismy wieszaki i faktycznie naszym oczom ukazaly sie drzwi.
-Dziwnie sie czuje...-jeknelam a chlopak je otworzyl.Bylo widac tylko jakis korytarzyk a pozniej schody.
-Idziemy?-zapytal a na jego twarzy nie moglam wyczytac zadnych emocji.Irytowal mnie tym bo nie czulam w nim zadnego wsparcia.Westchnelam wywracajac teatralnie oczami i wyprzedzilam go.Szlam dosc niepewnie a moje oczy chodzily we wszystkie strony.Schody byly waziutkie i krecone co mnie jeszcze bardziej przerazalo.Nie cierpie tego typu schodow.Gdy bylam juz na samym koncu ukazaly mi sie drzwi.Spojrzalam do tylu gdzie stal JB.-Otworz.-Zrobilam co kazal i moim oczom ukazal sie kolejny korytarzyk.Byl pomalowany na czarno.Weszlam a Juju zlapal mnie za reke.Usmechnelam sie pod nosem bo poczulam sie tak jakbysmy znow byli para.Strasznie mi brakowalo poczucia tego bezpieczenstwa.Szlismy powolutku az wreszcie dotarlismy do konca i naszym oczom ukazala sie wielka sala.Tak samo jak korytarz byla pomalowana na czarno i bez zadnych okien.Na srodku dojrzalam jakies pudelko.Pociagnelam chlopaka w jego strone.
-Wyciagnij telefon.-szepnelam a Bieber zrobil tak jak kazalam i mi go podal.Szybko wlaczylam lampke i oswietlalam nam cel.Bylo to dosc male, skromne pudeleczko.Klekajac przed nim puscilam reke chlopaka a on uczynil ten sam ruch.Otworzylam pakunek i moim oczac ukazala sie karteczka.-Gre czas zaczac...-przeczytalam i automatycznie zakrecilo mi sie w glowie.Obok karteczki lezaly tez dwie marionetki.Obrucilam kawalek papieru kilkakrotnie jednak nic nie znalazlam.-Co tu jest do cholery grane?!-jeknelam spogladajac na Biebera.-Justin...Ja sie boje.-moje rece opadly w znaku bezsilnosci.Tak naprawde sie nie balam jednak bylo we mnie tyle emocji a to wydawalo mi sie najbardziej odpowiednie do sytuacji.
-Chodz tu...-wyciagnal do mnie rece a ja sie w niego wtylilam.-Przepraszam...-szepnal.-Przepraszam to wszystko moja wina...
-Justin nie prawda.Ale co to oznacza??O co chodzi z ta gra??
-Nie wiem mala...Ale nie pozwole cie skrzywdzic.-Siedzielismy tak przez pare minut az zrobilo mi sie zimno.Zdecydowalismy wrocic do sypialni jednak w ogole nie moglam zasnac.Ciagne rozmyslalam o co chodzi.Lezalam tylem do Jusa a i tak wiedzialam ze on tez nie moze spac.
-Justin?-odwrocilam sie na drugi bok i spojrzalam na jego twarz.
-Hm?-widac bylo ze jemu tez nie pozostala ta sprawa obojetna.
-A moze to tylko zarty??Moze to Chris?
-To nie mozliwe ...Klucze mialem tylko ja i dziadkowie...Na pewno chcesz tu zostac do jutra??-spojrzal na mnie troskliwie a ja pokiwalam twierdzaco glowa.-Nie boisz sie?
-Nie wiem...-spocilam wzrok.-Ale nie mam sily na wracanie.
-Tylko prosze trzymaj sie mnie...-objal mnie ramieniem a ja sie w niego wtulilam.-Wiem ze to prze ze mnie wiec ja bede odpowiedzialny za cokolwiek co sie stanie.
-Justin blagam nie zadreczaj sie...To nie twoja wina.
-Wlasnie ze moja i koniec tematu.Prosze sprobuj zasnac.-pocalowal mnie w glowe-Dobranoc ksiezniczko.
-Dobranoc...-zamknelam oczy i po jakims czasie z glowa na obojczyku chlopaka zasnelam.W mojej glowie roilo sie od pytan i zmartwin.Jednak nic nie wiedzialam...Nic a nic.Balam sie tego co sie moze stac.A jesli faktycznie nie bylismy bezpieczni w tym domu?A co jesli ten ktos tu jest?Staralam sie o tym wszystkiem zapomniec jednak to wcale nie bylo latwe.Nie balam sie ze cos mi sie stanie tylko ze cos sie stanie Justinowi.
-Karli...Wstawaj...-uslyszalam jak ktos mnie budzil.Rozciagnelam sie i przecierajac zaspane oczy usiadlam na lozku.-No nareszcie spiochu...-zasmialsie ten kojacy,aksamitny glos i po chwili ten zobaczylam jego wlasciciela.Siedzial na koncu lozka i delikatnie sie usmiechal.-Jedziemy stad jak najszybciej.-wstal automatycznie.
