piątek, 5 września 2014

Rozdzial 45

Obiad w spokojnej,malej restauracji to naprawde swietny pomysl,tymbardziej ze jest doslownie dwa kroki od mojego domu.Siedzimy i rozmawiamy na przerozne tematy wciaz trzymajac sie za rece.Jest romantycznie,mimo ze nie ma blasku swiec,czerwonej rozy ani wytrawnego wina. Jestesmy po prostu my i przytulna atmosfera. Nie ma paparazzi, ani telewizji, wywiadow i tego calego chaosu. Jest tak spokojnie ze moglabym tu zostac.
-Kiedy chcesz wrocic?-pyta pozerajac z lyzeczki kawalek ciasta.
-Nie wiem.-wzroszam ramionami tak jakby bylo mi to obojetne.-Byleby nie jak najszybciej. 18'ego musimy wyjezdzac w traseeee...-mysle liczac ile w sumie zostalo nam czasu.
-Obiecalem chlopakom ze uzadzimy jeszcze sobie meski wieczor przed wyjazdem.-usmiecha sie pokornie, tak jakby bal sie mi o tym mowic.
-Nie ma problemu.-dotykam jego policzka.-Wiesz ze ze mna nie jest tak jak z Gomez.-caluje go delikatnie nachylajac sie nad stolikiem.
-Nie bedziesz zla jesli znikne z nimi na cala noc?-pyta podejrzliwie odrywajac sie na chwile.Przez moment mam zamkniete oczy a potem jednak z usmiechem siadam w wygodnym fotelu.
-Nie glupku. Ciesze sie gdy widze cie jak wyglupiasz sie z chlopakami. Jestes w tedy taki hmmmm jak w NeverSayNever.
-Ogladalas moj film?!-pyta zaskoczony wytrzeszczajac oczy.Skinam tylko glowa usmiechajac sie niesmialo.-Awwwww to takie slodkie.-zgrucha a moja mina od razu powaznieje.
-Przestan.-groze mu placem.
-Moja Cher ogladala moooj film.-smieje sie pod nosem.-Cooo chcialas popatrzec na Bieber'a bez koszulki nieeee?-rosza brwiami tylko po to zeby jeszcze bardziej mnie wkurzyc.
-Wygladales wtedy jak dzieciak!-smieje sie z niego, doskonale wiadomo ze umyslnie, a on od razu sie naburmusza.
-Nie wygladalem wcale jak dzieciak.-odklada lyzeczke opierajac sie o swoj fotel.
-Nie, wygladales jak dziewczynka, faktycznie.-chichocze krecac glowa. Wzrok Jusa od razu zdradza ze tylko gra jednak on pozostaje niugiety.
-Radzilbym ci uciekac.-mowi powaznym glosem a ja mimowolnie podrywam sie uciekajac z restauracji. Na pozegnanie krzycze tylko ''do widzenia'' i biegne dalej odwracajac sie co chwila by sprawidz w jakiej odleglosci jest moj chlopak.Pewnie ma chwile opuznienia bo wyjmowal piekniadze by zaplacic. Usmiecham sie w duchu, plus dla mnie.Wpadam szybko do domu smiejac sie glosno i przy schodach zatrzymuje sie by odsapnac,a w jednym momencie ktos mnie oplata rekoma od razu ja smieje sie glosno.
-Hahaha...Justin.-opieram sie o jego plecy.
-Co mowilas? Ze wygladalem jak co?-szepcze mi rozmawiony do ucha.Odwracam nas tak zeby on teraz przyparty byl do sciany i smieje sie pod nosem.Wpijam sie w jego usta wciaz nie mogac przestac sie usmiechac.
-Pseplasam?-przygryzam warge patrzac na niego niewinnie jednak z nutka diabelka.
-Musisz poniesc kare.-mowi po chwili zastanwienia i przezuca mnie sobie przez ramie klepiac po tylku. Smieje sie oczywiscie w momencie kiedy mnie podrzuca i uderzam go lekko piastkami w plecy, nic sobie z tego oczywiscie nie robi.Rzuca mnie na miekkie lozko i od razu sie na mnie kladzie przygryzajac moja szyje.
