poniedziałek, 3 marca 2014

Rozdzial 36

Siedze juz w samolocie, pilot oglosil przed chwila ze do ladowania zostaly 4 godziny. Matko...Naprawde zeby doleciec na te pieprzone wyspy trzeba tyle czasu? Ugh...Nie narzekam jednak bo specjalnie zaplacilam spora sume za wynajecie prywatnego samolotu i dyskrecje odnosnie lotu.Wiem moze to przesada ale gdyby tylko Chris czy Scoot chcieli mnie odwiedzic pod pretekstem swiat na pewno daliby rade,za pomoca lapowki,dowiedziec sie gdzie polecialam.Siedzac tak nawiedzily mnie mysli odnosnie tamtej nocy...

Poczulam jak lozko sie ugina wiec szybko klasnelam w rece by zapalic lampke.Gdy zobaczylam te wielkie czekoladowe oczy i pelne,malinowe usta odetchnelam z ulga.Usmiechnal sie do mnie lobuzersko calujac w policzek.
-Co ty tu do cholery robisz?!-krzyknelam polszeptem zeby nie obudzic czasami Brown'a. 
-Twoj przyjaciel mnie wposcil.-wzruszyl ramionami z takim specyficznym usmieszkiem niczym Edward Cullen zakradajacy sie w nocy by popatrzec na spiaca Belle.Wiem,denne porownanie ale takie mialam pierwsze spojarzenie.
-A po co przyszedles?-zapytalam retorycznie podpierajac sie na lokciach.Nie bylam skrepowana faktem ze na pewno bylam rozczochrana, bez make up'u z dwoma fioletowymi cieniami pod oczami.
-Ehm...Chcialem cie przeprosic.-wzruszyl ramionami.-I spedzic troche czasu z toba.-sposcil niesmialo wzrok.
-Aha? I to dlatego przyszedles o...-zerknelam na cyfrowy zegarek na szafce nocnej.-O 4.20?!-pisnelam juz nie ograniczajac swojego tonu glosu.

-No bo...-chcial sie chyba wytlumaczyc jednak nie wiedzial jak.