-Daj mi sekundke to przynajmniej sie odswierze.Gdzie lazienka?-zapytalam zchodzac z naprawde wygodnego lozka.
-Tam.-pokazal na drzwi obok szafy.Widac bylo ze caly czas maskowal to jak sie przejmuje.Znalam go i wiedzialam ze ta sprawa go gryzie.Poslalam mu pelne otuchy spojrzenie i powedrowalam w wskazanym kierunku.Kiedy weszlam do lazienki zamarlam.Zakrylam usta dlonia a moje oczy sie zaszklily.Na wielkim lustrze widnial napis ''Gotowi?? Czas...Start.''.
-Justin...!-wyszeptalam bo na nic wiecej mnie nie bylo stac.Chlopak w mgnieniu oka byl przy mnie.Jednak nic nie zauwazyl poniewaz patrzyl na mnie.Gdy jednak zorientowal sie ze patrze w jednym kierunku jego wzrok powedrowal w to samo miejsce.Czulam jak jego miescnie sie napinaja.
-Jedziemy...Natychmiast.-powiedzial zdecydowany i pociagnal mnie za dlon.Szybko wyszlismy z domu a Juju nawet nie pofatygowal sie aby go zamknac.Otowrzyl mi drzwi do auta a po tym jak wsiadlam je zatrzasnal.On w jednej chwili juz kierowal.Prowadzil bardzo szybko i widzialam jak jego szczeka co chwile sie zaciska.Zlapalam go za reke ktora trzymal na skrzyni biekow.Chlopak od razu splotl nasze palce i polozyl nasze dlonie na moim udzie.Przez cala droge panowala cisza.Gdy znalezlismy sie przed domem RiRi chlopak troche sie uspokoil.-Prosze pomieszkaj troche ze mna w hotelu przez ten czas...Bede pewniejszy ze nic ci nie jest.-spojrzal na mnie a w jego oczach bylo tyle bolu i dystansu do samego siebie ze az mnie to bolalo.
-Co ja mam jej powiedziec?
-Powiemy ze po prostu chcemy wykozystac ten czas i zamieszkasz ze mna.-powiedzial niepewne a ja przytaknelam glowa.
-W takim razie prosze przynajmnije przed chwile udawaj ze jest wszystko ok.-powiedzialam czule i poslalam mu usmiech a po chwili wyszalm z auta.Otworzylam drzwi i po cichutku weszlismy do domu.-Jak myslisz...Jeszcze spia?-zapytalam a Bieber automatycznie sie usmiechnal.
-Nie mysle aby szybko poszli wczoraj spac.-zasmial sie ruszajac zabawnie brwiami.Bylam w szoku jak szybko zmienil mu sie nastroj.Pomimo tego ze dobrze wiedzialam iz to maska i tak sie cieszylam ze przynajmniej na chwile wrocil stary Justin.
-Nie spimy...-zasmial sie Chris z RiRi ktorzy siedzieli na sofie w salonie.-I faktycznie pozno zasnelismy.-dodal po chwili.
-Hahaa...Nawet nie chcemy wiedziec co robiliscie.-rozesmial sie calkowicie Biebs.
-Sluchaj Ri...Bo jest sprawa...-powiedzialam niepewnie i slodko sie usmiechnelam.Przyjaciolka spojrzala na mnie z wielkim usmiechem i wyczekiwaniem.-No bo...Hmm...Skoro Justin jest tutaj to moze..Moglabym z nim przez ten czas pomieszkac?-zrobilam mine szczeniaczka.
-Nie ma mowy.-powiedziala stanowczo.
-No ale Ri...Proooosze-usiadlam obok i mocno ja przytulilam.
-Nie.
-Chris pomoz...-spojrzalam na mezczyzne a on od razu sie usmiechnal.
-Kochanie...Mlodzi nic glupiego nie zrobia a przeciez wiesz ze potrzebuja czasu ze soba.
-No wlanie.-poparlam kolege.
-Niech juz bedzie.....-machnela reka.-Ale tylko cos sie stanie a wracasz do mnie.
-Dziekuje,dziekuje,dziekuje.-przytulilam ja jeszcze raz i pocalowalam w policzek.Pozniej szybko wstalam i zlapalam Jusa za reke ciagnac na gore do pokoju.-Uf...-odetchnelam z ulga zamykajac drzwi do pokoju.W jednym momencie z naszych twarzy zniknely usmiechy.Wyciagnelam torbe i zaczelam pakowac jakies ciuchy i potrzebne rzeczy.Justin mi przy tym pomagal wiec w mgnieniu oka bylam spakowana.-My spadamy!-krzyknelam-Kocham was.Papa!-szybko wybieglismy z domu i nawet nie uslyszelismy slowa pozegniania ze strony naszych przyjaciol.
