poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdzial 57 "-Ja juz pojde..."

-Zostaniesz moja zona?-zapytal trzymajac test w reku.
-Co?-zdziwil mnie tym pytaniem.No bo ja tutaj sie martwie o to czy jestem w ciazy a on takie pytania zadaje.Zszokowal mnie bo nie wiedzialam czy mowi powaznie czy tylko chcial rozladowac atmoswere i zartowal.
-Mowie powaznie...-jakby czytal mi w myslach.-Wiem ze to nie tak jak chcialas zebym zapytal ale czy wyszlabys za mnie?-spojrzalam w jego oczy i widzialam w nich wiele pozytywnych emocji.
-Jusitn...Przestan sie zgrywac i pokaz mi ten cholerny test.-chcialam mu zabrac przedmiot ale schowal go sobie do kieszeni i nie mialam jak go wyciagnac.Wstalam pozadnie wkurzona i zalozylam rece na piersiach chlopak ukleknal przede mna co mnie juz kompletnie zdziwilo.
-Kochanie...Wiem ze krotko ze soba jestesmy ale wczesniej tyle przeszlismy...Prosze nie chce dluzej czakac.-wzial jedna moja dlon i usmiechal sie slodko.W mojej glowie mialam metlik.Nawet juz nie myslalam o tym pieprzonym tescie,o tym czy jestem w ciazy,o niczym.Teraz nie myslalam o niczym.Nie wiedzialam co sie dzieje.Nie bylam swiadoma co robi Justin.-Oddalbym dla ciebie wszystko.Kocham cie jak nikogo i niczego na swicie.Jestes sensnem wszystkiego co robie.Prosze wyjdz za mnie.-z szafki obok lozka wyciagnal pudeleczko i otwierajac je patrzyl mi w oczy.Widzac pierscionek az zabralo mi dech w piersiach.Byl cudowny i idealny.Zakrylam usta dlonia a w oczach mialam lzy.
-Ty mowisz powaznie...-szepnelam drzacym glosem.
-Oczywiscie ze powaznie,kochanie...
-Tak.-powiedzialam usmiechajac sie a lzy splynely mi po policzkach.Justin wstal i wlozyl pierscionek na moj palec a pozniej delikatnie przytulajac,caly czas wpatrywajac sie w moje oczy namietnie pocalowal.W mojej glowie hm....Sama nie wiem co sie dzialo.Bylo tego zbyt wiele.Wszystko dzialo sie zbyt szybko.Zdecydowanie za szybko...Gdy oderwalismy sie od siebie wtulilam sie w niego.
-Kochanie...-powiedzial nie pewnie caly czas sie szczerzac.Wyjal test z kieszeni i mi go podal.Widzialam jaki byl szczesliwy i przjety tym wszystkim.
-Zostaniemy rodzicami,prawda?-zapytalam nie patrzac na test a na niego, on pokiwal twierdzaco glowa.Nie wiedzialam czy sie cieszyc czy wyc ze smutku.Chlopak uradowany podniosl mnie do gory i zakrecil kilka razy w okol osi a ja zachichotalam mimo wolnie.Gdy mnie postawil pocalowal delikatnie i z uczuciem moje usta.Usiadlam na lozku patrzac w test i nie wiedzialam jakie mna uczucia zawladly.
-Kurde! Ale sie ciesze...-Bieber zaczal tanczyc na srodku pokoju caly czas sie wyglupiajac.-Bede ojcem,bede najlepszym ojcem na swiecie.-skakal i tanczyl.-Bede mial piekna zone i wspaniale dziecko.Kurde jakim jestem szczesciarzem.-caly czas mu sie przygladalam z usmiechem.Widzialam jaki byl uradowany,wrecz w niebo wziety,co wywolywalo u mnie usmiech.Jednak mialam obawy...Jakie? Sama juz nie wiem.Wydawalo mi sie ze wszystko dzieje sie za szybko.Jak na karuzeli a ja nie wiem co czuje.Czy radosc z jezdzenia na niej czy chce mi sie wymiotowac od szybkosci i obrotow.Justin nadal sie wyglupial az upadl na kolana przede mna.-Wiesz ze cie kocham jak wariat?-spojrzal na mnie tymi swoimi czekoladowymi patrzadelkami przepelnionymi radoscia,duma,szczesciem,miloscia i samymi innymi pozytywnymi uczuciami.Zlapal mnie po obu biodrach a ja poglaskalam go po policzku.W moich oczach zebraly sie lzy.
-Tez cie kocham,Jus...-zlozylam delikatny buziak na jego ustach i znow sie odsunelam.
-Nie cieszysz sie?-zapytal smutno.
-Kochanie,pewnie ze sie ciesze.-faktycznie sie cieszylam jednak byla strona smutku.Jak zwykle...
-Nie chcesz tego dziecka?-bardziej stwierdzil niz zapytal.
-Czasu juz nie cofne...-stwierdzilam smutno caly czas trzymajac jego policzek.-Bede kochac malego szkraba.Czy sie ciesze? Hm...Nie wiem Justin.Z jednej strony tak,ciesze sie ale z drugiej jestem na siebie cholernie zla i smutna ze w tak mlodym wieku bede miala dziecko.