Usmiecham sie kiedy jego reka laduje na moim posladku i go lekko sciska. Od razu mimowolnie wypuszczam powietrze ktore nawet nie wiem kiedy nabralam do ploc.W jednym momencie wsysa sie w moja szyje i juz czuje ta ogromna malinke ktora sie tam tworzy. Nagle wstaje na rowne nogi pozostawiajac mnie tam taka...Oh sami wiecie.Patrze na niego oniemiala.Pojebalo go do reszty? Najpierw podnieca mnie zucajac sie na mnie niczym zwierz a potem tak po prostu odrywa sie?! I do tego wpatruje sie we mnie z satysfakcja? Idiota...
-Ugh!!-odrzucam glowe na poduszke.-Nienawidze cie.-warcze kulac sie na lozku.
-Taaaaak...Chcialabys.-chichocze pod nosem sciagajac koszulke a ja jednym okiem zerkam na jego wysportowany i umiesniony brzuszek. Mmmmmmr. Cos pieknego.-Widzisz skarbie? Po prostu mnie pozadasz.
-Jestes zbyt pewny siebie panie Bieber.-wstaje na rowne nogi dotykajac piersiami jego klaty.Wciaz patrze mu w oczy.Przyznaje to dosc trudne bo jego wedruja od mojego biustu do ust a potem oczu. Oh chlopacy sa tacy prosci.Usmiecham sie pod nosem zadowolona z siebie.
-Roznica jest taka ze ja przyznaje sie bez bicia ze mam na ciebie straszna ochote.-mruczy seksownie z szelmowskim usmiechem.Takiej odpowiedzi sie nie spodziewalam.Myslalam a raczej liczylam ze zacznie sie wykrecac.-Kocham cie,mala zlosnico.-caluje mnie nagle a ja przez chwile oddaje calusa.
-Nie,e.-odrywam sie kladac dlonie na jego ramionach.Usmiecham sie do siebie uswiadamiajac sobie ze naprawde on tutaj przede mna jest. Czasami mam wrazenie ze to tylko sen.Powracam oczami do jego przepieknych patrzadelek i usmiecham sie szerzej wracajac z krainy mysli.-Nie mozesz mnie tak po prostu calowac.-chichocze pod nosem widzac jego zdezorientowana mine.
-A..Ale myslalem ze skoro jestes moja dziewczyna mam do tego pelne prawo.-marszczy zabawnie brwi.
-Nie wtedy kiedy przegrywasz skarbie.-dotykam palcem jego brody.-Znow pozwoliles mi wygrac.-usmiecham sie dumnie.Tak,to prawda. Nasze wymiany slow zawsze koncza sie przytuleniem albo odwraca sie i sobie idzie kiedy brak mu argumentow. Jest po prostu czasami jak dziecko.Wywraca w tym momencie tylko oczami.
-Idziemy na spacer?
-Widzisz! Znow to robisz, zmieniasz temat.-krece glowa usmiechajac sie zabawnie.Nagle w pokoju slychac dzwonek mojego telefonu.Podchodze do torebki w ktorej znajduje sie urzadzenie i od razu je wyciagam.Zerkam tylko jeszcze kto dzowni i odwracam sie do Jus'a ktory siedzi na lozku wpatrujac sie we mnie z usmieszkiem.-Tak,John?-gdy moj chlopak slyszy imie mojego przyjaciela od razu robi swoja klasyczna mine.
 -Super...-warczy pod nosem a ja wzdycham tylko lekko, sluchajac dalej pytan mojego rozmowcy.Jest najwidoczniej bardzo przejety, razem z Chris'em ktorego slysze torszke gorzej.Standardowe pytania..Gdzie jestem,z kim,co robie, jak sie czuje i tak dalej.
-John..-probuje wciac mu sie w jego monolog.-John!-krzycze rozbawiona krecac glowa.-Spokojnie, zyje okay? Slyszysz? Nikt mnie nie porwal...-spogladam w tym momencie na mojego chlopaka.-No moze jeden glupek.-przygryzam swojego dlugiego paznokcia a Justin puszcza mi oczko z lobuzerskim usmiechem na ustach.Plus dla mnie za poprawienie jego chumoru.
-Coooo?! Jestes z Bieber'em tak?!-warkot Chris'a slychac pewnie nawet w Chinach! No i po co drze ta morde? Nie mozna na spokojnie?-Kazalem ci sie z nim nie zadawac? Jemu tez cos kazalem. Jesli z nim jestes mozesz pozegnac sie od razu.Zabraniam ci dalej pracowac z ta szuja!!