-W szafie masz jeszcze miejsce.-powiedzial Biebs gdy bylismy juz u niego w apartamencie.-Lazienki sa dwie,jak cos bedziesz chciala to dzwon smialo do recepcji czy restauracji.Ja place.-krecil sie po pokoju widac ze byl strasznie zdenerwowany.
-Justin...-nic-Justin...-nadal nic.-Justin!-krzyknelam zatrzymaujac go za ramiona.Nareszcie sie ocknal i na mnie spojrzal.-Uspokoj sie...Jestesmy w tym razem wiec wszystko bedzie ok.-mowilam to tak naprawde sama w to nie wierzac.Jednak nie denerwowalam sie tak bardzo jak on.Przytulilam sie do niego za szyje a on mnie objal w pasie.Stalismy tak chwile az nie zadzownil dzownek do drzwi.-Ja otworze.-usmiechnelam sie do niego deilkatnie i powredrowalam w strone wyjscia z apartamentu.Gdy otworzylam nikogo nie bylo,rozejrzalam sie po korytarzu i takze nic.Spojrzalam na wycieraczke i stalo tam malutkie pudeleczko.Wzielam je bez namyslu i szybko wrocilam do chlopaka zatrzaskujac za soba drzwi.
-Co to?-siedzial na lozku w sypialni.
-Nie wiem.Kto otwiera?-usiadlam obok.
-Ja.-wzial ode mnie pakunek i otworzyl energicznie.W srodku znow byla cholerna karteczka i jakas bransoletka.Wyrwalam chlopakowi liscik widzac ze bardziej intersuje go przedmiot.
-Pamietasz Bieber?-przeczytalam na glos i spojrzalam pytajaco na chlopaka.
-Ta bransoletke z jeziora.-mowil jak robot dokladnie ogladajac przedmiot.-To ta sama...Ale...Ale jak?
-Justin o czym ty do cholery pieprzysz?!-przerazal mnie.Wstalam w nerwach.
-Jak bylem dzieciakiem, z jednym z moich kumpli mielismy identyczne bransoletki.A kiedy sie poklocilismy to ja swoja wyrzucilem do jeziorka w parku.Byly prawie takie same tylko ze tamoja miala wykonczenie fioletowa nitka tak...
-Tak jak ta...-dokonczylam za niego i szeroko otworzylam oczy.-Nie.To nie moze byc prawda.Przeciez jest wiele dziecikow ktore moze gubia takie bransoletki w tym samym jeziorku.Tak?-probowalam to jakos racjonalnie wytlumaczyc jednak w ogole mi to nie wychodzilo.
-Nie...To nie mozliwe bo te bransoletki byly zrobione na zamowienie.Chcielismy przypieczetowac nasza przyjazn...Nie ma innych takich samych.-powiedzial patrzac na mnie pol obecnym wzrokiem.-Zadzownie do niego.-powiedzial gdy juz sie ocknal i wyciagnal telefon.-Czesc...Sluchaj przepraszam za tamto...Tak mi tez.Mam pytanie.Masz swoja bransoletke?...A no ok...Dzieki...Tak dla ciebie tez...Siema.
-I?
-Ma...Nic z tego nie rozumiem...-powiedzial bezradnie i opadl na lozko.Po chwili znow uspyszelismy pukanie.Caly czas stalam wiec rzucilam sie aby je otworzyc.
-Cze...Ooo Karli!-byl to Kenny.Gdy mnie zobaczym mocno przytulil.
-Czesc...-usmiechnelam sie szeroko i sztucznie jednak mialam nadzieje ze tego Kenny nie zauwazy.-Co tam??-wpuscilam ochroniarza do srodka a w salonie czekal juz Biebs.Chlopacy od razu zlapali rozmowe i usiedi na sofach a ja slyszac ze moj telefon dzwoni przeprosilam i poszlam do sypialni.Na ekranie widnial numer zastrzerzony.Jednak odebralam...A to co uslyszalam mnie rzerazilo..
________________________________________________________
Jak widziecie nadal pracuje na tym pozyczonym laptopie...Ale nic,wazne ze sa rozdzialy ;D W opowiadaniu zajdzie pare zmian =) Mam nadzieje ze bedziecie zadowoleni.Naspetny rozdzial moooze dodam w niedziele poniewaz to moje urodziny wiec chcialabym tez to jakos uczcic.Jednak nic nie wiadomo ;) Prosze o jak najwiecej komow pod tym rozdzialem co na pewno mnie zmotywuje to pisania kolejnych.Chcialabym abyscie wypowiadali wszystkie wasze opinie.Zarowno te dobre jak i te zle.Moim zdaniem rozdzial nie jest zly ale to moja opinia ;)
Do nastepnego ;*
-Patrys