-Zwariowales?! Wiesz doskonale ze jutro mam lot!
-To zle ze chcialem cie zobaczyc?-zapytal ciagle usmiechajac sie do mnie.Tak,jego usmiech jest zdecydowanie powalajacy ale nie w tym momencie kiedy moj umysl ledwo co kontaktuje.
-Nie masz takiego przywileju zeby zakradac sie do mnie w nocy.Nie jestes moim chlopakiem.-warknelam siadajac z opartymi plecami o tyl lozka.
-Mozemy to zmienic.-powiedzial to tak oczywiscie.Usmiechnal sie na koniec jak 5'latek.Nie wiem skad mam te skojarzenia.
-No chyba snisz...-wywrocilam oczami zakladajac rece na piersiach.
-Mam wyjsc?-wskazal na drzwi podnoszac sie powoli.
-Teraz to musisz zostac.-mowie surowo.-Przez ciebie nie zasne.-fuknelam zla.On bez slowa wgramolil sie na wygodne lozko,zdejmujac wczesniej biale Supry i polozyl sie obok mnie.-Ktos ci pozwolil sie obok mnie klasc?-warknelam grajac zla.
-Tez sie ciesze ze mam cie przy sobie.-objal mnie ramieniem w pasie calujac w policzek.
-Ej,ej, ej...-odgarnelam jego reke.-Za duzo sobie poswalasz,Bieber.
-Nie graj takiej niedostepnej,Lloyd.-zasmial sie pod nosem.
-Czy ty jestes pijany?-zapytalam lapiac jego twarz w swoje dlonie by sprawdzic czy jego zrenice nie sa rozszerzone.
-Nic nie pilem...-odpowiedzial spokojnie.-Cherr...Jestem trzezwy,nie na chaju, nie palilem. Co ci jest?-pyta niepewnie.
-Po prostu... Po prostu od kiedy wyszla akcja z Gomez balam sie ze sie stoczysz...-powiedzialam niesmialo bawiac sie brzegiem cienkiej koldry.Mam taki zwyczaj spania w bieliznie pod poszewka. Zabwane wiem zwazajac na to ze mamy grudzien...Zsunelam sie kladac na plecach obok niego jednak miedzy nami byla bezpieczna odleglosc.Lezelismy przez chwile w ciszy a chlopak postanowil splatac nasze palce.
Ku mojemu zdziwieniu nie wyswobodzilam swojej dloni a wrecz przeciwnie,scisnelam ja lekko mocniej.Justin powodowal cos czego nie moglam wytlumaczyc.Czy go kocham? Oj chyba to za duzo powiedziane.Jednak jest w nim cos co...No jest w nim po prostu cos.
-Martwilas sie o mnie?-przekrecil tylko twarz w moja strone.Rowniez spojrzalam w jego oczy, jednak ja bez zadnych uczuc.Po chwili znow powrocilam oczami na sufit.Przygryzlam warge wzdychajac lekko.-Martwilas sie o mnieeee...-przeciagnal pewnie.
-Nie pochlebiaj sobie.-wyciagnelam swoja dlon i chcialam wstac jednak zostalam pociagnieta w strone Bieber'a.
Zachichotalam rozbawiona jego zachowaniem. Wsparlam sie lekko na jego torsie a moja noga mimowolnie poleciala na jego.Usp? Hihihi..Mialam ochote schowac swoja twarz w jego szyi i przespac tak cala noc.WTF?! Co ja mowie!! Nieee,nie,nie.
-Gdzie mi uciekasz?-szepnal mi do ucha patrzec w moja twarz.
-Nie tobie.Nie uciekam.Nie powinnismy byc w takiej pozycji.-powiedzialam powazniej czujac jego reke na swoich plecach.
-Nie badz taka sztywniara,Cher.-powiedzial ,sie ze mna droczac.Wie doskonale ze tym mnie wkurzy.
-Justinnn...-warknelam siadajac na lozku.-Ogarnij sie.-zakrylam swoje cialo poszewka i powedrowalam na chwile do lazienki nie zamykajac jednak drzwi.Zawiazalam sobie taknine wokol mojego biustu a sama nachylilam sie nad zlewem.Odkrecilam wode i przemylam twarz kiedy poczulam pare dloni na swoich biodrach.Podnioslam wzrok na szatyna ktory wyprostowal moje cialo i oparl brode o moje ramie.Siegnelam po recznik wycierajac twarz a potem rece ciagle utrzymujac kontakt wzrokowy z tymi czekoladowymi teczowkami.
-Popatrz jak ladnie wygladamy.-wyprostowal sie dumnie ciagle majac mnie w objeciach.
-Co ci sie dzis stalo,co?-ponownie oparlam dlonie o blat patrzac w jego oczy, w odbiciu lustra.
-Nic.-zasmial sie calujac moje ramie a pozniej wzial mnie niczym panne mloda wracajac do lozka.Bosh! Co on wyprawia?!Psnelam w momencie kiedy mnie podniosl a potem mocno objelam jego kark.Polozyl mnie tak samo delikatnie na miejscu gdzie lezalam wczesniej a potem klasnal w rece by wylaczyc swiatlo.Gdy wrocil na wygodny materaz chcial mnie do siebie przyciagnac, ale mu na to nie pozwolilam.To juz przegiecie.
-Co ty sobie wyobrazasz?-wyskazalam z tego lozka ciagle bedac w tej poszewce.-Pytam sie ostatni raz na powaznie,czy ty cos brales?! Cholera jasna!! Najpierw mnie zostawiasz olewajac wieczorem odnosnie tej restauracji a teraz przychodzisz nad ranem, przytulasz sie,nosisz mnie, calujesz! Co ty sobie myslisz?! Nie jestem zabawka i nie bede na kazde twoje skinienie!!-wyrzucilam rece w powietrze.-Ogarnij wreszcie ta dupe i sie zdecyduj!-patrzylam na niego wrogo.Stal przede mna z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy.-Wyjdz...-pokazazlam lewa reke na drzwi za jego plecami.
-Czy ty mnie wyrzucasz??-zapytal zdziwiony.On jest taki tepy czy tylko udaje?
-A nie widac?-warknelam pod nosem.
-Jak chcesz...-syknal zly.-Nie wiem po co w ogole marnowalem swoj czas.
-Pewnie bo kurwa jestes jak krolowa angielska i po prostu z toba to trzeba sie umawiac o rok wczesniej!!-krzycze za nim stojac na balkoniku nad kuchnia.Widzialam tylko jak jego plecy znikaja na schodach a gdy sposcilam wzork napotykalam surowe spojrzenie Chrisa.-No co?-unioslam rece w ogore.Pokrecil tylko zrezygnowany glowa i wrocil do laptopa.Uderzylamm dlonmi w barierke i poszlam do swojego pokoju.