-Chris ogarnij sie. Nie jestes moim ojcem i nie mozesz mi nic rozkazywac,dobrze? Nie bedziesz mi mowil z kim mam sie zadawac. Musisz sie pogodzic z faktem ze uwielbiam Justin'a i nic na to nie poradzisz. Nas cos do siebie ciagnie...-po raz kolejny sie usmiecham patrzac na Justina.
-Cher...-warczy Brown.
-Nie,Chris.Jesli nie chcesz mnie stracic to musisz go zaakceptowac. Jest juz czescia mnie,braciszku. Nie zmienisz tego. -nic nie odpowiada-Kochasz mnie?-pytam gdy nadal nic nie slysze po drugiej stronie.-Kochasz?
-Kocham...-szepce do sluchawki ktora najwyrazniej juz zdazyl zabrac John'owi.
-To zrob to dla mnie i uszanuj moje decyzje.-mam lekkie lzy w oczach.-Wroce nie wiem kiedy...Kocham.-rozlaczam telefon i klade go do torebki.
-Nas cos do siebie ciagnie...Tak?-Justin powtarza moje slowa usmiechajac sie i ciagle porusza brwiami.Stoi bardzo blisko mnie trzymajac dlon na moim biodrze a droga w kieszeni.
-Oh no blagam cie.-usmiecham sie krecac glowa i moj telefon znow zaczyna dzownic.
-Nie, no co to dzien ''zadzown do dziewczyny Bieber'a''.-robi w powietrzu cudzyslow i odwraca sie krecac glowa.Po raz kolejny tego dnia smieje sie do siebie. Oh jak wspaniale wreszcie moc sie ciagle smiac.
Miley.Fotke cyknieto kiedy pierwszy raz zrobilam jej niespodzianke przyjezdzajac na jej koncert juz po zakonczeniu naszej wspolpracy. To byl magiczny moment a Miley dala wtedy jeden ze swoich najlepszych koncertow. Wspaniale wspomnienia.
-Kochanie co jest?-odbieram zaniepokojona.Cyrus ostatnio dzwoni w sprawach tylko i wylacznie powaznych dlatego ze uczy sie do jakis egzaminow konczoncych studia. Tak, Miley uczeszcza na studia.W sumie potajemnie, wiedza o tym tylko najblizsi dlatego tez bardzo sie zdziwilam kiedy raczyla mi o tym powiedziec.A raczej kiedy sama to odkrylam,ale to kiedy indziej.
-Malutka,Scoot dzownil odnosnie tego ze zniklas.-robi chwilowa palze.-I ze Justin tez znikl wiec znajac was obu stawiamy ze jestescie razem.
-Nawet nie wiesz jak bardzo...-szepcze pod nosem.
-Co?Mow glosniej bo cie kurwa nie slysze. Alfredo scisz ten telewizor!!-drze sie na caly glos az musze telefon odsunac od ucha.
-Nic nie mowilam.-usmiecham sie sztucznie mimo ze ona tego nie widzi.
-Dobra nie wazne, wiec jestes z Bieber'em tak?
-Nooo tak.-mowie szybko.-A co?-rozkladam sie wygodnie na lozku zastanawiajac sie gdzie poszedl Jussi.
-Kiedy wracacie? 
-Nie wiem, pewnie za pare dni.-wzruszam ramionami. Oby jak najpozniej.Wzdycham zrezygonowana.
-Ktos dzis dzwonil do Alfredo odnosnie spotkania z Bieber'em.Jakis stary znajomy.Przekaz Justin'owi i powiedz ze go pozdrawiamy. My spadamy na obiad.Papa kocham cie mala.
-A...Ale.-za pozno w telefonie slysze dzwiek rozlaczonej rozmowy.Cala ona...Kto mogl chciec sie spotkac z Jus'em...Mroze oczy zastanaiwajac sie powaznie. Nie to ze jestem zazdrosna. To po prostu ciekawosc...
_____________________________________________________
Przepraszam za opuznienie..Musicie mi wybaczyc poniewaz to z powodu wyladowania w szpitalu...Przerpaszam.
-Patyrs

4 komentarze:

  1. Rozdział genialny! Czekam szybko na następny...
    P.S Czemu byłaś w szpitalu?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. problemy ze zdrowiem, zle wyniki krwi i tak dalej. Jak na razie nic nie wiadomo w srode mozliwe ze bede wiedziala co mi jest.

      Usuń
  2. Czekam na następny . Ten jest świetny

    OdpowiedzUsuń