-Bedziemy mieli najwspanialsze dziecko na swiecie.-usmiechnal sie uradowany.Szczerze? Jego radosc i optymizm strasznie mi sie udzielal.
-Oby bylo podobne do ciebie.
-Pff...MUSI byc podobne do mamusi.-cmoknal moje usta podnoszac sie i przewracajac mnie na plecy.Calowalismy sie namietnie i z uczuciem.Gdy spojrzelismy sobie w oczy oboje sie cieszylismy,ja troche mniej ale jednak.Bylam cholernie szczesliwa ze Justin mi sie oswiadczyl i bede miala dzicko.A kariera? Coz...Zobaczymy jak to sie potoczy...-Kocham cie,Karli.-spojrzal gleboko w moje oczy mowiac naprawde powaznie a pozniej odgial moja koszulke calujac brzuch.-Ciebie tatus tez kocha.-czy to nie bylo slodkie? Dla mnie bylo cholernie.Usmiechnelam sie pod nosem i delikatnie usiadlam a Justin zaraz znalazl sie obok mnie obejmujac.
-Czyli tak...Jednego dnia dowiedzialam sie ze bede miala dziecko i sie zareczylam,tak?-zapytalam rozmyslajac a Justin z lekkim chichotem przytaknal.-Wow...
-Boisz sie?-zapytal ciekawie.
-Majac cie przy sobie...Nie.-usmiechnelam sie wtulajac sie plecami w jego klate.Cmoklnal delikatnie moj policzek.Wyciagnelam przed siebie dlon z piersionkiem i podziwialam go.
-Podoba ci sie?
-Pytanie...Jest idealny.-usmiechnelam sie.-Musiales wydac fortune.-stwierdzilam powaznie.
-Kochanie...Jestes warta wszystkiego.-stwierdzil calujac mnie pod uchem.Siedzielismy chwile w ciszy i przyswajalismy do siebie te zmiany.Ciaza,zareczyny...Moim zdaniem to dzialo sie podejrzanie za szybko.Czy sie obawialam? Gdzies w srodku na pewno.-Chodz.-chlopak wstal podajac mi reke.-Idziemy powiedziec Pattie.
-Czemu ty nie mowisz na Pattie ''mamo''?-zapytalam gdy schodzilismy po schodach.
-A bo ja wiem...-zasmial sie a ja mu zawtorowalam.
-Macie za dobry humor...-stwierdzila kobieta kiedy weszlismy do kuchni.
-Czy to zle mamo ze nie placzemy?-zasmial sie chlopak siadajac na wysokim krzesle a ja usiadlam na wysepce tak jak zawsze.
-Wiec jak? Bede babcia?-zapytala opierajac sie o blat.Spojrzala to na mnie to na syna.
-Bedziesz nawet tesciowa.-stwierdzil chlopak a ja wyciagnelam przed siebie reke.Oczy Pattie zrobily sie tak jak jej syna.Byla szczesliwa co mnie zaskoczylo.Podeszla odstawiajac kubek na blat potem zlapala moja dlon i przyjrzala sie piersiocnkowi.
-Bede babcia...-stwierdzila usmiechajac sie pod nosem i poglaskala mnie po brzuchu.Zeskoczylam z wysepki i przytulam sie do niej.-Ale oswiadczyny?
-Nie moglem dluzej czekac.-wzruszyl bezradnie ramionami Bieber i przytulil nas obie.Przeszlismy potem do salonu i opowiedzielismy kobiecie cala sytuacje z pokoju chlopaka.Smiala sie lekko a usmiech nie schodzil z jej twarzy.Kurde,jak ja sie cieszylam ze ich mam.Naprawde w ich dowarzystwie czulam sie wspaniale.-Zdziwiona?-zapytal Justin caly czas bawiac sie naszymi splecionymi dlonmi.
-No synku...Jednego dnia dowiedzialam sie ze moj 17-nastoletni syn bedzie ojciem i sie zareczyl.-zasmiala sie.-Zdziwona.
-Zla?
-Ciesze sie.-powiedziala entuzjastycznie.-Bedziesz mial wspaniala zone a przy dziecku wam pomoge.Na pewno bedzie sliczne.Damy rade.-poslala mi krzepiacy usmiech widzac moja nie pewnosc.'Dziekuje'.Powiedzialam bezglosnie a ona mrugnela jednym okiem.
-Ahaaaa...Nawet przy mnie spiskujecie...-mruknal niby nie zadwolony chlopak.
-Ej to zle ze dogaduje sie z prawie tesciowa.-zachichotala Pattie a ja jej zawtorowalam.Lezalam na lozku z nogami na poreczy i glowa na brzuchu Jusa ktory mnie obejmowal.Bawilam sie paznokciami i co chwila wlaczalam sie do rozmowy.Bylo mi u nich wpsaniale i czulam sie jakbym byla juz stalym czlonkiem rodziny.
-Ja juz pojde...-wstalam wyswobadzajac sie z uscisku Jusa.-Robi sie pozno a ja jestem zmeczona.-szepnelam zakladajac kosmyk wlosow za ucho i pocalowalam zszokowanego Biebera.-Dobranoc Pattie.-pocalowalam ja w policzek i szybko wyszlam.Czemu ta zmiana nastroju? Po prostu zle sie poczulam.Idac chodnikiem dostalam esemesa.