-No to do nastepnego,kochana.-podchodzi do mnie mloda stewardessa o imieniu Catrina.Znam ja od kiedy tylko zaczelam prywatnie latac.Jest ode mnie starsza o 6 lat jednak mimo to uwielbiam spedzac z nia czas.Zawsze gdy wynajmuje samolot wynajmuje rowniez ta sama zaloge.Ogolnie wspolczuje im spedzac dzien przed swietami w moim towarzystwie.Oh... Wiem jednak za dla nich to nie problem.Kazde z nich swieta spedza samotnie.A naprawde milo jest spiewac i wyglupiac sie z takimi ludzmi jak oni.
-Tak,do zobaczenia w nowym roku.-chichocze biorac swoj bagaz.-Wesolych swiat.-sciskam kazdego z obslugi personelu.Wychodzac z lotniska zauwazam juz czekajacy na mnie czerny Range Rover. Szofer czeka z otwartymi drzwiami i serdecznym usmiechem na ustach.
-Witam panienko Lloyd.
-Czesc Sam.Jak rodzina?-wsiadam na miejsce pasazera i zapinam pasy bezpieczenstwa.
-Dziekuje bardzo dobrze.Kelly narysowala cos dla panienki.-wyciaga karke z wewnetrznej kieszeni jego marynarki i mi ja podaje.Jest to jeden z tych typowych rysunkow ktore rysuje kazda 6'latka.
-Ojej dziekujeee.-przykladam go do serca.Mimo wszystko jest wspanialym prezentem. 
-Odwiedzi nas panienka,prawda?-patrzy na mnie ochoczo.-Moja zona nie moze sie doczekac az panienke zobaczy.-jego zona jest wspaniala.Ma na imie Sonia i za kazdym razem zajmuje sie wszystkimi rzeczami ktorych bym potrzebowala.Ogolnie szykuje caly dom na moj przyjazd.Kocham tych ludzi.Zawsze sa dla mnie tacy serdeczni kiedy przyjezdzam tutaj na wakacje lub jakies swieto.
-Z przyjemnoscia.-usmiecham sie kiedy zatrzymuje auto pod prawidolowym adresem.-Zadzwonie do zony i sie umowimy.-posylam pewne spojrzenie kiedy stawia obok mojego boku moja walizke.-Dziekuje Sam, milego popoludnia.-macham mu kiedy wraca juz do auta i odjezdza.
No to jestesmy...Wzruszam ramionawi wzdychajac to boskie,czyste powietrze.Maladiwy,swieta czas zaczac!Usmiecham sie szeroko ciagnac swoj bagaz bo drewnianym,stabilnym mostku do tego pieknego domku.Tu jest bosko! Jak za kazdym razem kiedy spedzam wolny czas w tym raju.Najlepsze to to ze wszystko jest bardzo chronione. Tutaj zeby ktos cie mogl odwiedzic musi miec pozwolenie na wstep do twojej czesci posiadlosci. Idealnie jak dla mnie! Nie chce tu nikogo oprocz Sam'a i jego rodziny.Oni jako jedyni maja pisemne pozwolenie i klucze do mojego mieszkania.Tak, jest wykupione przeze mnie jednak czasami mieszka w nim nastarszy syn szofera.Mam ochote poplywac...Ale to nie dzis.Jestem padnieta. Chociaz moze najpierw umowie sie z Sonia na jakis obiad. Mam ochote w tym roku zaprosic ich na Wigilie. Nie przelewa im sie za bardzo a mi serce sie lamie kiedy widze te maluchy nie moglace miec wymarzonej zabawki. Hmmm...Jutro rano pomysle co da sie zrobic.
__________________________________________
Maladiwy *o* Oooooohhhh kto mi zafunduje wakacje na Maladiwach? xD Chcialabym,chciaaala.
No nic...Nie o mnie mowa.
Widzicie.Specialnie poswiecilam prawie caly rozdzial na wspomnienia Cher. Szczerze powiem ze dziwnie bylo pisac w czasie przeszlym w tym opowiadaniu hihi. Chyba 10 razy musialam poprawiac forme czasowa wiec jak sie gdzies zapomnialam czy jest gdzies jakis blad to PRZEPRASZAM <3
Rozdzial sie podobal? Wiem slodko miedzy nimi bylo ale wiecie jak to jest ze mna...Musi byc drama xD obiecuje przeciez ze jeszcze troche a sie ulozy...Spokojnie. <3
-Patrys