                     Od: Justin <3 :
                     ''Kochanie? Co sie stalo? :*"

                     Do: Justin <3:
                     "Porozmawiamy jutro...Kocham Cię :*"

                     Od: Justin <3
                     ''Skarbie martwie sie...Tez Cię kocham :*"

Nic wiecej nie odpisalam...Nie mialam na to sily,po porstu potrzebowalam chwili samotnosci.Przez caly czas ktos ze mna byl co mnie powoli zaczynalo irytowac.Nie zebym miala cos przeciwko bo sie cieszylam ze dotrzymuja mi towarzystwa ale potrzebowalam tez chwili dla siebie.Weszlam do domu i stanelam przed juz zamkneitymi drzwiami.RiRi wychylila sie z salonu i widzac mnie patrzaca nieobecnie przed siebie od razu podeszla a za nia Chris.
-Co jest?-spojrzla czule.Wiedziala ze dzisiaj mialo sie okazac czy jestem w ciazy czy nie.Chociaz i tak ona byla pewna po paru porankach spedzonych na wymiotowaniu o ktorych wiedziala tylko ona i Justin.
-Jestem 17-letnia ciezarna dziewczyna ktora dzisiaj sie zareczyla...-szepnelam przenoszac pusty wzrok na nia a pozniej poszlam do przodu.Przyjaciolka i jej chlopak patrzyli po sobie z otwartymi buziami a ja usiadlam skulajac sie na sofie.-A najsmiejszniejsze jest to ze sie ciesze...-powiedzialam a po policzkach splynely mi lzy.Szczescia? Na to wyglada.-O ironio...-mruknelam.
-Justin ci sie oswiadczyl?-wreszcie zszokowana dwojka usiadla po obu moich bokach.
-Mhm..-pokazalam jej piersionek.
-Wow...Ma gust chlopak.-zasmial sie Chris.
-Ale piekny.-Rihanna byla zachwycona.-Damy rade.-usmiechnela sie przyciagajac mnie do mnie.W rezultacie glowe mialam na jej kolanach a nogi na kolanach Browna.
-Bedziesz mial fajna ciocie.-stwierdzil chlopak mowiac do mojego brzucha a ja sie rozesmialam.Podniosl wzrok na Rihanne a ta sie usmiechala.
-Wujek tez bedzie calkiem spoko.-zasmiala sie a chlopak zrobil niby znudzona mine.
-'Calkiem'?-zapytal a ja wybuchnelam smiechem.
-Mozecie przestac rozmawiac z moim brzuchem?-wstalam i skierowalam sie na schody.-Dobranoc,glupole!-krzyknelam juz z pokoju.
-Kochamy Cię!-odkrzykneli chorkiem.
-No ba!-zasmialam sie zamykajac drzwi.Usiadalm na lozku i patrzylam w rece.Po zapewnieniach Justina naprawde cieszylam sie tym dzieckiem.Wierzylam ze damy sobie rade,jak zawsze.Z pomoca Chrisa,RiRi i Pattie moglismy zrobic wszystko.'Kurde...Jestem tak cholernie z nim szczesliwa.'. Pomyslalam usmiechajac sie szeroko pod nosem.Czy go kochalam? Ba...Zadne slowo nie opisuje tego jak bardzo,jak bardzo go kochalam...

                        Od: Justin <3:
                       "Slodkich slow MOJA NARZACZONO. <3 ^^ (fajnie to
                        brzmi nie? :*) Kocham Cię :*"

Jego esemes byl rozwalajacy.Od razu wywolal u mnie jeszcze wiekszy usmiech.I faktycznie mial racje,brzmialo to swietnie.

                       Do: Justin <3
                       "Dobranoc MOJ NARZECZONY :* (fakt,zajebiscie to
                        brzmi <3) Ja Ciebie tez :*"
_______________________________________________
Takie cos...